Przez podnoszący się z kolan po największym historii trzęsieniu ziemi Ekwador przechodzi ogromna fala solidarności.
Ludzie mieszkający obecnie na ulicy, w parku, czy na podwórku dzielą się talerzem jedzenia i razem się modlą. Wolontariusze na puszkach z pomocą dopisują słowa zachęty: „nie traćcie nadziei”, „jesteśmy z wami”, „ufajcie”, „da się!”. Przez podnoszący się z kolan po największym historii trzęsieniu ziemi Ekwador przechodzi ogromna fala solidarności. W rozmowie z Beatą Zajączkowską opowiada o tym pracujący w tym kraju ks. Rafał Wujec.
Beata Zajączkowska: 654 zabitych, ponad 12 tys. rannych i wciąż wielu zaginionych. Jak tydzień po tym najtragiczniejszym trzęsieniu ziemi w Ameryce Południowej wygląda sytuacja w Ekwadorze?
Ks. Rafał Wujec: Tydzień po trzęsieniu ziemi widać kolumny samochodów, jak w Polsce na Wszystkich Świętych, przejeżdżających główną drogą z Guayaquil do Manty i Portoviejo. Utrzymuje się duch solidarności z cierpiącymi i ofiarami, w samochodach wiozą żywność, wodę, materace, odzież. Samochody osobowe to głównie rodziny spieszące do swoich krewnych poszkodowanych. Wciąż słychać z daleka jadące na sygnale karetki pogotowia z rannymi. Duże samochody towarowe to głównie pomoc ogólna z rządu, organizacji jak Czerwony Krzyż, TIR-y z Peru i z Kolumbii. Jadą ciężarówki z ciężkim sprzętem do odgruzowywania, koparki i wywrotki. Są też samochody wojskowe wiozące żołnierzy pilnujących porządku, bezpieczeństwa przed napadami i kradzieżami.
Trwa odgruzowywanie najbardziej uszkodzonych miejsc w większych skupiskach jak Portoviejo, Manta, Pedernales. Wysokie hotele zawalone w Mancie, duże sklepy komercyjne w Portoviejo, piętrowe domy w Calsecie, Bahia, Chone, Canoa, Jama – mnóstwo gruzu, którego w ciągu jednego tygodnia nie dało się wywieźć. Zniszczona jest też część prowincji Esmeraldas, zwłaszcza miasto Muisne i Babahoyo w Los Rios. Ludzie byli cały czas odnajdowani stąd każdego dnia zwiększała się liczba zabitych. Było ponad 100 wstrząsów wtórnych niekiedy o sile 5.4 w skali Richtera, na szczęście nie wszystkie odczuwalne i zapewnienia w wiadomościach, że nie ma zagrożenia drugim trzęsieniem ziemi. We wstrząsach wtórnych chodzi o ruchy płyty tektonicznej, która ma się zejść z pierwszą wysuniętą po trzęsieniu ziemi.
Czy to prawda, że wielu Ekwadorczyków nadal nocuje pod gołym niebem i ma utrudniony dostęp do wody i pożywienia?
- Tak, to prawda. To zaledwie tydzień od tragedii więc należy przyjąć, że pierwsze dni to pomoc żywnościowa, woda. Potem szukanie miejsc noclegowych. Zapewne część ludzi znajduje kawałek miejsca u znajomych lub rodziny. Ale w ciągu tego pierwszego tygodnia jadąc drogą z Portoviejo do Bahia częsty widok to rodzina siedząca na materacu lub na ziemi. Postawione cztery paliki z bambusa i rozwieszone prześcieradło, koc lub czarna plandeka, które chronią przed słońcem lub deszczem. Nie wszyscy znajdują kąt u znajomych. Dla tych ludzi przywieziono namioty tam, gdzie powstały duże skupiska poszkodowanych ludzi np. na nieczynnym lotnisku w Portoviejo. Jednak służby często nie docierają poza Portoviejo i Mantę, skupiając się na miastach, które najwięcej ucierpiały.
Prezydent zapewniał, że wody wystarczy dla wszystkich. Widać dziesiątki ludzi stojących przy drogach wymachujących pustymi butelkami i wołających: „Qeremos agua” – Chcemy wody, oznacza, że woda nie dociera, że są problemy w jej rozprowadzeniu, dystrybucji do każdej wioski. W środę informacja rządowa podawała: „Udało się uruchomić pompownię wody i 70 beczkowozów rozdziela wodę w różnych punktach. W 74 proc. w Manabi jest przywrócony dopływ prądu”. Widać starania i troskę władz, ale też trudno w krótkim czasie ogarnąć sytuację. Nie mają sposobu na sprawniejsze docieranie z darami, z miejsc, gdzie są składowane.
Czy widać gesty ludzkiej solidarności?
Solidarność wśród Ekwadorczyków jest niesamowita. Jest tu takie powiedzenie: „Hoy por Ti, mańana por mi - dziś dla ciebie, jutro dla mnie” i widać po zwielokrotnionym ruchu na drogach, że śpieszą z pomocą. W każdym powiecie policja z doradcą politycznym organizowały zbiórki. W parafiach koła Caritas ogłaszały akcję zbierania pomocy i zostały uruchomione takie punkty. Potem wszystko było rozwożone. Jeśli Caritas zbierał, zawoziliśmy do parafii, które ucierpiały. Jeśli rzeczy zbierali urzędnicy, organizacje – wieźli to do punktów wyznaczonych przez władze cywilne. Wielkie zaplecze wolontariuszy pomaga przy zbiórce, pakowaniu, są też zastępy wolontariuszy w poszkodowanych, miastach i parafiach odbierających rzeczy i zajmujących się ich rozdzielaniem. Duża część wolontariuszy to młodzież z pomysłami. Na paczkach, puszkach, konserwach dopisują jedno, dwa słowa zachęty, pokrzepienia typu: „animo" „nie traćcie nadziei” „jesteśmy z wami” „wiary” „ufajcie” „da się”.
Wiele państw się solidaryzuje. Pomoc materialną wysłały m.in. USA, Kanada, ONZ. Siły wojskowe z Peru przywiozły w dwóch TIR-ach 40 ton rzeczy dla 500 rodzin od materacy zaczynając na garnkach kończąc. Przyjechało 50 wojskowych, strażaków z Kolumbii, ponad 100 z Peru, Chile i Wenezueli, 120 ratowników z Meksyku, 80 z Hiszpanii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.