Przez podnoszący się z kolan po największym historii trzęsieniu ziemi Ekwador przechodzi ogromna fala solidarności.
Był ksiądz na terenie dotkniętym kataklizmem z pomocą zorganizowaną przez waszą parafię. Jak ludzie przeżywają tę tragedię?
Z parafii św. Jacka w Cascol doradca polityczny z policją zebrali dwa pickupy rzeczy, oraz ośrodek zdrowia i spółka ubezpieczeń rolników zebrały dwa furgony tzw. ranchery żywności, odzieży i wody. Z Caritasu zebraliśmy rzeczy na jeden jeep Land Cruiser i zawiozłem zabrane paczki do Bahia de Caraquez. To jakieś 200 km. z Cascol, z południa Manabi na północ. Przejeżdżając przez Portoviejo zobaczyłem pierwsze budynki popękane. Przejechałem za innymi samochodami przez most Mehija, na którym ruch był puszczony jednostronnie. W niektórych wioskach były zniszczone domy, często zawalona jedna ściana. W wiosce San Clemente grupa ludzi pokazywała, że nie mają co jeść, a jadąc dalej za zakrętem, za 100 metrów stał TIR, z którego rozładowywano pomoc. W mieście Bahia de Caraquez na ulicy mnóstwo wojska, stali ludzie wymachujący baniakami na wodę, inni koczowali rozłożeni na poboczu na materacach pod cieniem z prześcieradła. Przed plebanią również policja i wolontariusze. Policja rozładowała pakunki, a wolontariusz przedstawił mi sytuację niemożności pomocy wszystkim w wielotysięcznej parafii, jedynej w tym turystycznym mieście.
W sobotę byłem ze swoimi katechetami i nauczycielką Mercedes w parafii Calseta, aby zawieźć zebrane potrzebne rzeczy, worki z kukurydzą, bananami do punktu zbiórki darów. Miasto porządnie ucierpiało: ponad 50 domów zawalonych, na ulicy gruz, zawalił się zabytkowy drewniany ratusz, konstrukcja metalowa wypełniająca ścianę wejściową kościoła częściowo odłamana i wisząca na drutach. Połączenia ścian świątyni w pewnym stopniu rozdzieliły się, powstały szpary straszące niepewnością struktury budowli.
W parku umiejscowiony był punkt pomocy medycznej. Przed i na plebanii parafialnej mnóstwo wolontariuszy, paczek z lekarstwami, żywności, materacy, zgrzewek wody. Właśnie rozładowywano duży samochód towarowy pełen wody i innych produktów. Po rozładowaniu tegoż samochodu wolontariusze (zarówno chłopcy jak i dziewczęta), nosili worki z posortowaną pomocą i składali je na przygotowane samochody, i od razu z ładunkiem wyruszyli do wiosek. Młodzi ludzie pomagający i panie to wolontariusze, członkowie Caritas i ks. Darek kierujący ruchem i rozładunkiem darów, odbierający telefony. Mówił: „Tak jest przez cały tydzień, pełno paczek, ruch ludzi do późna w nocy. Trzęsienie ziemi zastało mnie w konfesjonale, gdy spowiadałem przed Mszą św. Od razu zawołałem, aby wszyscy wyszli. W tłoku zdeptano jedną małą dziewczynkę. Ma pęknięcie czaszki, jest w szpitalu. Odzyskuje przytomność i co chwila ją traci. Z tego, co tutaj jest zgromadzone wystarczy zaledwie dla jednej trzeciej potrzebujących”.
W pokoju zapełnionym wodą siedziała pani dyrektor parafialnej Caritas, w kuchni uwijały się kucharki. Wczoraj wydały 300 obiadów w parafialnej jadłodajni. Główna katechetka koordynująca parafialną katechizacją Elisabeth opowiadała pokrótce o całej akcji. Byli żołnierze pilnujący bezpieczeństwa i pojawiła się także telewizja państwowa TC, zaczynająca przygotowywać materiał o Calsecie. Dotąd w TV nie mówiono nic o uszkodzeniu i pomocy w Calsecie. Może dlatego niewiele tej pomocy dotarło. Misjonarze z Los Rios przywieźli jeden transport. Pomoc jest udzielana przede wszystkim parafianom, stąd ludzie przyjeżdżający z wiosek należących do sąsiedniej parafii, powinni otrzymać wsparcie w swojej parafii.
Na pożegnanie ks. Darek dodał: „Dzięki. Módlcie się za nas”. Myślę, że te słowa mają sens właśnie pośród gruzów. Na modlitwie odkrywam znaczenie słów z niedzielnego drugiego czytania z Apokalipsy: „Odtąd już nie będzie płaczu ani narzekania ani jęku, bo Bóg otrze wszelką łzę z oczu”. Czyli Panu Bogu trzeba powierzyć i akcję pomocy, i ratowania ofiar, i plan odbudowania miast i wiosek, a On sam sprawi, że: „Oto wszystko czynię nowe”(Ap.21,5). W modlitwie eucharystycznej dziękowałem za pomoc ofiarodawców. W imieniu tych, którzy ucierpieli i którzy śpieszą z ratunkiem, proszę o wsparcie modlitewne z Polski.
Czyli Kościół Ekwadoru jest na pierwszej linii pomocy poszkodowanym?
Kościoły stały się miejscem składowania darów. Poza tym, niektóre kościoły doznały częściowego zniszczenia, np. zawalona wieża w sanktuarium maryjnym w Montecristi czy zabytkowa świątynia w Rocafuerte. W niektórych parafiach stworzono schroniska. Z parafii nienaruszonych kataklizmem były organizowane transporty, koła Caritas nadal proszą ludzi o pomoc. Na spotkaniu w Montecristi abp Lorenzo Voltolini mówił o utworzeniu dla Portoviejo dwóch centrów przyjmowania rzeczy. 19 młodych księży przyjechało z innej diecezji Ekwadoru i do pierwszej w nocy uczestniczyli w rozładunku cali spoceni. Arcybiskup porozumiewał się z władzami, co do dostarczenia odpowiedniej ilości wody dla Portoviejo. Osobiście objechał doświadczony region Manty, Canoa, Jama i Pedrenales. Obecnie był na etapie załatwiania namiotów dla koczującej ludności.
Dodałbym, że Kościół trochę jest niedoceniany w sprawnym rozdzielaniu pomocy. Przyjmując, że kapłani znają parafie i mają osoby gotowe pomagać, wolontariuszy, przy skierowaniu dostaw żywności do parafii, dystrybucja darów mogłaby być lepsza. We wszystkich kościołach parafialnych tydzień po trzęsieniu ziemi niedzielne Msze św. zaczynały się minutą ciszy ku pamięci ofiar i rannych. Pozwolono na odprawienie Eucharystii w miejscach największego zniszczenia i tam gdzie ludzie zginęli.
Wikariusz generalny napisał do nas kapłanów: „Wierni nas duchownych potrzebują. Dostrzegamy, że ludzie mieszkający razem obecnie na ulicy, w parku, na podwórku dzielą się talerzem jedzenia, modlą się razem, nawet ci, których wcześniej nie widziało się w kościele. Z diecezji Loja w górach przyjechało 2 kapłanów i 7 sióstr zakonnych, aby służyć pomocą i brać udział we wspólnym zmaganiu. W Portoviejo służy pomocą psycholog rodzinom poszkodowanym i załamanym, zagrożonych myślami samobójczymi. Jest imponujące zainteresowanie ogólnonarodowe oraz międzynarodowe. Jesteśmy bardzo kochani! Przychodzą do nas wiadomości pełne nadziei ze wszystkich stron. Czuje się solidarność: widać wiele młodzieży i wielu dorosłych wolontariuszy w spoconych koszulkach. Dziękujemy! Gracias!”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.