Papież Franciszek pochwalił się, że ma bardzo zniszczoną Biblię. Ja też.
Choć ostatnio mi się mniej niszczy, ponieważ czytam ją na urządzeniach elektronicznych. W każdym razie mam więcej niż przeświadczenie, że wielu katolików nie za bardzo wie, co w tej Biblii jest. Albo odwrotnie: wielu nie czuje, że tam jest coś ciekawego. I dlatego, nawet jak robią sobie wyrzuty sumienia, że nie czytają, to i tak nie czytają.
Dla mnie jest to jedno ze źródeł kryzysów wiary. Ewangelia przestała być Dobrą Nowiną – newsem, po który chciałoby nam się sięgnąć. Powiedziałbym, że przestała być dla nas kontrowersyjna. Nie zaskakuje nas.
Tymczasem moje życie zmieniała ona i zmienia nieustannie. Właśnie z tego powodu rozumiem, jak ważne jest dobre jej odczytanie. Mały błąd interpretacyjny prowadzi do innych wniosków i w konsekwencji do innego życia. Jak w górach. Czasami mała zmiana kierunku oznacza, że można zejść do zupełnie innej doliny.
Jeśli ktoś jednak czyta Pismo, ale potem nie wdraża tego, co przeczytał, w życie, to nie ma znaczenia, jak je zinterpretuje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).