Podstawowe prawo mówi: jeżeli coś się może popsuć, to na pewno się zepsuje. Wniosek szczegółowy: nie rób nic na siłę, weź większy młotek, czyli poproś Ducha Świętego o podpowiedź i siłę do działania.
Istnieje napięcie między Kościołem hierarchicznym, strukturalnym a charyzmatycznym.
Zdarza się, że charyzmatyk czy wspólnota czują się zgorszeni postawą biskupa. Przykład: przyjeżdżał do Polski ojciec Bashobora czy Gloria Polo. Jedna diecezja się zgodziła i przyjmowała ich, inna nie. Ludzie chcieli zorganizować spotkanie, więc grupa charyzmatyczna musiała jechać na nie niemal „w ukryciu”, bo biskup się na to nie zgodził. Czy są możliwe rozwiązania „systemowe”? Kiedyś Jan Paweł II powiedział: „Wiesz, jeśli chcesz coś w Kościele zmienić, musisz mieć władzę”. Dopiero z perspektywy bycia odpowiedzialnym w Kościele można w nim coś zmienić, bez lęku o utratę wpływów, że ktoś inny okaże się bardziej autentyczny i za nim pójdą ludzie. Czy nie potrzeba tutaj nowego spojrzenia?
Papież Franciszek powoli to robi. Wcześniej robił to Jan Paweł II i Benedykt XVI. To się dokonuje powoli. Jest w tym mądrość Kościoła, która zakłada ryzyko lęku, że pewne rzeczy będą zmarginalizowane, po prostu zlekceważone. Zawsze jest tak, że głos proroczy i hierarchiczny uzupełniają się i nie wykluczają, bo hierarcha może być prorokiem i prorok też może zostać hierarchą. Kościół się kurczy – to widać tutaj w zachodniopomorskim – na południu Polski, niestety, jeszcze się tego nie zauważa. Zawsze się mówiło, że wiara powinna być bardzo osobista, ale przeciwstawiali się temu tak zwani konserwatywni, mówiąc: „No dobrze, ale wiara ma być także wpisana w kulturę”. Zgadza się, ale ksiądz Franciszek Blachnicki, kandydat na ołtarze, mówił: „Nowy człowiek, nowa kultura, nowe…” – nie dopowiedział, ale wiadomo, o co chodzi: nowa Polska. Przechodzimy proces przemian. Polska jest krajem, który mimo wszystko zachowuje masę chrześcijańską, katolicką. Mimo wszystko są księża – tacy, jacy są, ale są. Mimo wszystko nawet wojujący antykatolicy, których można zobaczyć w parlamencie, jednak wiedzą, kim jest Jezus Chrystus, przynajmniej intelektualnie, i nie pytają tak jak w Brazylii: „Kto to jest taki ubrany na biało, z brodą, kto to jest Jezus?”. Coś na ten temat wiedzą.
Nie mnie się wypowiadać na te tematy, bo nigdy się tym nie zajmowałem. Ale kto wie, czy nie powinny powstawać obok parafii archiparafie, tak jak są diecezje i archidiecezje? Czyli jeżeli teraz parafia ma kilka kościołów filialnych, ale gdy powstaje silny zespół dekanalny, angażujący świeckich w odpowiedzialność za strukturę społeczną, to może warto znaleźć i pieniądze na te cele, by w którymś momencie było już trochę spokojniej z zarządzaniem majątkiem? I może wtedy znajdą się pieniądze na niektóre dzieła ewangelizacyjne. Już dawno mówiłem: skoro mamy pieniądze dla organisty, sprzątaczki czy furtiana, czego nie neguję, to dlaczego nie możemy ufundować stypendiów wspierających tych świeckich, którzy chcą swoje życie poświęcić dla Jezusa w sensownej służbie Kościołowi? Może spowoduje to, że nauczą się zawierzyć całkowicie Bożej łasce? Tak powinno być. Gdy w naszym klasztorze zbadaliśmy strukturę przypływów i wydatków, to zauważyliśmy, że przez intencje mszalne i tacę Pan Jezus daje nam na nasze życie.
Pan Bóg zadba o nasze potrzeby, ale trzeba Mu zaufać. Pewne zaangażowania prawdopodobnie będą wymierać. Wielu będzie przeżywało z tego powodu ciężki kryzys. Ale powstają powolutku w Polsce różne ważne dzieła, na przykład stanowimy fenomen na rynku światowym, jeśli chodzi o trzeźwienie. Tylko w Polsce tak dużo trzeźwiejących alkoholików wraca do Pana Boga. Polska jest wyjątkowym krajem, gdzie większość tych instytucji jest i była współtworzona czy wspierana przez Kościół. To dzieje się przy wielu parafiach, lepiej lub gorzej. W Polsce uczymy się sensownego zarządzania pieniędzmi. To się powoli dzieje – może za wolno, a może innej możliwości nie ma? Ale to się dzieje. Żeby żyć, potrzebuję wizji, która pokaże mi cele i sposoby, do których mam dążyć. Może wydawać się to bardzo zwariowane, ale właśnie żyję dzięki wizjom.
Jedną z nich jest ikona Matki Bożej, Królowej Woodstocku – żeby tam się pojawiła, żeby były obrazki i żeby w namiocie na polu codziennie przez dwie, trzy godziny trwała modlitwa oraz msza św. z modlitwą o uzdrowienie. My tam, na Przystanku, chodzimy w koszulkach, a oni bez, tylko w samych gaciach, często w samej bieliźnie – żeby tam dla nich była msza, żeby mogli w samych gaciach przyjść na tę modlitwę i żeby przed tym namiotem było tak jak na jarmarku – na jarmarkach jest rakieta kosmiczna i są dziury, w które można wsadzić głowę, i żeby była tam też Matka Boża, Królowa Woodstocku, by każdy mógł wstawić głowę i zrobić sobie zdjęcie. Nie jest to poważne, ale może jest konieczne. I to będzie się powoli dokonywać, ale potrzeba nam cierpliwości, miłości i szacunku do ludzi, do których nas posyła Duch Święty… Mnóstwo rzeczy psujemy, gdy usiłujemy zrobić to na siłę. I tutaj kłaniają się prawa Murphy’ego, jedyne, które się sprawdzają we wszechświecie. Podstawowe prawo mówi: jeżeli coś się może popsuć, to na pewno się zepsuje, a wniosek szczegółowy: nie rób nic na siłę, weź większy młotek, czyli poproś Ducha Świętego o podpowiedź i siłę do działania.
I kiedy stosuję te metody, to Pan Jezus zwycięża. A wiele spraw psuję najczęściej, kiedy działam sam. Nie zawsze, robię różne dobre rzeczy, ale też potrafię popsuć: swoją arogancją, niecierpliwością, że – no właśnie – że chcę szybciej to zrobić. A to szybko będzie wtedy, kiedy ja Jezusowi pozwolę się prowadzić Jego drogami, Jego tempem, bo On jest Panem czasu. To jest kwestia natchnień Ducha Świętego i tego, na ile jestem na nie otwarty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.