– Kiedyś przez trzy miesiące jedliśmy codziennie chleb ze smalcem i kaszankę – opowiada Mirka Budzich. – Mówiłam Panu Bogu: „Jeśli dzieci powiedzą, że mają tego dość, to ja się stąd natychmiast zbieram!”. Ale nie było szemrania. Kiedyś przejeżdżaliśmy przez to miejsce, a dzieci: „Ooo! To jest ten sklep, gdzie tatuś kupował tę pyszną kaszaneczkę!”.
To było chyba po trzecim roku naszego wędrowania na Górnym Śląsku – opowiada Mirka Budzich. – Miałam totalny kryzys tego miejsca. Jestem chemiczką, więc widziałam całą tablicę Mendelejewa i myślałam: „Moje dzieci tu umrą. Nie chcę tu być”. Jako wędrowni katechiści Drogi Neokatechumenalnej, mieliśmy wizytę u arcybiskupa Damiana Zimonia. Mężczyźni zdawali relację z tego co robimy, a ja stałam, uśmiechałam się, ale w sercu miałam jedno: „Jestem tu ostatni raz. Wracam do Gdańska i już mnie nikt tutaj nie zobaczy”. I wtedy arcybiskup odsunął chłopaków, popatrzył na mnie i powiedział: „Mirosława, ja was tutaj posyłam. Tu nie jest tak brudno, jak ci się wydaje. Tutaj ludzie na was czekają, tutaj musicie być, bo kto im będzie głosił Słowo?”. Rozpłakałam się i mówię: „Ojcze ja właśnie o tym myślę, że jestem tu ostatni raz i stąd zjeżdżam. Skąd widziałeś?”. A arcybiskup: „A nie wiedziałem”. I to był dla mnie znak, że Duch Święty jest tutaj, że chce, żebyśmy tu zostali.
Jak Izraelici
Przed 25 laty Mirka i Tadeusz Budzich przyjechali z Gdańska do Katowic, żeby głosić słowo Boże i swoim życiem dawać świadectwo Jego mocy, którą poznali we wspólnocie Drogi Neokatechumenalnej. Podobne wspólnoty zaczęły się rozwijać w całej archidiecezji katowickiej, a wkrótce także diecezji bielsko-żywieckiej. Od prawie dwudziestu lat mieszkają na bielskim osiedlu Złote Łany. Tu wychowali siódemkę dzieci – piątka wciąż mieszka z nimi. Dla wielu są błogosławieństwem i darem Pana Boga. Ale dla wielu także zgorszeniem. Bo co widzą ludzie? Mają siódemkę dzieci, nie pracują zawodowo, a na dodatek nie chodzą w niedzielę do kościoła.
– Podziwiam pomysłowość Pana Boga, że Jemu zależy na jednym małżeństwie w miliardzie małżeństw na świecie, że przewidział dla nas takie wędrowanie – mówi Mirka. – To jest Jego prezent dla nas – bo zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę, z dala od swoich wspólnot, od bliskich. „Skazani na siebie”, połączeni na zawsze. A ja po 32 latach ciągle jestem zakochana w moim mężu! Tak mówi o swoim małżeństwie żona, która (zanim zamieszkali z dziećmi w Bielsku-Białej) przeżyła… dziewiętnaście przeprowadzek, bo tego wymagała ich posługa ewangelizacyjna w różnych miejscach Polski.
– Miałam różne wątpliwości – bo ciągle byliśmy jak Izraelici – w drodze, wory i walizki. Ale kiedy tutaj osiedliśmy, okazało się, że Pan Bóg miłosierny widzi, że mamy swoje lata i dzieci nie są w stanie zmieniać już tyle razy szkoły. Ale to są piękne doświadczenia. Gdybym ich nie miała, to o czym bym ludziom mówiła?
Kochamy Kościół
– Czemu się temu poddaliśmy? Nie ma innej odpowiedzi – to zostało nam dane z wysoka, dzięki naszemu poznaniu Boga, które dokonało się w Kościele – mówi Tadeusz. – Kochamy Kościół Jezusa Chrystusa, bo to On dał nam życie i nie możemy o tym milczeć za cenę wygodnego życia. Dlaczego ludzie teraz odchodzą od Kościoła? Bo nie chcą iść do Kościoła moralistyczno-wymagającego, bo on nie dotyka ich egzystencji. Jak mówi św. Paweł, człowiek żyje w nieustannym strachu przed śmiercią – jest w ręku demona, w kręgu śmierci, która mu nie pozwala wyjść do drugiego człowieka, nie pozwala zaakceptować swojej historii, która miała także fakty traumatyczne, sprawia, że nie jest w stanie upokorzyć się, prosić o przebaczenie. Człowiek jest w niewoli śmierci, dopóki nie pozna historii zbawienia – że Jezus Chrystus naprawdę zwyciężył śmierć, pokonał demona!
– Grałem kiedyś w piłkę i przytrafiła mi się kontuzja, która mnie z tego sportu wyeliminowała. Wydawało mi się, że moje życie jest stracone. I w takiej sytuacji trafiłem na katechezy neokatechumenalne. Usłyszałem wtedy, że nie ma przypadków w życiu człowieka, że Bóg stoi za każdym faktem z życia człowieka. Myślałem: jak to możliwe, żeby Bóg stał za tym moim nieszczęściem, które przeklinam? Ale to doświadczenie mi pokazało, że neokatechumenat pokazuje zupełnie innego Boga. Kiedy człowiek poznaje miłosierdzie Boga nie z abstrakcji, nie z książki, nie przez słowa księdza, ale przez doświadczenie Jego miłości, słodyczy, Jego czułości, to dopiero uczy się Mu zawierzyć, zaryzykować swoim życiem, swoim pieniądzem, otwartością na życie i dopiero wtedy może przylgnąć do Niego. Bóg nie jest jakąś ideologią, abstrakcją, ale jest Kimś, kto działa w historii człowieka poprzez fakty. Chrześcijaństwo nie jest jakimś chomątem, cierpiętnictwem, ale radością i pewnością!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.