Szkoda, że nie robią USG duszy

O powrotach do Boga, sufitowaniu, szatanie nakrywającym kołderką i męskich rozmowach z Jezusem z Piotrem Wasiakiem rozmawia Agnieszka Napiórkowska.

Reklama

Agnieszka Napiórkowska: Przeżywamy kolejne Wielki Post. Czy ten czas jest dla Ciebie inny niż te, które do tej pory przeżywałeś? Czy fakt, że trwa Rok Miłosierdzia, ma dla Ciebie znaczenie?

Piotr Wasiak: Tak, jest zupełnie inny. Ten, po długiej przerwie, naprawdę przeżywam. Ładnych kilka lat temu moje drogi z Panem Bogiem się rozeszły. Dla mnie Rok Miłosierdzia, który obecnie trwa w Kościele, zaczął się już w zeszłym roku. 5 listopada miałem bardzo poważną operację serca, ratującą życie. Mam sztuczne zastawki, jakieś obręcze. Nie jestem z wykształcenia medykiem, ale wiem, że była to skomplikowana operacja, tym bardziej cieszę się, że to, co mi zrobiono, działa.

Jak to wszystko się zaczęło? Jak pamiętam, byłeś pełnym życia i pomysłów mężczyzną, honorowym dawcą krwi, członkiem Stowarzyszenia „Czerwona Pomarańcza”, który angażował się w pomaganie innym. Jednym słowem – okaz zdrowia.

Też mi się tak zdawało. A wszystko zaczęło się od estetyki (śmiech). Zaczął mi przeszkadzać sporawy brzuszek, dlatego postanowiłem się go pozbyć. Zacząłem chodzić na siłownię. Po roku ćwiczeń brzuch już nie sterczał, zaczęła się rzeźbić klatka piersiowa. A potem zacząłem chudnąć. Na przełomie września i października zeszłego roku dostałem gorączki. A że czas ten związany jest z częstymi zachorowaniami, pomyślałem, że złapałem jakiegoś wirusa albo się przeziębiłem. Sam się leczyłem. Rano, gdy się budziłem, było dobrze, a wieczorem temperatura skakała do 39 stopni. Nie wziąłem L4, bo w pracy był gorący czas. Nie chciałem zawieść szefa. Nagle zacząłem się bardzo męczyć, ale ustąpiła gorączka. Pomyślałem, że to z osłabienia.

Któregoś dnia przyniosłem węgiel i nie mogłem złapać tchu. Żona się zdenerwowała i wygoniła mnie do lekarza. Ten zrobił mi EKG. Było książkowe, ale gdy zaczął mnie osłuchiwać, coś mu się nie spodobało. Dostałem skierowanie na USG i echo serca. W trakcie badań wyszło, że mam trzykrotnie powiększoną śledzionę. Badania serca wyszły źle. Natychmiast trafiłem do szpitala. Myślałem, że poleżę dwa, trzy dni i wrócę do domu. Położono mnie na „erce” kardiologicznej. Kiedy chciałem iść do toalety, usłyszałem, że mi nie wolno. Jeszcze do mnie nic nie docierało. Przecież przyszedłem tu na własnych nogach.

Zaskoczony leżałem, „sufitując”. Dużo myślałem. Czułem, że za bardzo koło mnie chodzą. Nikt mi nic nie mówił. Na każde pytanie dostawałem wymijającą odpowiedź. Po trzech dniach dowiedziałem się, że jadę do Warszawy. Nie dopytywałem. Widziałem przerażone oczy żony i matki. W szpitalu MSWiA uspokajali. Dostałem leki, po których zrobiło mi się dobrze. Jak się okazało, było to już przygotowanie do operacji, która odbyła się następnego dnia rano. Jedna z lekarek powiedziała mi, że jeśli mnie nie zoperują, mam od dwóch tygodni do roku życia. Operacja trwała 9 godzin.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama