Miał zaledwie 135 centymetrów wzrostu i wadę wymowy, utykał i był kruchego zdrowia. Pan Bóg uczynił go heroicznym sługą pojednania i pokuty. Święty Leopold Mandić jest, obok ojca Pio, patronem Roku Miłosierdzia.
Pewnego dnia przyszedł do o. Leopolda mężczyzna, który od wielu lat się nie spowiadał. Był mocno zdenerwowany. Kiedy wszedł do celi zakonnika, która służyła mu za konfesjonał, ten, jak miał w zwyczaju, wstał na powitanie. Przejęty mężczyzna, zamiast zająć miejsce na klęczniku, usiadł na krześle… kapłana. A ten, jak gdyby nigdy nic uklęknął przed nim i tak wysłuchał spowiedzi. Człowiek ten wracał do o. Leopolda wielokrotnie, zachęcony słowami: proszę przyjść, będę czekał, zostaniemy dobrymi przyjaciółmi.
Maleńka duszna cela, w której o. Leopold spowiadał od 12 do 15 godzin dziennie, nazywana była „salonikiem gościnności”. Do dziś w klasztorze Świętego Krzyża w Padwie, gdzie przez ponad 30 lat mieszkał, można zobaczyć wysłużone krzesło i wytarty kolanami tysięcy penitentów klęcznik, a nad nim prosty krucyfiks. – Nie pozostawił po sobie dzieł teologicznych czy literackich, nie był erudytą, ani też twórcą dzieł społecznych. Jedyną rzeczą, którą umiał, było spowiadanie – mówił o nim Jan Paweł II w czasie kanonizacji, która odbyła się w 1983 r., na zakończenie synodu o pojednaniu i pokucie
Pigułki Bożej mądrości
Bogdan Mandić urodził się w 1866 r. w chorwackiej rodzinie mieszkającej w Castelnuovo, pozostającym od 1797 r. we władaniu Habsburgów. Obecnie jego rodzinne miasteczko leży na terenie Czarnogóry. Był ostatnim z dwanaściorga dzieci. W domu rodzinnym doświadczył wielkiej miłości i głębokiej pobożności, ale też biedy. Już jako dziecko poznał pracujących na tym terenie kapucynów i postanowił zostać jednym z nich. Uczył się w niższym seminarium w Udine, habit kapucyński otrzymał w 1884 r. i przyjął imię Leopold. Sześć lat później w Wenecji został wyświęcony na kapłana. Marzył o kaznodziejstwie i pracy na rzecz zjednoczenia rozbitego chrześcijaństwa Wschodu i Zachodu. Ponieważ jednak niewyraźnie mówił, przełożeni odsunęli go od głoszenia kazań, a kruche zdrowie sprawiło, że marzenie o podróży „na drugi brzeg Adriatyku” i pracy na misjach nie spełniło się. Z czasem odkrył, że jego „Wschód” jest gdzie indziej. Przestał mówić o wyjeździe na misje, a za „teren misyjny” uznał konfesjonał.
O tę zmianę zapytał go jeden ze współbraci. Było to krótko po 10. rocznicy święceń kapłańskich o. Leopolda. – Niedawno spotkałem pewną świętą duszę i dałem jej Komunię. Gdy ją przyjęła, powiedziała mi: „Ojcze, Pan Jezus kazał mi powiedzieć, że każda dusza, której tutaj pomożesz w spowiedzi, jest twoim Wschodem” – usłyszał w odpowiedzi. „Apostołem ekumenizmu, misjonarzem Wschodu stawał się, odpuszczając grzechy ludziom Zachodu, pomagając im jednoczyć się z Bogiem i między sobą – pisze o. Jordan Śliwiński, animator kapucyńskiej Szkoły dla Spowiedników. – Zwykle nie potrzebował wielu słów, otrzymał bowiem od Pana dar czytania w ludzkich sumieniach. Posługiwał z cierpliwością. Jego pouczenia – krótkie, pełne treści – były jak pigułki Bożej mądrości”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.