Oprawcy zostawili przy jego ciele kartkę: „Bhatti musiał umrzeć za swą wiarę w Jezusa”. Rozpoczął się proces beatyfikacyjny pierwszego w historii Islamskiej Republiki Pakistanu katolickiego ministra.
- Każdego z niewiernych chrześcijan, którzy myślą tak jak on, wyślemy do piekła – pogróżki podobnej treści Shahbaz Bhatti otrzymywał od lat. Nasiliły się one, gdy jako minister ds. mniejszości religijnych zaczął walczyć o zmianę niesprawiedliwego prawa o tzw. bluźnierstwie przeciwko Mahometowi. Właśnie z tego powodu jego droga życia nieodłącznie związała się z drogą Asi Bibii. Wiedział, czym może się skończyć obrona tej chrześcijańskiej matki, skazanej za bluźnierstwo na podstawie sfałszowanych zeznań. Już wcześniej za jej obronę fundamentaliści zabili muzułmańskiego gubernatora Pendżabu. - Módlcie się za mnie. Jestem człowiekiem, który spalił za sobą mosty, nie mogę i nie chcę zawrócić z raz obranej drogi. Będę walczył z ekstremizmem aż do śmierci. Do ostatniego mego tchnienia będę służył Jezusowi i tym biednym ludziom, chrześcijanom i innym mniejszościom, potrzebującym, najuboższym – mówił na kilka tygodni przed swą męczeńską śmiercią. 2 marca 20011 r. dokonano egzekucji. Islamiści wiedzieli, że jechał bez ochrony, bo tego ranka odwiedzał chorą mamę. Zaczaili się na jego samochód i, wraz z kierowcą, podziurawili, jak sito seriami z kałasznikowa.
Po śmierci Bhattiego władze zlikwidowały kierowane przez niego ministerstwo, co zostało nazwane „drugą śmiercią katolickiego ministra”. Z czasem zostało ono przywrócone, ale już tylko w randze zwykłego departamentu, bez żadnej mocy sprawczej. Przedstawiciele mniejszości zostali pozbawieni prawdziwego obrońcy, a ich los w tych latach znacznie się pogorszył. Dowodem tego jest choćby Asia Bibii, która, mimo ogólnoświatowej mobilizacji w jej sprawie, szósty rok przetrzymywana jest w więzieniu z ciążącym na niej wyrokiem kary śmierci przez powieszenie. Jej apelacja blokowana jest przez islamistów, a Sąd Najwyższy nie spieszy się z podjęciem jedynej słusznej decyzji, jaką jest uwolnienie kobiety. Co więcej, naciski grup ekstremistycznych mogą napisać czarny scenariusz całej tej sprawy.
Przy okazji rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Bhattiego okazało się, że na dwa lata przed śmiercią totalnie oddał się on Bogu, stając się świecką osobą konsekrowaną. Biskup, który był świadkiem jego konsekracji wyznał, że świadomie zrezygnował z rodziny, by móc w całkowitej wolności służyć sprawie w którą wierzył. Bhatti zostawił ogromne dziedzictwo konsekwencji moralnej właśnie w polityce. Jego przyjaciele podkreślają, że nie był politykiem dla władzy i pieniędzy, ale po to, by służyć bliźniemu, szczególnie mniejszościom religijnym. Stąd jego przesłanie ma charakter nie tylko duchowy, ale i polityczny. Wiele osób wspomina go właśnie jako człowieka dialogu, otwartego nie tylko na wartości obecne w nauczaniu Kościoła, ale także ogólnoludzkie. Stąd również ludzie niewierzący czy wierzący inaczej szanują jego pracę i służbę na rzecz ludzkości. Jego motywacje były jednak wyraziste. W wywiadzie dla telewizji Al-Jazeera mówił: „Znam znaczenie Krzyża i podążam za Krzyżem”, a w testamencie zapisał: „Chcę jedynie miejsca u stóp Jezusa”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.