Przełożoną benedyktynek w Polsce jest siostra z Krzeszowa. Czy to przypadek, że za jej kadencji ordynariusz Lwowa chce przywrócić ich klauzurę w tym mieście?
W kościołach diecezji świdnickiej w styczniu odbyła się zbiórka pieniędzy na rzecz inicjatywy archidiecezji lwowskiej. Otóż abp Mieczysław Mokrzycki pragnie przywrócić życie klasztorowi sióstr benedyktynek w tym ukraińskim mieście.
„(...) W Archidiecezji Lwowskiej swoje miejsce posługi znalazło wiele wspólnot zakonnych męskich i żeńskich. Powróciły z bogactwem swych charyzmatów i są ewangeliczną »solą dla ziemi i światłem dla świata«. W ostatnim czasie, na nasze zaproszenie, postanowiły powrócić do Lwowa siostry benedyktynki, aby stać się dla naszej wspólnoty »wzniesionymi nieustannie do Boga rękoma Mojżesza«. Będzie to pierwsza obecność zakonu kontemplacyjnego w Archidiecezji Lwowskiej po II wojnie światowej. Potrzebujemy tej obecności szczególnie dzisiaj, kiedy niepokój i wojna niszczą rodzinę, społeczeństwo i porządek moralny. Klasztor sióstr benedyktynek będzie miejscem modlitwy, pokoju, przebaczenia i pojednania dla każdej osoby, bez względu na wyznanie, pochodzenie i narodowość” – napisał w liście na Dzień Życia Konsekrowanego lwowski arcybiskup.
Benedyktynki mieszkały i pracowały we Lwowie od 1593 roku. Wszystko skończyło się wraz z sowieckim nakazem wyjazdu z miasta wszystkim Polakom w 1946 roku. Siostry spakowały więc cały swój dobytek i ruszyły na Ziemie Odzyskane w poszukiwaniu nowego domu. Tak się akurat składało, że od końca XIX wieku w Grussau, czyli dzisiejszym Krzeszowie, mieszkali benedyktyni.
Jak opisuje s. dr Edyta Wójcik na podstawie zachowanych kronik klasztornych lwowskiego domu, sama zawierucha wojenna przyniosła odwiedziny kapelanów Wermachtu, wśród których był m.in. o. Teofil Rose, brat krzeszowskiego ojca Ambrosiusa. I dlatego, gdy przyszło szukać nowego domu, transport z siostrami przyjechał do krzeszowskich, znanych im „kuzynów”.
Dzięki temu, że siostry benedyktynki przybyły do Krzeszowa 31 maja 1946 r., została zachowana ciągłość jednej rodziny monastycznej w klasztorze, a przez to budynek nie został rozszabrowany. Ewakuację zbiorów sióstr utrudniały władze sowieckie, część wywiezionych dóbr zaginęła już na Dolnym Śląsku w okolicach Wrocławia, ale i tak spora część dobytku szczęśliwie dojechała do nowego klasztoru. A co siostry przywiozły ze sobą? Na pewno całe wielowiekowe dziedzictwo, chociaż bieda wojenna przewartościowała wiele i można z przymrużeniem oka powiedzieć, że za najcenniejszy wówczas benedyktynki uważały inwentarz żywy – ponieważ w tych niepewnych czasach właśnie zwierzęta dawały nadzieję na przeżycie.
– Z lwowskiego kościoła klasztornego siostry przywiozły cudowną figurę Chrystusa, która dziś znajduje się w ołtarzu głównym w zakonnej kaplicy. Z dzieł sztuki siostry uratowały m.in. galerię obrazów lwowskich ksień, liczne ornaty czy podarunki od króla Jana III Sobieskiego – namiot turecki i monstrancję. Udało się również przewieźć obszerny księgozbiór, liczący 586 starych druków, 22 tomy rękopisów i 2228 woluminów z klasztornej biblioteki – mówi Krystian Michalik, przewodnik krzeszowskiego sanktuarium.
Lwowski klasztor od początku należał do kongregacji chełmińskiej. Rozwijał się materialnie i duchowo pomimo wielu przeszkód spowodowanych licznymi wojnami. Do XIX w. liczył średnio 40–50 zakonnic. Były wśród nich wybitne osoby z rodów magnackich, królewskich, np. Daniłowczówna, ciotka króla Sobieskiego. Koniec XIX w. wydał wybitną ksienię Kolumbę Gabriel, beatyfikowaną w 1993 roku.
Budynki lwowskiego klasztoru nie miały tyle szczęścia. Umieszczono tam szkołę milicyjną. Po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości w 1990 r. zespół kościelno-klasztorny był początkowo nieczynny, po czym przekazano go greckokatolickim siostrom studytkom. Nosi on obecnie nazwę: świątynia Wszystkich Świętych.
Nasze benedyktynki zostały w Krzeszowie. Ale już niedługo część polskich benedyktynek na pewno powróci do Lwowa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).