Olimpiusz Hyla otrzymał strój duchowny 8 grudnia 2015 r.
Olimpiusz Hyla otrzymał strój duchowny 8 grudnia 2015 r.
Ks. Roman Tomaszczuk /foto gość

W niej nas widać

Brak komentarzy: 0

ks. Roman Tomaszczuk

GOSC.PL

publikacja 01.02.2016 06:00

Jeden dostał ją od dziadków, drugiemu pomogli rodzice, trzeci – wydał na nią swoje oszczędności, innemu zafundował proboszcz. Ale wszyscy są jednakowo dumni.

W banku i za kółkiem

– W tym, że sutanna na ulicy jest czymś zaskakującym, nawet w takim mieście jak Świdnica, gdzie mieści się seminarium duchowne i zagęszczenie duchownych jest znaczące, swój udział mają sami księża, którzy zbyt często dyspensują się od chodzenia w stroju duchownym – ocenia Jarek. – Jak dotąd chodzę w sutannie prawie wszędzie – zapewnia Przemek. – Są oczywiście miejsca, do których sutanna pasuje średnio bądź nie pasuje wcale. Takim miejscem z powodów czysto praktycznych będzie fryzjer. Uważam też, że w banku, przy wypłacie większej sumy pieniędzy także zdecydowałbym się na strój mniej oficjalny. Wydaje mi się, że ludzie zbyt często nie orientują się, że ksiądz ma także swoje prywatne pieniądze, całkowicie niezależne od pieniędzy parafialnych. Niemniej sytuacja ta w małych miejscowościach ma już inny kontekst, bo przecież jako osoby publiczne jesteśmy dosyć łatwo rozpoznawani, nawet bez sutanny – dopowiada.

Jarek natomiast chroni sutannę przed zabrudzeniem. – Stroju duchownego nie traktuję jako ubrania roboczego – nie sprzątam w nim, nie gotuję (w domu), nie przesiaduję w pokoju. Nie można przecież popaść w skrajność – sutanna 24h/dobę. Kiedy spotykam się z przyjaciółmi, nie zawsze jestem pod koloratką. Zależy to od okoliczności, pory czy miejsca spotkania. W sutannie staram się nie jeździć samochodem – z czystej wygody. W podróży albo jestem „na krótko”, albo sutanna leży w bagażniku – precyzuje, a Olimpiusz mu przytakuje.

Zmieniło się i zmienia wciąż

Klerycy nie mają jednak wątpliwości, że strój duchowny może mieć wymiar profetyczny. Nawet dzisiaj, gdy o kwestiach ostatecznych nikt nie myśli, a ksiądz kojarzy się bardziej z funkcjonariuszem Kościoła (nosi mundur przecież) niż z chodzącą zapowiedzią królestwa niebieskiego. – Ludzie potrzebują dzisiaj sutanny. Potrzebują takiego typu ewangelizacji. Chcą mieć szansę porozmawiania, pozdrowienia, a poprzez to manifestacji swojej wiary – uważa Przemek, a Jarek kontynuuje w podobnym duchu. – Sutanna jest znakiem, który niejako krzyczy do ludzi, że Bóg cały czas jest, prowokuje ich do refleksji, do stawiania sobie pytań o samego siebie, o Kościół, o księży. Sutanna w miejscach publicznych, poza kościołem, powinna być czymś normalnym. Żeby tak było, księża powinni przyzwyczajać do widoku sutanny czy koloratki. Powinniśmy się pokazywać na ulicy, powinno nas być widać, bo to też świadectwo wiary, naszej osobistej. I może jeszcze jedno: gdy sutanna miesza się z ulicznym tłumem, wtedy skraca się dystans, łatwiej o nas myśleć jak o ludziach bliskich, a nie jak o przedstawicielach wybranej kasty odizolowanej od ludzi nie tylko przez styl życia i jego sens, ale też przez ekskluzywne towarzystwo – dodaje.

Ponieważ poprzeczkę ustawiają tak wysoko, wiedzą, że odkąd są kojarzeni z duchownymi, muszą do tego skojarzenia dorastać. Temu służą kolejne lata formacji seminaryjnej, niemniej bez osobistego przekonania, że tak trzeba, upływające lata niczego nie zmienią. – Czuję potrzebę nawracania się i gorliwego współpracowania z Panem Jezusem. Kiedy wkładam sutannę, łatwiej mi sobie to uzmysławiać – mówi Olimpiusz. Natomiast Jarek wyznaje: – Zdecydowanie bardziej się kontroluję – zdaję sobie sprawę z tego, że każdy mój gest czy słowo idą na konto księży i Kościoła i mogą być skrajnie różnie odbierane. Nie chciałbym nigdy swoim zachowaniem, postawą czy działaniem zaszkodzić Kościołowi. Więc muszę dokładać starań, by być jednoznacznym – podsumowuje.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 3 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..