Ludzie, mam plan!

Ksiądz czyta: „Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać” – w murach poprawczaka to bardzo, bardzo dobra nowina.

Reklama

Słucha jej Kacper. Ma 15 lat, pochodzi z Mieroszowa. Tam powinien być jego dom, ale go nie ma. – Do 21. roku życia mam być w zakładzie. O warunkowe nie mam się co starać, bo dokąd pójdę? Nie mam nikogo. Nikogo nie obchodzę – mówi.

Wie, co mówi,

bo do bidula trafił tak dawno, że nie pamięta swoich pierwszych lat spędzonych na państwowym wychowaniu. – Miałem trzy lata, jestem najmłodszy z rodzeństwa – zaznacza. Rok później matce i ojcu zabrano prawa rodzicielskie. Nie nadawali się do opieki nad dziećmi i wychowywania ich. Wiecznie pijani albo trzeźwiejący, wiecznie pożarci między sobą i ze wszystkimi wokoło, wiecznie w alkoholickim zwidzie. – Pamiętam pierwszą bójkę, w przedszkolu to było, a może w bidulu… W każdym razie o klocki poszło. Nie odpuściłem, cwaniaczek sięgnął nie po swoje, więc oberwał. Tak, to mogła być pierwsza bójka, miałem pewnie z pięć lat – przypomina sobie z trudem. – Jak to czemu? Przez chemię – wyjaśnia.

Gdy przyjechała policja,

żeby go zgarnąć do Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii, nie chciał się poddać. Uciekł. Przez okno. – O, to te blizny – pokazuje na lewej dłoni. Poszarpane, bielejące ostrzegawczo. – Źle rozłożyłem siły. Za późno puściłem piorunochron. Drut poranił dłonie, ale adrenalina była taka, że przez tydzień się tym zupełnie nie przejmowałem. Dopiero gdy mnie złapali i dowieźli do ośrodka w Jeleniej Górze, zszyli skórę – wspomina. Za co zabrali do MOS-u dziewięciolatka? – Za demoralizację. Nie tylko sam piłem, ale i uczyłem pić, paliłem i palić uczyłem itd. De-mo-ra-li-za-cja – sylabizuje. – Namawianie innych do zła, szukanie wspólników w złym – za to.

Z tego okresu pamięta dobrze kiosk, w którym kupował gaz. Na początku trochę się krępował ćpać przy ludziach, potem już nie. Kupował, wciągał pół butelki i na całe pięć minut miał spokój. Ze wszystkim. – Głupie to było – kwituje teraz.

Przemoc, ucieczki,

podburzanie innych – to przygotowało kolejną przeprowadzkę. Tym razem do Kuźni Raciborskiej, do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego. To już przedszkole poprawczaka. Tutaj poznał siłę „Mocarza” i urok maryśki. I jeszcze zaczął kopać, a właściwie stać na bramce. Dobrze szło, w jednym sezonie w okręgówce trampkarzy zdobył tytuł najlepszego bramkarza turnieju. I szło by coraz lepiej, gdyby nie akt wandalizmu, wyceniony na 2,5 tys. zł – tyle kosztowała naprawa policyjnego radiowozu.

– Nie wiem, co we mnie wstąpiło, byłem pewnie pod wpływem czegoś tam – kojarzy. – Gdy zobaczyłem samochód, zacząłem go kopać: drzwi, nadkola, maska do blacharza – wylicza. Dostał poprawczak, w zawieszeniu na rok. – To taki straszak, żółte migające światełko – dopowiada Kacper. Chyba wtedy umarł jego ojciec. Zapił się na śmierć. Był na jego pogrzebie. – Ojciec to ojciec, rodziny się nie wybiera – tłumaczy Kacper. Matki nie widział od siedmiu lat. – Nie wiem, gdzie jest. Pewnie pije, więc tylko czekać, jak pojadę na kolejny pogrzeb – prorokuje.

No więc żółte migające światło stało się czerwone. Ostro czerwone, bo Kacper nie wytrzymał. Dalej pił, ćpał i w końcu ukradł rower. Nie było mocnych na Kacpra. Trafił do Świdnicy.

Ten przyjmuje grzeszników

i jada z nimi – słyszy w czwartek, 5 listopada. Myśli o Jezusie w poprawczakowej kaplicy. Ona jak cała reszta: za murem, za zasiekami, z kratami w oknach – ale Jezus jest. Nie przeszkadza mu dekoracja. Siada i zaprasza do stołu. – Chciałbym pójść do Komunii – wyznaje. – Jestem na każdej Mszy, słucham księdza, widzę, co się dzieje, i głodny jestem – mówi. – Kto by pomyślał, że to możliwe. A jednak! To kolejna dobra rzecz z poprawczaka.

Poza tym głodem jest jeszcze szkoła. Skończę szkołę – wreszcie. Nauczę się czegoś – przekonuje i nie myśli tylko o gimnazjum. Właśnie zdobył uprawnienia brukarza. – Mam nadzieję, że zdobyłem, egzamin jeszcze trwa, ale ja już napisałem. Łatwe było – dorzuca.

„Któż z was nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie?” – słyszy tego samego dnia. – Nie jest łatwo to wszystko ogarnąć, ale jak jestem zamknięty, to lepiej człowiekowi wychodzi życie – snuje refleksję. – Sam siebie upilnować nie potrafię, pilnują mnie inni. Wiem dobrze, co wolno, a co zabronione – jest regulamin. Jak ryzykuję po swojemu, od razu jest: „Stop!” – strażnika, nauczyciela, wychowawcy czy księdza – przyznaje.

„W niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” – słyszy jeszcze. – Proszę to napisać, żeby się ludzie za mnie modlili. Bo ja mam plan na życie: skończyć szkołę, zdobyć zawód, pracować i grać w piłkę. Po prostu żyć. A jak się uda, to założę rodzinę i wtedy, gdy będę miał syna albo córkę, nigdy nie pozwolę, żeby przeszli to, co ja. Dam im lepsze życie od mojego. O to się módlcie, ludzie!

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama