Suruç i Kobane. Dwa sąsiadujące ze sobą miasta leżące na pograniczu turecko-syryjskim. Konieczny przystanek dla tysięcy uchodźców uciekających przed terrorem Państwa Islamskiego. Odwiedziliśmy Kurdów – chrześcijan w obozach dla uchodźców na pograniczu spływającym krwią.
Stambuł, okolice placu Taksim. Tłum, gwar, w kolorowych knajpach alkohol leje się strumieniami. Świat zabawy i beztroski. Ale i w taką przestrzeń wkrada się wojna, toczona tysiąc kilometrów dalej na południe. Tuż przed naszym przyjazdem policja spacyfikowała kurdyjską demonstrację. Na imprezie w hostelu spotykamy grupkę Kurdów, w rozmowie pojawiają się elementy polityczne. Dość standardowe. Złe historie o rządzie tureckim, o IS, jakaś nadzieja, że jednak coś się uda zrobić. I nagle jeden z nich wyznaje: „Ale wiesz, tak naprawdę to ja wierzę w Armagedon. Może tak wygląda początek końca tego wszystkiego…”.
Tylko strachu nie brakuje
Tysiąc kilometrów dalej, na pograniczu, ziemia płowieje. Kraj- obraz staje się momentami pustynny, podmuchy wiatru wzbijają przy drodze pył, który tworzy małe trąby powietrzne. Upał i spiekota powodują, że kolory rdzewieją. Dojeżdżamy do Suruç, maleńkiego miasta granicznego między Turcją a Syrią. Położone jest kilka kilometrów obok Kobane. Suruç to jedno z miejsc, do którego masowo uciekają syryjscy uchodźcy. Na obrzeżach miasta, w jego okolicach i na pograniczu powstają dla nich obozy. Znaczna część z uciekinierów to ludzie z Kobane, opuszczenie domów okazało się jedynym ratunkiem przed atakami Państwa Islamskiego.
Kurdowie byli przez całe dekady realną siłą na południu Turcji. Jednak w związku z wojną w Syrii udało im się przez ostatnie lata, walcząc z IS, zdobyć kontrolę nad znacznym obszarem pogranicza turecko-syryjskiego i stworzyć tam zalążki autonomii, na kształt tej, która funkcjonuje już w Iraku, wokół Irbil. Tę „dominację” kurdyjską bardzo mocno widać w Suruç i okolicach. Znaczna część obozów jest kontrolowana przez kurdyjskie ugrupowania. Zdarza się, że setki osób przechodzą z lepiej zaopatrzonych obozów kontrolowanych przez Turcję do tych kurdyjskich. Gdy pytamy ich dlaczego – odpowiadają: „Tam są szykany i agresja jak w więzieniu”.
Obozy to zbiorowiska utopionych w pyle i żarze namiotów, otoczonych drutem kolczastym. Brakuje w nich wszystkiego: leków, ubrań, środków higieny, także jedzenia. Z powodu upałów jedzenie psuje się błyskawicznie, a w obozach brak lodówek. Uchodźcy śpią całymi rodzinami w małych namiotach. Ścisk jest tak duży, że czasem część rodziny przenosi się na zewnątrz. Jednak są rzeczy, których w obozach nie brakuje. Napięcia, strachu, koszmarnych wspomnień. Nie ma tu nikogo, kto by nie stracił kogoś bliskiego, wiele osób zginęło w okrutny sposób. Boją się, że pod obozy podejdą wojownicy Państwa Islamskiego i będą ich zabijać.
W opowieściach powraca wątek współpracy między IS a częścią sił tureckich działających na pograniczu. Wiele osób opowiada o tym, jak Turcy umożliwiali fanatykom zbliżanie się do obozów. W związku z ostatnimi zamachami terror się rozszerza. Do części obozów Kurdowie nie wpuszczają już nikogo – ze strachu przed kolejnymi eksplozjami. Z tego powodu w obozach działa też rodzaj uzbrojonej „samoobrony”, na wypadek konieczności walki. W ten sposób obozy te stają się de facto terytorium kurdyjskim, na które boją się wkraczać tureccy policjanci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).