Po co najmniejszej wspólnocie wyznaniowej w Kairze potrzebny wielki teren wokół dużego kościoła? Na tym kawałku ziemi garstka katolików zmienia podejście Egipcjan do osób niepełnosprawnych umysłowo.
Klub Szczęścia
Zaczęło się, jak zwykle w takich historiach, „przypadkowo”. Dwie kobiety – Lorisse Magdi i Mari Triz – spotkały się w pobliżu kościoła. Obie miały niepełnosprawne dzieci. Głośno rozmawiały o tym, że konieczność stałej opieki uniemożliwia im podjęcie pracy. Narzekały na brak jakiejkolwiek pomocy. Stały tam tak długo, że ksiądz, który zza płotu przyglądał się ich ożywionej dyskusji, wreszcie wyszedł i zaprosił je do środka. Wtedy wciągnęły go w temat. Okazało się, że matki nie potrzebują jakiejś nadzwyczajnej pomocy – wystarczy im miejsce, w którym na kilka godzin dziennie będą mogły zostawić swoje dzieci pod dobrą opieką, a same pójdą w tym czasie do pracy. I to był początek tego, że parafia św. Marka otworzyła swój teren dla niepełnosprawnych (z których większość to osoby z zespołem Downa) i ich rodzin. Początkowo opiekę organizowano w zakrystii. Dziś ośrodek, o wdzięcznej nazwie „Club du Bonheur” (Klub Szczęścia), ma własne pomieszczenia, plac zabaw, boisko, a nawet zakład snycerski, w którym podopieczni rzeźbią w drewnie. Jest też szkoła dla umysłowo i fizycznie chorych. W pomieszczeniach przy parafii zorganizowano też pracownię rymarską (wytwarzane są tam akcesoria jeździeckie), pracownię wyrobu mydła, sztuk ręcznych. Podopieczni co roku w marcu robią wystawę własnych produktów i dzięki ich sprzedaży co roku mają fundusze na letni wyjazd.
George szuka żony
Ksiądz Robin Kamemba SMA, Kenijczyk, wikary parafii św. Marka, podaje parę przykładów podopiecznych – dziś już dorosłych osób – którym pobyt w ośrodku zmienił życie. – Susan Chokri, 23 lata, i Aemad Chokri, 31 lat. Ich rodzice są kuzynostwem pierwszego stopnia. „Club du Bonheur” był praktycznie ich jedynym domem od dzieciństwa. Dzięki temu miejscu w miarę normalnie funkcjonują. I prawdopodobnie tutaj spędzą resztę życia. George (19 lat) jest trzecim dzieckiem państwa Atef, małżeństwa od 40 lat. Ma zespół Downa i padaczkę. W „Club du Bonheur” pojawił się, gdy miał 6 lat. Jednak dopiero tutaj nauczył się stopniowo wykonywać podstawowe czynności, jak kąpiel, parzenie herbaty, czyszczenie naczyń. Nie potrafi pisać, ale maluje.
Rozpoznaje też niektóre proste znaki, jak np. sygnalizację świetlną czy oznakowanie toalet dla mężczyzn i kobiet. Jego napady padaczki wywołują gwałtowne szarpnięcia, które mogą być niebezpieczne, ale nauczył się u nas wyczuwać, kiedy zbliża się napad, i co ma wtedy zrobić. Potrafi poprosić o pomoc, a nawet samodzielnie usiąść. George szuka teraz żony i nawet poprosił nas, żebyśmy mu ją znaleźli... Jest jeszcze z nami Rose Magdi, córka pani Lorisse, jednej z założycielek „Klubu Szczęścia”. Rose również ma zespół Downa. Przyjeżdżała do ośrodka, będąc jeszcze w łonie matki. Jej starsza siostra, Yvette, z łagodnym porażeniem mózgowym, jest doskonałym przykładem na to, jak osoby niepełnosprawne mogą przezwyciężyć swoje problemy i żyć prawie zwykłym życiem. Rose ma problemy z kontrolowaniem jedzenia, ale potrafi czytać i pisać proste zdania arabskie, gotować i sprzątać. Wykazuje wiele empatii dla swoich kolegów i koleżanek z centrum, zwłaszcza tych słabszych od niej – ks. Robin mógłby jeszcze długo wyliczać postępy w rozwoju swoich podopiecznych. Około 150 osób w ciągu tygodnia spędza w „Klubie Szczęścia” praktycznie całe dni. To naprawdę kropla w morzu potrzeb. Ale potrzebna, by zarazić kolejne miejsca i wspólnoty w Egipcie.
O akcji „Autobus dla Szubry” można przeczytać na stronie www.domwschodni.pl/autobus-dla-szubry
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).