Łukasz, zwany Wiecznym, pił kilkanaście piw dziennie. Do tego wódka. Czasem jabol. Po pięciu miesiącach zostawiła go żona. Dno butelkowego dna. A Pan powiedział Wiecznemu: kocham cię! I Wieczny wrócił.
Walka
– Nadal piłem, bo nałóg to nałóg. Ale walczyłem z procentami, a do kościoła zacząłem chodzić regularnie. Garstka starszych babć i łysy skacowany Wieczny. Przypomniałem sobie modlitwy z dzieciństwa i odmawiałem je... Dziewięć miesięcy takich zmagań. Aż przyszło Boże Narodzenie i wielka nadzieja, że picia choć w święto nie będzie, a będzie godność. Będzie czas z córką... – I popłynąłem... – Wieczny aż kręci głową. – Gorzała, melanż, opór. I po świętach. Potem większy kac moralny niż ten fizyczny. Po świętach, 27 grudnia, wspomnienie św. Jana Ewangelisty, mojego patrona z bierzmowania. Czułem się fatalnie. Wieczorem walnąłem się do łóżka. Miałem dość. „Boże, Jezu! Jeśli teraz mnie nie uratujesz, nikt mnie nie uratuje!” – leżał Wieczny i łkał. Nagle poczuł na swojej łysej i przepitej głowie dotyk dłoni. Konkretny, kojący. Wieczny usnął.
Zdrowie
Poranek dnia następnego. Praca. Jakieś dziwne odczucie, że coś się zmieniło. Ale co? A tu, zza pijackiego rogu, czai się sylwester. – Kupiłem sobie cztery piwa. A jakże. Spróbowałem jednego, wylałem. Otworzyłem drugie, coś nie wchodzi... Dziwne! Impreza u kolegi, potem kieliszek wódki? Nie, dzięki. Lampka wina? Znów nie ciągnie! Nie smakuje. Uświadomiłem sobie po jakimś czasie, że nie potrzebuję alkoholu! Nie do uwierzenia! To Jezus mnie uzdrowił! Jestem w stu procentach zdrowym człowiekiem! Nie ciągnie mnie, mógłbym się napić, nie wpadając w ciąg! Ale nie chcę. Podpisałem kilka lat temu deklarację niepicia do końca moich dni. W intencji takich, jakim ja sam byłem. O ich uzdrowienie i nawrócenie.
A co z Julką? Co z rodziną? Skomplikowana i długa jeszcze droga powrotu. – Miałem dziewczynę, ateistkę. Planowaliśmy wspólne życie. Brałem ją jednak do kościoła, do wspólnoty i... nawróciła się! Jak mówi – dzięki mnie. Byliśmy potem nawet u prawnika kościelnego, który był pewien, że po procesie kanonicznym otrzymam stwierdzenie nieważności małżeństwa... Przesłanek i powodów było wiele. Jednak dziewczyna Wiecznego, po nawróceniu, dużo się modliła. I pierwsza zaczęła mieć wątpliwości. Twierdziła, że nie jest przekonana co wspólnej przyszłości, że coś jej mówi: czeka was inna droga. Niemal w tym samym czasie żona Wiecznego, mama Julki, była na rekolekcjach. Mocnych, które oczyściły zranione serce. Po rekolekcjach naprawdę wybaczyła byłemu mężowi pijakowi. Wcześniej nie potrafiła. – Po tych rekolekcjach żona stała się inną kobietą: radosną, spokojną. Przestała ubierać się na czarno! To dla mnie była wielka radość i ulga. Też się poczułem oczyszczony, opuściło mnie poczucie winy względem żony i Julki...
Jakiś czas później, po wielu latach życia osobno, stał się cud: żona zaproponowała Wiecznemu powrót. – To było niesamowite! Skrzywdziłem żonę i przez wiele lat nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. A tu taka propozycja! Z dziewczyną rozstaliśmy się w zgodzie, a ja powoli, małymi krokami, zacząłem swój powrót do rodziny. Mijały miesiące, mieszkaliśmy długi czas osobno. Potrzeba czasu i modlitwy, wielu trudnych i dramatycznych (!) rozmów, by zacząć od nowa...
Od kilku miesięcy Wieczny mieszka z żoną i córką. Jeszcze w tym roku wezmą ślub cywilny. A przed ołtarzem raz jeszcze potwierdzą swój sakrament i miłość. Julka triumfuje: – A pamiętasz, tato, naszą rozmowę? Mówiłam ci: Pan Bóg wszystko może! Wieczny potwierdza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.