Mając na ustach dobro wspólne można czasem okazać się bezdusznym samolubem.
Nie jestem specjalistą w sprawach międzynarodowych i pewnie dlatego coraz bardziej się dziwię. Coś, co jeszcze parę miesięcy temu brałem za wynik mojej małej przenikliwości w ocenie międzynarodowych problemów staje się coraz wyraźniej oczywistością. O co chodzi? O sytuację z Państwem Islamskim.
Rzut oka na mapę wystarczy, by dojść do przekonania, że państwo to już dawno powinno przestać istnieć. Wokół siebie ma – nominalnie – samych wrogów. Są sojusznicy USA: Irak i Turcja. Trochę dalej Arabia Saudyjska i Izrael. Poza tym wielcy wrogowie islamistów: Jordania i Syria Asada. W pobliżu także szyicki Iran. No i w samym Iraku Kurdowie. Wszyscy deklarują chęć walki z islamistami. Rozumiem, że w takiej sytuacji z wrogiem walczy się także na płaszczyźnie gospodarczej. Skąd więc otoczeni przez samych wrogów islamiści mają pieniądze na utrzymanie państwa i prowadzenie wojny? Wiem, że przejęli sporo uzbrojenia irackiej armii. Ale bez kontaktów gospodarczych z sąsiadami trudno sobie wyobrazić, by ich państwo mogło tak długo funkcjonować. Ba, nawet umacniać swoje wpływy. Kto więc wyłamuje się z oczywistego w takiej sytuacji embarga? I jakim cudem szeregi islamistów zasila tylu cudzoziemskich bojowników? Opanowali sztukę teleportacji?
Dziś już otwarcie mówi się, że islamiści mają ciche wsparcie różnych sił w regionie. Między innymi Turcji. Turcji, która za wroga uważa Syrię Asada i irackich Kurdów. Wzmocnienia tych ostatnich boi się, bo Kurdowie żyją też na jej terytorium. I jeśli wzrosną w siłę mogą zacząć dopominać się o swoje państwo. Chaos za południową granicą jest więc Turcji jak najbardziej na rękę.
A jak się to ma do deklaracji ich wielkiego sojusznika, Stanów Zjednoczonych, o konieczności zdławienia Państwa Islamskiego? Podobno pod ich patronatem montowana jest jakaś wielka koalicja przeciw islamistom... Serio? Bo mnie coraz bardziej prawdopodobna wydaje się teza, którą z pewną dozą złośliwości wyraziłem, gdy rozpoczynała się Arabska Wiosna, ale której wierząc w dobre intencje światowych przywódców sam nie dawałem wiary: że właśnie o to chodzi, by cały ten obszar stanął w ogniu. I by tego pożaru nikt nie gasił. Szkoda tylko, że cierpią przy tym niewinni ludzie.
Jeśli zanudzam czytelników rozważaniami na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie to dlatego, że w Polsce dostrzegam podobne postawy. Przez nasz kraj przetacza się wielka dyskusja na temat przyjmowania uchodźców. I tych uciekających przed wojną i tych szukających lepszych warunków życia. Padają różne argumenty za i przeciw. Bardzo bym chciał, by w ostatecznym rozrachunku to, co nazywa się czasem polską racją stanu czy dobrem Polski i Polaków nie przyćmiło nam zwyczajnej przyzwoitości. Bo wstyd by było, gdyby przyszłą pomyślność Polski miała być okupiona obojętnością na cierpienie niewinnych ludzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.