O misyjnej posłudze z księdzem Mateuszem Kusztybem, który wyjeżdża z naszej diecezji do Botswany, kraju leżącego między pustynią Kalahari a dziką deltą Okawango, rozmawia ks. Tomasz Lis.
Ks. Tomasz Lis: Jak dojechać do Botswany?
Ks. Mateusz Kusztyb: Z Polski, a nawet z Europy nie lata tam żaden samolot. (śmiech) Najpierw trzeba lecieć do Johannesburga w Republice Południowej Afryki, a potem przesiąść się na lokalny samolot do Gaborone, stolicy Botswany. Ja będę jeszcze musiał dotrzeć do Francistown, które jest stolicą wikariatu apostolskiego, gdzie mam pracować.
Czy już wiadomo, jaką placówkę Ksiądz obejmie?
Jadę, aby wspomagać wikariusza apostolskiego bp. Franklina Nubuasah SVD. Najpierw chciałbym przez jakiś czas poznać na miejscu kulturę tego kraju, podstawy lokalnego języka, a dopiero potem ruszyć na placówkę. Botswana to jeden z najbardziej dziewiczo zachowanych rejonów Afryki. Podczas wstępnej rozmowy z biskupem wspominał on, że ma trzy misje do obsadzenia. Jedna jest oddalona o około 100 km od stolicy diecezji, druga 150 km, a trzecia o... 500 km, i znajduje się na obrzeżach pustyni Kalahari. Decyzja, którą misję obejmę, zapadnie na miejscu.
Skąd pomysł na misje i tak egzotyczny kraj?
Na misje chciałem jechać, odkąd tylko zostałem księdzem. Takie powołanie dojrzewa. Po kilku latach pracy w diecezji doszedłem do wniosku, że czas na mnie. Tak naprawdę to Pan Bóg daje wewnętrzny sygnał. Ktoś może zapytać, dlaczego właśnie Botswana? Bo misjonarze jadą tam, gdzie są najbardziej potrzebni, a właśnie ten kraj obecnie bardzo potrzebuje misjonarzy, którzy nie tylko poniosą tam Ewangelię, ale także podniosą poziom szkolnictwa i po prostu zatroszczą się o najbardziej potrzebujących.
Kto może jechać na misje do Botswany?
Każdy, kto chce pracować jako misjonarz, jest zdrowy i zna dobrze angielski, który jest tam, obok lokalnego języka szczwana, językiem oficjalnym. To taka podstawa. A tak naprawdę, to najpierw trzeba przejść roczne przygotowanie w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, gdzie poznaje się kulturę kraju, w którym będzie się pracowało, jego religię, relacje społeczne i wiele innych rzeczy przydatnych w codziennej posłudze. Potem trzeba kupić bilet lotniczy, i to koniecznie powrotny, bo w Botswanie nie bardzo tolerują białych misjonarzy, zabrać trochę potrzebnych rzeczy, dokumenty i można ruszać. (uśmiech)
Botswana, jaki to kraj?
Piękny, tajemniczy, pełen wyzwań i niewiadomych. Ostatni dziki kraj Afryki. W delcie rzeki Okawango żyją stada słoni, nosorożce, cała masa antylop oraz najgroźniejsze drapieżniki. Większość powierzchni kraju to urodzajne pastwiska, gdzie ludność hoduje krowy. Mówi się, że w tym kraju jest więcej krów niż ludzi. Część obszaru to pustynia Kalahari. Wydobywa się tam największą ilość diamentów na świecie. Nie przekłada się to jednak na poziom życia mieszkańców. Jak w każdym kraju afrykańskim ludność podzielona jest na plemiona. Główne z nich to Tswana i Kalanga. Oficjalnym językiem w miastach jest angielski, zaś w wioskach ludzie posługują się lokalnym językiem szczwana. Największą plagą Botswany jest epidemia AIDS, oficjalnie co trzecia osoba jest zarażona wirusem HIV. Mieszkańcy tego kraju są bardzo nieufni wobec białych. Bardzo trudno dostać tam pozwolenie na pobyt stały. Tolerują tylko turystów, którzy stanowią źródło dochodu.
Nie będzie więc łatwo…
Na żadnej misji nie jest łatwo. Wiem, że pracy jako misjonarzowi mi nie zabraknie. W tym rejonie, gdzie będę pracował, katolicy stanowią trochę więcej niż 1 proc. ludności. W wikariacie apostolskim Francistown, który ma powierzchnię większą niż cała Polska, pracuje około 20 kapłanów na 17 placówkach misyjnych. Jest wśród nich trzech Polaków werbistów, jeden brat zakonny i jedna siostra. Liczbę wiernych szacuje się na około 20 tys. katolików. Nie będę więc bezrobotny.
Jak będzie wyglądała posługa misyjna?
Podstawą będą sprawowanie sakramentów i katecheza oraz wyprawy z misją po okolicznych wioskach. Taką mam wizję posługi. Jaka będzie naprawdę, pokaże życie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).