Jeśli aborcyjny dron jest ważniejszy niż syryjscy męczennicy...
Takie ładne dzieci na plakatach, a nikogo to zdaje się nie interesować – mówi mi pewnego dnia proboszcz odnosząc się do stojącej przed kościołem antyaborcyjnej wystawy. – Ale jak jeszcze wisiały tu obrazy z wyabortowanymi dziećmi, to owszem, negatywne głosy się pojawiły. No właśnie. Czy wtedy protestowali tylko zwolennicy aborcji? A może i jej przeciwników bardziej porusza widok zła, niż wzrusza tak zwyczajne dobro i piękno, jakim jest uśmiechnięty maluch?
To pytanie przypomniało mi się wczoraj, kiedy zauważyłem jak bardzo niektórych katolików poruszyła sprawa „aborcyjnego drona”, który przyleciał do nas zza zachodniej granicy. Niektórzy nawet marudzili że trzeba go było zestrzelić. A ja się zastanawiam: po co tyle nerwów?
W ostatnich dniach takich spraw było więcej. Już znacznie poważniejszych. Przyjęcie przez sejm ustawy on in vitro, wyrok sądu najwyższego w USA stwierdzający, że zakaz małżeństw homoseksualnych to godzenie w prawa człowieka... Rozumiem, trzeba jasno powiedzieć, jakie jest nasze, katolików stanowisko. I należy przypominać argumenty. Ale powinniśmy też z pokorą uznać, że jeśli dziś świat odrzuca naszą opartą na prawie naturalnym moralność, to głównie dlatego, że nie potrafimy przedstawić jej jako czegoś naprawdę atrakcyjnego. Utyskiwaniem i biadoleniem na pewno niczego tu nie zmienimy.
Zło, niestety, potrafi człowieka uwieść. Dzieje się tak nie tylko wtedy, gdy człowiek mu ulega, ale też wtedy gdy ciągle zaprząta jego umysł, zaślepiając na to co dobre. Przyleciał aborcyjny dron? Tak, to jest temat. Choć w akcji wzięła udział niewielka grupa osób. Ale jakieś przekazanie krzyża Światowych Dni Młodzieży? Jakiś ewangelizacyjny raban, koncert, zlot? Rekolekcje, w których udział bierze w sumie tysiące osób? Dzień młodzieży gromadzący w każdej z polskich katedr tłumy? Albo choćby taka poranna msza w tygodniu w moim kościele, na którą co dzień chodzi ok. 200 osób? Eeeee... kogo to interesuje. No właśnie. A powinno nawet jeśli nie specjalnie zainteresować, to przynajmniej ucieszyć. To występujące nawet wśród porządnych katolików zaślepienie na dobro, a zainteresowanie złem, choćby i przyjmowało postać piętnowania go, jest przerażające. Nie mniej niż zainteresowanie uczniów Chrystusa głównie tym, co diabeł powiedział na egzorcyzmach.
Od lat staramy się, jako redakcja portalu Wiara.pl, jakoś to zmienić. Świadomie staramy się oprzeć pokusie zyskiwania klikalności przez eksponowanie brudów. Publikujemy za to, zwłaszcza w serwisie kosciol.wiara.pl, wiele tekstów pokazujących to niewidoczne, dziejące się gdzieś na obrzeżu wielkiego świata dobro. Wielka w tym zasługa dziennikarzy dodatków diecezjalnych Gościa Niedzielnego, bo to oni takie sprawy potrafią znaleźć i przedstawić. Niestety, coraz częściej mam wrażenie, że takie podejście do sprawy uznawane jest przez wielu pobożnych katolików za nie pasujący do potrzeby chwili anachronizm albo i za wyraz braku profesjonalizmu. A że kolejni papieże w swoich orędziach dotyczących mediów uczą inaczej? Cóż, chyba każdy z nas ma tendencję to pobożności wybiórczej. I dotyczy ona (wybiórczość) niekoniecznie tylko piątego i szóstego przykazania. Pierwszego, drugiego i ósmego też.
Jeśli sól traci swój smak... Jeśli aborcyjny dron jest ważniejszy niż syryjscy męczennicy, to wtedy ten świat rzeczywiście jest coraz bardziej mdły. Albo przynajmniej tak to się wydaje...
PS. Dodatek dla ilustracji, o co na początku komentarza chodzi :)
Andrzej Macura Coś pozytywnego dla ilustracji tez zawartych w komentarzu :)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.