Matka pyra, ojciec hanys - na dobry początek półwiecza wystarczy, potem trzeba jeszcze jezuitów i franciszkanów.
Powołanie trzeba mieć
Przy ołtarzu Marek nauczył się co to jest ofiara. Nie tylko ta najświętsza, ale i ta powszednia. Dlatego, kiedy zgłosił się do prowincjała franciszkanów, żeby ten go do zakonu przyjął, usłyszał: „Nie zgadzam się! Matkę masz chorą, ojciec już nie żyje, jedynak jesteś, musisz się nią zająć”. Więc wstąpił do tego domowego zakonu: troski o rodzicielkę. Czym się różni od klasztornego życia? Niczym. Nie założył rodziny, w kościele jest zawsze, studiował filozofię i teologię (na Ignatianum w Krakowie), dla ludzi jest dostępny non stop. Ma bowiem specjalizację: wsparcie dla trudnych przypadków, szczególnie rodzinnych (zrobił też podyplomówkę z nauk o rodzinie w Łomiankach). – Szczęśliwe życie to życie, które realizuje Boże powołanie a ja mam powołanie do służby przy ołtarzu – podsumowuje.
– Wszystko u mnie zaczęło się jednak w domu rodzinnym, każdemu życzę takich rodziców, jak moi: konkretna, twarda pyra Nela i troskliwy Hanys Władek – uśmiecha się. Potem byli jezuici i św. Ignacy, a wreszcie, od czasu studiów zaocznych na jezuickiej uczelni, franciszkanie, którym jest wierny do dziś. – Czemu się do franciszkanów przeniosłem? Bo wtedy tutaj było ich seminarium, byli wykładowcy i biblioteka więc wszystko, co pomagało mojej edukacji akademickiej. I tak już zostało – wyjaśnia Marek Puczka w dniu, gdy w kościele pw. MB Różańcowej, dziękował Bogu za 50 lat wierności swemu powo- łaniu.
Pół wieku przy ołtarzu
Damian Tylk
– Znam pana Marka od ośmiu lat, odkąd zacząłem służyć. To, co zawsze będzie mi się z nim kojarzyło, to niesamowita fascynacja służbą, z której niemalże wszyscy „wyrastamy” z chwilą zdania matury, a już na pewno, gdy się żenimy – on jednak poszedł inną drogą. Nie wiem czy sam będę potrafił go naśladować. Może?
Ewa Szybiak
– To pewnie już ze trzydzieści lat minęło odkąd się znamy. Cenię Marka za szczerość i otwartość i za przywiązanie do Boga i Kościoła. Poznaliśmy się na pielgrzymce, potem razem działaliśmy w oazie, gdzie na Marka można zawsze było liczyć. Jest duszą towarzystwa, ma w sobie dużo radości i umie się nią dzielić.
o. Karol Głowacki
– 38 lat temu poznaliśmy się z Markiem na kolei. On był kolejarz i ja byłem kolejarz. Pracowaliśmy razem 17 lat, potem ja poszedłem do franciszkanów, a on został przy ołtarzu i teraz znowu się spotykamy, ale już w Imię Pana. Marek to facet i do tańca, i do różańca, a przy tym nigdy nie rezygnujący z twardych zasad czy modlitwy. Nie jest to zbyt częste u mężczyzn.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.