Marek Puczka ma 58 lat, ale wciąż troszczy się o piękno liturgii, a przecież nie jest księdzem, nie jest kościelnym, tylko kierownikiem pociągu
Marek Puczka ma 58 lat, ale wciąż troszczy się o piękno liturgii, a przecież nie jest księdzem, nie jest kościelnym, tylko kierownikiem pociągu
ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość

Na całe życie

Brak komentarzy: 0

ks. Roman Tomaszczuk

GOSC.PL

publikacja 06.05.2015 06:00

Matka pyra, ojciec hanys - na dobry początek półwiecza wystarczy, potem trzeba jeszcze jezuitów i franciszkanów.

Powołanie trzeba mieć

Przy ołtarzu Marek nauczył się co to jest ofiara. Nie tylko ta najświętsza, ale i ta powszednia. Dlatego, kiedy zgłosił się do prowincjała franciszkanów, żeby ten go do zakonu przyjął, usłyszał: „Nie zgadzam się! Matkę masz chorą, ojciec już nie żyje, jedynak jesteś, musisz się nią zająć”. Więc wstąpił do tego domowego zakonu: troski o rodzicielkę. Czym się różni od klasztornego życia? Niczym. Nie założył rodziny, w kościele jest zawsze, studiował filozofię i teologię (na Ignatianum w Krakowie), dla ludzi jest dostępny non stop. Ma bowiem specjalizację: wsparcie dla trudnych przypadków, szczególnie rodzinnych (zrobił też podyplomówkę z nauk o rodzinie w Łomiankach). – Szczęśliwe życie to życie, które realizuje Boże powołanie a ja mam powołanie do służby przy ołtarzu – podsumowuje.

– Wszystko u mnie zaczęło się jednak w domu rodzinnym, każdemu życzę takich rodziców, jak moi: konkretna, twarda pyra Nela i troskliwy Hanys Władek – uśmiecha się. Potem byli jezuici i św. Ignacy, a wreszcie, od czasu studiów zaocznych na jezuickiej uczelni, franciszkanie, którym jest wierny do dziś. – Czemu się do franciszkanów przeniosłem? Bo wtedy tutaj było ich seminarium, byli wykładowcy i biblioteka więc wszystko, co pomagało mojej edukacji akademickiej. I tak już zostało – wyjaśnia Marek Puczka w dniu, gdy w kościele pw. MB Różańcowej, dziękował Bogu za 50 lat wierności swemu powo- łaniu.

Pół wieku przy ołtarzu

Damian Tylk
– Znam pana Marka od ośmiu lat, odkąd zacząłem służyć. To, co zawsze będzie mi się z nim kojarzyło, to niesamowita fascynacja służbą, z której niemalże wszyscy „wyrastamy” z chwilą zdania matury, a już na pewno, gdy się żenimy – on jednak poszedł inną drogą. Nie wiem czy sam będę potrafił go naśladować. Może?

Ewa Szybiak
– To pewnie już ze trzydzieści lat minęło odkąd się znamy. Cenię Marka za szczerość i otwartość i za przywiązanie do Boga i Kościoła. Poznaliśmy się na pielgrzymce, potem razem działaliśmy w oazie, gdzie na Marka można zawsze było liczyć. Jest duszą towarzystwa, ma w sobie dużo radości i umie się nią dzielić.

o. Karol Głowacki
– 38 lat temu poznaliśmy się z Markiem na kolei. On był kolejarz i ja byłem kolejarz. Pracowaliśmy razem 17 lat, potem ja poszedłem do franciszkanów, a on został przy ołtarzu i teraz znowu się spotykamy, ale już w Imię Pana. Marek to facet i do tańca, i do różańca, a przy tym nigdy nie rezygnujący z twardych zasad czy modlitwy. Nie jest to zbyt częste u mężczyzn.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..