O ulubionym bólu, porannych rozmowach z Jezusem Miłosiernym i tacie pokazującym, jak rozpoznawać, który Pan Jezus jest prawdziwy, z ks. Brunonem Dąbrowskim, rezydentem w parafii św. Wojciecha w Białej Rawskiej,
Z tego, co wiem, nerwica, na którą Ksiądz chorował, była wynikiem trudnych doświadczeń z dzieciństwa związanych z II wojną i powstaniem warszawskim.
– Tak, to prawda. Podczas wojny Niemcy strzelali do mnie dwa razy. Widziałem kulkę, która miała mnie zabić. Było to na pl. de Gaulle’a, tam, gdzie dziś stoi palma. Był tam czołg, w którym siedział Niemiec, rozglądając się, w którym kierunku oddać strzał. Kręcący się smarkacz był świetnym obiektem. Wycelował we mnie, krzyknął i strzelił. Poczułem ciepło i zobaczyłem kulkę, która uderzyła w mur i bez rykoszetu spadła na chodnik. Wiedziałem, że ona była przeznaczona dla mnie. Później jeszcze raz Bóg ocalił moje życie. Niemcy prowadzili nas szeregiem. Pewnej kobiecie z ręki zsuwało się dziecko. Niemiec doskoczył i za nóżkę chciał je wyrwać. Nie dała. W odwecie puścił w naszą stronę serię z karabinu. Ostatnim, który zginął, był mężczyzna idący obok mnie. Ja znów ocalałem. Później widziałem wiele okropności wojny, o których nie chcę mówić. Kolejną traumą była śmierć taty. Jak dowiedziałem się, że nie żyje, przez trzy tygodnie nie powiedziałem ani jednego słowa. On był moim idolem, który wszystkiego mnie uczył i pokazał mi żywego Pana Jezusa. Było to w Wielką Sobotę w roku wybuchu powstania. Poszliśmy razem ze święconką. Wcześniej uklękliśmy przed grobem. Po krótkiej modlitwie tata mnie zapytał: „Nonuś, wiesz, który Pan Jezus jest prawdziwy? Ten, który leży w kwiatkach, czy ten stojący wysoko?”. Nie wiedziałem. Poprosił, żebym sprawdził. Podszedłem do tego w grobie, dotknąłem i stwierdziłem, że jest z gipsu albo z drewna, czyli nieprawdziwy. Od tego momentu wiedziałem, który jest żywy.
Po powstaniu zamieszkał Ksiądz z mamą i siostrami na plebanii w Domaniewicach. Czy to tam zrodziło się Księdza powołanie do kapłaństwa?
– Proboszcz domaniewickiej parafii był ciotecznym bratem mojego taty. Po śmierci ojca ściągnął nas do siebie. We wsi Krępa mama podjęła pracę nauczycielki. Byłem z nią bardzo związany. Widziałem jej prawość, pobożność. Ona rozwinęła to, co ojciec posiał. Od modlitwy miała twardą skórę na kolanach. Ale myśląc o przyszłości, nie marzyłem o kapłaństwie, mimo że lubiłem być w kościele i usługiwać przy ołtarzu. Chciałem pójść w ślady taty i zostać inżynierem. On chyba w genach przekazał mi zamiłowanie do ciężkiej pracy i różnego rodzaju dłubania. Dlatego też przed seminarium podjąłem pracę i poszedłem na studia. Zaliczyłem 5 semestrów na politechnice. A seminarium? Że tam idę, rzuciłem po próbie swatania mnie. Nie bardzo wiedząc, jak się bronić, stwierdziłem: „Nie będę się żenił, bo będę księdzem”. Jak powiedziałem, tak zrobiłem, mimo że nie czułem się godny i wystarczająco mądry. Będąc tam, przez cały czas bałem się, że mnie wyrzucą, mimo iż czułem, że to moje powołanie.
Wróćmy na chwilę do naszej tezy z początku rozmowy. Proszę opowiedzieć o bliskości z Jezusem Miłosiernym i drodze do przyjaźni z Nim.
– Bez wątpienia mają w tej bliskości udział Jan Paweł II, wielki czciciel Bożego Miłosierdzia, cud, o którym opowiadałem, ale także kapłaństwo. W swoim pokoju mam obraz Jezusa Miłosiernego, który specjalnie dla mnie namalował mój znajomy. W Niedzielę Miłosierdzia zawsze z moim Jezusem idę do kościoła. Stawiam Go pod amboną. Do pokoju wraca w poniedziałek. W tym roku było podobnie. Przyniosłem Go i chciałem powiesić, ale zakołowało mi się w głowie i upadłem. Obraz delikatnie zsunął się po ścianie. Natychmiast zapytałem: „Panie Boże, czy nie jestem godzien, abyś tu ze mną mieszkał?”. W sercu usłyszałem odpowiedź: „Nie, to nie o to chodzi. Chciałem ci tylko pokazać, że ze Mną nic ci nie grozi”. Nie mam wątpliwości, jak bardzo Boże miłosierdzie potrzebne jest ludziom. Nieraz widziałem, jak diabeł potrafił zniszczyć ludzi. Ale widziałem też, jaką moc ma przebaczenie. Dziś wiem, że tym, co najbardziej opłaci się człowiekowi w życiu, to przyjaźń z Jezusem. Przyjaźń, nie znajomość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).