Każdy ma swojego „papieża”

O sumieniu, jego wolności i o tym, czy urząd nauczycielski KościoŁa może sumienie zastąpić, z ks. prof. Marianem Machinkiem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

Reklama

Ks. Tomasz Jaklewicz: Ojciec Ludwik Wiśniewski w eseju „Blask wolności” twierdzi, że jeśli sumienie wierzącego nie zgadza się z nauczaniem Kościoła, to człowiek powinien postąpić wbrew temu nauczaniu. Ma rację?
Ks. Marian Machinek: Zacznijmy od tego, że Urząd Nauczycielski Kościoła nie chce zastępować sumienia wierzących. Nie jest to w żaden sposób zamach na autonomię sumienia. Ukazał tę kwestię znakomicie bł. John Henry Newman w „Liście do Księcia Norfolk”. Zazwyczaj z tego eseju cytowany jest jedynie ów sławny toast za sumienie, a potem za papieża. Newman w tym tekście polemizuje z zarzutem, że ktoś, kto zostaje katolikiem, wyzbywa się własnego sumienia, bo zostaje ono zastąpione przez papieża. Angielski konwertyta dowodzi, że papież w żaden sposób nie konkuruje z sumieniem, wręcz przeciwnie: pomaga mu. Urząd Nauczycielski Kościoła i sumienie służą tej samej sprawie, czyli poznawaniu prawdy o moralności naszych czynów.

Zwykle podkreśla się, że Newman pije toast najpierw za sumienie, a potem za papieża. Ta kolejność ma znaczenie?
Chodzi o to, że samo uznanie autorytetu papieża jest możliwe dzięki sumieniu. To w sumieniu katolik przyjmuje pomoc Kościoła, akceptuje go jako swojego nauczyciela z woli Chrystusa. To jest ważny aspekt bycia katolikiem. Elementem wiary wyznawanej w Credo jest to, że Urząd Nauczycielski Kościoła nie jest samozwańczą uzurpacją, ale z woli Chrystusa stanowi pomoc dla indywidualnego sumienia, by mogło rozpoznawać prawdziwe dobro.

Tytuł na okładce „Gazety Wyborczej” ze zdjęciem o. Wiśniewskiego oznajmia: „Nic nie zastąpi sumienia człowieka. Nawet Kościół”. Wyraźna sugestia, że Kościół to właśnie robi. Wewnątrz jest tekst o. Dostatniego pt. „Bat ludzi nie zbawi”.
Proszę mi pokazać jakikolwiek podręcznik do teologii moralnej, w którym można by przeczytać, że Kościół zastępuje sumienie i że oczekuje się od wierzącego katolika, iż wyłączy swoje sumienie i sceduje je na Magisterium Kościoła. Nikt czegoś takiego nie twierdzi. Wobec sumienia katolika Kościół jest po prostu latarnią morską, która znaczy rafy i ostrzega, by się na nich nie rozbić. Służy temu samemu dobru, ku któremu wola w sposób naturalny czuje się pociągnięta. W tej swojej funkcji nie jest jedynie jednym z wielu głosów, nawet nie jest jedynie głosem znawcy, ale – jak stwierdził John Henry Newman – „wikariuszem Chrystusa”, a więc daną indywidualnemu sumieniu przez Niego pomocą, by lepiej rozpoznawało dobro i zło.

Kościół mówi do człowieka językiem powinności: „powinieneś to i tamto”, „nie rób tego”. Zdaniem o. Wiśniewskiego w tym tkwi źródło kryzysu chrześcijańskiej nauki moralnej i ten język trzeba zmienić.
A jak mówi do nas latarnia morska? Ona nic nam nie radzi. Ona mówi: „Tu stoję, respektuj mnie, bo inaczej się rozwalisz”. Ojciec Wiśniewski karykaturalnie przedstawia etykę powinności jako etykę zakazów i nakazów, i to branych jakby z kapelusza przez kościelny autorytet wraz z oczekiwaniem, że będą one wręcz bezmyślnie wypełniane. Zamiast tego proponuje „etykę miłości dobra”, która byłaby wolna od nakazów i zakazów, a człowiek postępowałby dobrze, bo odczytywałby (bezbłędnie) apel płynący z dobra. To doprawdy karykatura! Przecież powinność jest właśnie „językiem”, w którym dobro apeluje, a nawet wręcz domaga się od człowieka, by je czynił. Wyczuwa się tu jakąś dziwną alergię na autorytet Kościoła. Autor sugeruje, że Kościół używający języka „powinnościowego” niemalże gwałci indywidualne sumienie, a przynajmniej traktuje dorosłego wierzącego jak dziecko, którym należy kierować. Tymczasem wszelka powinność, jaką podkreśla Kościół, płynie nie z mocy jego autorytetu, ale z dobra właśnie. Innymi słowy: coś jest moralnym dobrem nie dlatego i dopiero wtedy, gdy jest nakazane, ale jest nakazane dlatego, że jest dobre. Powinność jest językiem, którym mówi do nas dobro, a ostatecznie Bóg.

Ale może jest w tym jednak racja, że jako pasterze za mało wysiłku wkładamy w to, żeby w przekonujący sposób uzasadnić nauczanie Kościoła.
Z tym się można zgodzić. Idziemy często na skróty. Łatwiej powiedzieć: „nie, bo nie”, zamiast przedstawiać argumenty. Jeśli zaufałem Kościołowi, mam prawo, by on pokazywał mi argumenty. Ale chciałbym podkreślić, że nie znam orzeczeń Kościoła, które by nie były uzasadnione. Magisterium nigdy nie mówi: „Macie tak robić, bo my wam mówimy”. Owszem, jeden czy drugi ksiądz być może mówi w taki sposób na ambonie. W oficjalnym nauczaniu Kościoła jednak zawsze jest zawarte uzasadnienie, „dlaczego powinienem”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama