Każdy ma swojego „papieża”

O sumieniu, jego wolności i o tym, czy urząd nauczycielski KościoŁa może sumienie zastąpić, z ks. prof. Marianem Machinkiem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

Reklama

Wróćmy do pytania. Co wtedy, gdy następuje rozdźwięk między moim sumieniem a nauczaniem Kościoła?
Stara zasada, że zawsze powinno się działać zgodnie z sumieniem, które jest pewne swojego wyboru, pozostaje także tutaj w mocy. Ale na tym sprawa się nie kończy. Ten rozdźwięk między moim poznaniem dobra a nauczaniem Kościoła powinien mnie niepokoić, mobilizować do wyjaśnienia, do czytania, dowiadywania się, ważenia racji, modlitwy. Oczywiście nie każda wypowiedź Kościoła ma taką samą rangę – i to z woli samego Kościoła. Są rzeczy jeszcze nie rozstrzygnięte, są sprawy drugorzędne, w których istnieje uprawniony pluralizm opinii. Ale jeżeli w sprawie ważnej i w odniesieniu do wielowiekowego nauczania Kościoła, i to przez długi czas, dochodzę do innego wniosku niż Kościół, to nie wystarczy zbyć takiego konfliktu stwierdzeniem: „No to pierwszeństwo ma moje sumienie”. Bo to brzmi trochę tak, jakby mówić swojemu Kościołowi: „Ja wiem lepiej” albo „Słucham autorytetów ateistycznych”. To kwestia mojej tożsamości jako katolika. Po prostu tak czy inaczej taki konflikt musi być wyjaśniony, bym mógł znowu, zgodnie z moim sumieniem, powiedzieć na niedzielnej Eucharystii: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”.

Wydaje mi się, że o. Wiśniewski lekceważy te czynniki, które mogą utrudniać lub wręcz fałszować osąd indywidualnego sumienia.
Ojciec Wiśniewski ma rację w tym, że umysł ludzki jest w sposób naturalny ukierunkowany na prawdę, a wola na dobro. Ale sumienie może błądzić. Z kilku powodów. Po pierwsze sama wiedza człowieka o faktach może być błędna albo niepełna, po drugie ukierunkowanie światopoglądowe może zaciemniać ocenę sumienia. Do tego dochodzą jeszcze decyzje człowieka, który może po prostu nie chcieć widzieć dobra, bo bywa niewygodne, i może bardzo chcieć, by zło okazało się nie tak złe. Stąd już tylko krok do tego, by zło nazwać dobrem. W jednej z piosenek Elżbiety Adamiak i Adama Nowaka jest strofa, która to świetnie ilustruje: „Wystarczy otrzeć się o zło, a zło już tak nie złości”. I nie jest to wcale brak wiary w ludzką autonomię. Jest to realistyczny ogląd ludzkiej natury zranionej grzechem. Jeżeli ktoś sądzi, że autonomia sumienia polega na tym, że człowiek sam bezbłędnie rozpoznaje dobro i zło w każdej sytuacji i że sumienie, raz wychowane, nigdy nie zbłądzi, jest doprawdy naiwny.

Ogromny wpływ na sumienia wywierają dziś np. media, w których nauczanie Kościoła przedstawia się właśnie jako bat na wiernych. Dziwię się, że o. Wiśniewski jakby tego nie dostrzega.
Tak, z jednej strony sugeruje się, że Kościół chce zastąpić sumienie i spreparować z katolików teatrzykowe kukiełki. A z drugiej strony mówi się np.: „To, że in vitro jest dobre, jest oczywiste”. Czyli następuje podmiana. W miejsce Kościoła pojawia się inny autorytet w przebraniu oczywistości, wspierany przez sugestywną siłę mediów, autorytety nauki i nierzadko emocjonalne argumenty. Niewiele wtedy trzeba, by katolicy przechylili się w tę stronę.

Czyli, innymi słowy, uznają za ważniejszy inny autorytet…
Nikt nie zna się na wszystkim. Czy nam się to podoba, czy nie, zawsze opieramy się na autorytetach. Pojedyncze sumienie nie ma wszechwiedzy i nigdy nie będzie wolne od wpływów. To utopia. Są sprawy oczywiste, ale są i bardzo skomplikowane. Nikt nie jest w stanie w każdej codziennej sytuacji dokonywać w sumieniu szczegółowej analizy etycznej, np. kwestii in vitro. Każdy ma swojego „papieża”, czyli autorytet, któremu udziela kredytu zaufania. Tym „papieżem” może być „Gazeta Wyborcza”, jakiś kierunek filozoficzny, profesor Hartman albo Benedykt XVI i Franciszek. Ciekawe, że jedynie głos Kościoła miałby lekceważyć i tłamsić wolność sumienia, natomiast wszystkie inne głosy nie. Co więcej, właśnie te środowiska, które domagają się „wyzwolenia” wierzących spod kościelnego autorytetu, bardzo szybko i chętnie ubierają się w jego szaty. Proklamując autonomię sumień, jednocześnie szczegółowo instruują, na czym ona ma polegać oraz jak ma się zachowywać i co ma sądzić człowiek naprawdę wolny, a więc ostatecznie, co jest dobre, a co złe. Jako uzasadnienie musi wtedy wystarczyć, że tak sądzą ludzie nowocześni, że trzeba się dopasować do postępu, a już w żadnym wypadku nie wolno być konserwatywnym.

A jeżeli racje, które daje mi mój Kościół, są dla mnie nieprzekonujące, ale ja nadal decyduję się postępować zgodnie z jego nauczaniem na zasadzie czystego posłuszeństwa, to czy takie postępowanie jest czymś moralnie dobrym?
Tak, ale pod warunkiem, że wierzę, iż Kościół wymaga posłuszeństwa nie sobie, ale dobru, a ostatecznie Bogu. Jeśli Kościół mówi: „To jest złe”, to nie czynię tego, nawet jeśli nie do końca przekonują mnie podane uzasadnienia. To nie jest ślepe posłuszeństwo. To jest konsekwencja tego, że uznałem wcześniej w sumieniu wiarę katolicką jako moją. Uwierzyłem w Chrystusa, a On mnie posłał do wspólnoty Kościoła i powiedział: „W nim masz pomoc, respektuj tę latarnię”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7