O tym, jak walczyć z wadami i rozwijać cnoty, z ojcem profesorem Zdzisławem Kijasem OFM Conv rozmawia Ewa K. Czaczkowska.
Ewa K. Czaczkowska: Ma Ojciec wady?
O. Zdzisław Kijas: One wszystkich pociągają, jednakowo kuszą i równie wiele obiecują, chociaż wiadomo, że niczego dobrego dać nie mogą. Wady są częścią ludzkiej natury, które przez wychowanie, edukację, środowisko próbujemy eliminować. Próbujemy w toku wychowania „uprawiać” człowieka i wyrywać chwasty, aby w ich miejsce mogły wyrastać dobre owoce.
Ale dzisiejsze wychowanie, cała kultura niechętnie plewi wady. W swojej najnowszej książce „Siła charakteru. O wadach i cnotach” pisze Ojciec o chyba największej przewrotności naszych czasów: wady są dziś promowane, a cnoty ośmieszane.
Wady odziane zostały w powabne szaty, w fałszywą maskę cnoty i kuszą pozorną atrakcyjnością. Cnoty są ośmieszone, gdyż oceniane według naszych możliwości przedstawiane są jako staroświeckie, niedzisiejsze, niemodne.
Przykładem: skromność. Zdecydowanie nie jest dziś w cenie.
Promuje się jej przeciwieństwo: bezwstydność, aczkolwiek unika się takiej nazwy, bo brzmi niedobrze. Nie odnosi się ona wyłącznie do seksualności, ale do wszelkich zachowań, które prowadzą do zaniku granicy między intymnością a ekstrawagancją, między życiem wewnętrznym a jego zewnętrznym opisem. Osoba, która zrywa z intymnością, zdaje się mieć wszystko na „pokaz” – nie tylko to, co posiada, ale również to, czego doświadcza, co przeżywa, co myśli, czego pragnie. Wszystko u niej jest „publiczne”. Nie ma zahamowań, by przed kamerami dzielić się swoimi przeżyciami i doświadczeniami nie tylko duchowymi, ale mówić o uczuciach, a nawet przygodach seksualnych.
A tabloidy na pierwszych stronach chwaląc za szczerość, nowoczesność, zapewniają kilka dni pozornej sławy. Dużo jest tego przykładów.
Istotnie, osoba, która wyzbywa się intymności, wystawia się na sprzedaż. Chce być tylko „towarem”, którego „sprzedaż” zależy od tego, jak się zareklamuje. Ważne jest, jak się ona jawi, jak się prezentuje, a nie jaka jest w rzeczywistości. Ważne jest samo „jawienie się”. Człowiek stał się dzisiaj tabloidem.
Co to znaczy?
Stał się „obrazkowy”. Człowiek zdaje się jedynie nosicielem reklamy. Nie tylko że wciąż coś reklamuje, ale sam się reklamuje. Pokazuje: „Patrz, jaki jestem”. To jest szczególnie widoczne w mediach społecznościowych, które bardziej niż nawiązywaniu prawdziwych więzów międzyludzkich, pogłębianiu przyjaźni, stawaniu się solidarnym wobec drugiego, służą „jawieniu się”. Umieszczam w witrynie internetowej swoje zdjęcia, w których się przeglądam i jawię się innym. Nie służy to nawiązaniu relacji, ale podkreśleniu mojego ego.
To jest również wyraz braku intymności?
To przejaw próżności i postaw narcystycznych. Próżność prowadzi do tego, że nie staram się o ciągły rozwój swojego wnętrza, ale dbam w pierwszym rzędzie o zewnętrzny wizerunek. Jeśli żyję na ustach innych, jeżeli inni mówią o mnie dobrze, to znaczy, że jestem dobry. To jest ciągła ucieczka od siebie w pogoni za tym, co inni uważają za właściwe, co się sprzedaje.
Jak jednak żyć dziś bez mediów społecznościowych? Kreowanie wizerunku jest w systemie konkurencji częścią strategii firm, osób publicznych. Czy można z tego zrezygnować?
Oczywiście, nie da się zrezygnować ze wszystkiego. Media społecznościowe posiadają również aspekty pozytywne, mogą promować postawy dobre i rugować negatywne. Właściwe korzystanie z nich wymaga jednak myślenia. Według mnie myślenie jest dzisiaj szczególnie cenną cnotą. Nową ważną cnotą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).