Człowiek jak tabloid

publikacja 23.03.2015 06:00

O tym, jak walczyć z wadami i rozwijać cnoty, z ojcem profesorem Zdzisławem Kijasem OFM Conv rozmawia Ewa K. Czaczkowska.

O. prof. Zdzisław Kijas OFM Conv
teolog, filozof, dziekan Papieskiego Wydziału Teologicznego 
św. Bonawentury Seraficum w Rzymie, wykładowca uczelni w Polsce i we Włoszech, relator Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, autor kilkudziesięciu książek w kilkunastu językach; najnowsza to „Siła charakteru. O wadach i cnotach”, Wydawnictwo WAM 2015.
 Miłosz Kluba /Foto Gość O. prof. Zdzisław Kijas OFM Conv
teolog, filozof, dziekan Papieskiego Wydziału Teologicznego 
św. Bonawentury Seraficum w Rzymie, wykładowca uczelni w Polsce i we Włoszech, relator Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, autor kilkudziesięciu książek w kilkunastu językach; najnowsza to „Siła charakteru. O wadach i cnotach”, Wydawnictwo WAM 2015.


Ewa K. Czaczkowska: Ma Ojciec wady?


O. Zdzisław Kijas: One wszystkich pociągają, jednakowo kuszą i równie wiele obiecują, chociaż wiadomo, że niczego dobrego dać nie mogą. Wady są częścią ludzkiej natury, które przez wychowanie, edukację, środowisko próbujemy eliminować. Próbujemy w toku wychowania „uprawiać” człowieka i wyrywać chwasty, aby w ich miejsce mogły wyrastać dobre owoce. 


Ale dzisiejsze wychowanie, cała kultura niechętnie plewi wady. W swojej najnowszej książce „Siła charakteru. O wadach i cnotach” pisze Ojciec o chyba największej przewrotności naszych czasów: wady są dziś promowane, a cnoty ośmieszane. 


Wady odziane zostały w powabne szaty, w fałszywą maskę cnoty i kuszą pozorną atrakcyjnością. Cnoty są ośmieszone, gdyż oceniane według naszych możliwości przedstawiane są jako staroświeckie, niedzisiejsze, niemodne. 


Przykładem: skromność. Zdecydowanie nie jest dziś w cenie. 


Promuje się jej przeciwieństwo: bezwstydność, aczkolwiek unika się takiej nazwy, bo brzmi niedobrze. Nie odnosi się ona wyłącznie do seksualności, ale do wszelkich zachowań, które prowadzą do zaniku granicy między intymnością a ekstrawagancją, między życiem wewnętrznym a jego zewnętrznym opisem. Osoba, która zrywa z intymnością, zdaje się mieć wszystko na „pokaz” – nie tylko to, co posiada, ale również to, czego doświadcza, co przeżywa, co myśli, czego pragnie. Wszystko u niej jest „publiczne”. Nie ma zahamowań, by przed kamerami dzielić się swoimi przeżyciami i doświadczeniami nie tylko duchowymi, ale mówić o uczuciach, a nawet przygodach seksualnych. 


A tabloidy na pierwszych stronach chwaląc za szczerość, nowoczesność, zapewniają kilka dni pozornej sławy. Dużo jest tego przykładów. 


Istotnie, osoba, która wyzbywa się intymności, wystawia się na sprzedaż. Chce być tylko „towarem”, którego „sprzedaż” zależy od tego, jak się zareklamuje. Ważne jest, jak się ona jawi, jak się prezentuje, a nie jaka jest w rzeczywistości. Ważne jest samo „jawienie się”. Człowiek stał się dzisiaj tabloidem.


Co to znaczy?


Stał się „obrazkowy”. Człowiek zdaje się jedynie nosicielem reklamy. Nie tylko że wciąż coś reklamuje, ale sam się reklamuje. Pokazuje: „Patrz, jaki jestem”. To jest szczególnie widoczne w mediach społecznościowych, które bardziej niż nawiązywaniu prawdziwych więzów międzyludzkich, pogłębianiu przyjaźni, stawaniu się solidarnym wobec drugiego, służą „jawieniu się”. Umieszczam w witrynie internetowej swoje zdjęcia, w których się przeglądam i jawię się innym. Nie służy to nawiązaniu relacji, ale podkreśleniu mojego ego. 


To jest również wyraz braku intymności?


To przejaw próżności i postaw narcystycznych. Próżność prowadzi do tego, że nie staram się o ciągły rozwój swojego wnętrza, ale dbam w pierwszym rzędzie o zewnętrzny wizerunek. Jeśli żyję na ustach innych, jeżeli inni mówią o mnie dobrze, to znaczy, że jestem dobry. To jest ciągła ucieczka od siebie w pogoni za tym, co inni uważają za właściwe, co się sprzedaje. 


Jak jednak żyć dziś bez mediów społecznościowych? Kreowanie wizerunku jest w systemie konkurencji częścią strategii firm, osób publicznych. Czy można z tego zrezygnować?


Oczywiście, nie da się zrezygnować ze wszystkiego. Media społecznościowe posiadają również aspekty pozytywne, mogą promować postawy dobre i rugować negatywne. Właściwe korzystanie z nich wymaga jednak myślenia. Według mnie myślenie jest dzisiaj szczególnie cenną cnotą. Nową ważną cnotą. 


Dlaczego dziś?


Im więcej jest nośników informacji, tym większa jest potrzeba niezależnego, krytycznego myślenia. Wolnego od uzależnień i zewnętrznych zniewoleń, od politycznej poprawności. Myślenie ma siłę oceniania i osądzania tego, co jest proponowane jako dobre, jako wzorzec. Jeżeli w korzystanie z sieci włączymy myślenie, wówczas nie pozwolimy się bezmyślnie wciągnąć w jej „sieć”, odebrać sobie wolności, możliwość krytycznej oceny. 


Do kanonu nowych wad zalicza Ojciec też narzekanie, bardzo dziś rozpowszechnione. 


Zaliczam może nie tyle do „nowych” wad, ile do nowych słabości, które są „uszczegółowieniem” siedmiu klasycznych wad, czyli pychy, chciwości, nieczystości, zazdrości, łakomstwa, gniewu, lenistwa. 


To siedem grzechów głównych.


Grzech jest czynem, a wada skłonnością, która do niego może prowadzić. Narzekanie, co dziwne, „ubiera się” w cnotę fałszywego poczucia odpowiedzialności za to, co złego dzieje się wokół. Często należy do dobrego tonu i na pewno jest w modzie. Jest narzędziem identyfikacji – jeżeli ktoś nie narzeka, staje się w grupie obcy. Narzekanie jest wadą, gdyż obniża morale, wpływa na człowieka destrukcyjnie, nie mobilizuje do działania, odbiera radość. Doprowadza do poczucia osaczenia i osamotnienia osoby, od której inni oddalają się, bojąc się zarażenia zgorzknieniem czy niemocą. Łatwo wówczas wpaść w alkoholizm czy coś gorszego. 


Klasyczne wady też się przeobrażają. Jak Ojciec zauważa, zamiast o łakomstwie powinniśmy dziś mówić o konsumizmie. 


Łakomstwo w sensie dosłownym stało się niemodne. Wśród ludzi wykształconych i dobrze wychowanych nikt nie powie, że jest łakomy, że się obżera. Przeciwnie, do dobrego tonu należy rozmowa o dietach, zajęciach fitness, joggingu, o zdrowej żywności itd. Obecnie konsumizm stał się bardziej wyrafinowany i wielowymiarowy. Nadmierne konsumowanie pokarmów i towarów, także dóbr duchowych, takie, które wymyka się spod kontroli rozumu, rodzi mentalność nihilistyczną. Rodzi przekonanie, że konsumpcja decyduje o mojej tożsamości, jest wyznacznikiem pozycji społecznej. Tymczasem konsumpcja niszczy moją tożsamość. 


Dlaczego? 


Konsumista ocenia towary i osoby jako potencjalny towar do spożycia. Dlatego nic i nikt, z kim wchodzi w kontakt, nie ma dla niego cech trwałości. Wcześniej czy później musi zniknąć w procesie konsumpcji. Z biegiem czasu również on sam traci stałość i ulega „konsumpcji” przez coś lub kogoś większego od siebie. Traci w ten sposób swoją tożsamość. Nie rozwija się duchowo i psychicznie, gdyż nie ma stałego punktu odniesienia, umożliwiającego ocenę swoich zachowań. Brak mu skali wartości, której mógłby być posłuszny, 
by ciągle duchowo, intelektualnie wzrastać. 


Na czym polega konsumizm duchowy? 


Na zbieraniu różnego typu doświadczeń przy braku czasu, aby je strawić. Taki konsumista nie ma czasu, aby z doświadczeń wyciągnąć wnioski i aby stały się one jego mądrością. To dotyczy również religijnych, kontaktu z Bogiem. Osoba zalicza kolejne pielgrzymki, uczestniczy w wielu grupach religijnych, lecz w żadnej nie angażuje się naprawdę. Szuka ciągle nowych doznań, w istocie żyje na powierzchni duchowości. Sięga do innych religii, metod modlitwy obcych chrześcijaństwu, aby znaleźć w nich większą przyjemność. Takie konsumpcyjne zachowanie nie nawraca. Ktoś taki nie pozwala Bogu wejść w swoje życie, nie daje się odmienić i nawrócić. Jest ciągle na etapie duchowej przystawki. 


Wiele wad się zmienia, ma nowy wyraz kulturowy, ale pycha, która jest u podstaw wszystkich wad, chyba jest niezmienna?


W kulturze konkurencyjności, w której żyjemy, pycha święci triumfy. Kiedy zdają się liczyć wyłącznie słupki, procenty, sondaże, medialne jawienie się, pycha prowadzą do egoizmu czy snobizmu. W jakimś stopniu naturalne pragnienie człowieka podkreślenia swojego ja, odróżniania się od innych wykorzystują media, które jedne osoby wynoszą na piedestał, 
a inne z niego dowolnie strącają. Oceniają, kto jest modny, atrakcyjny, wpływowy, z którym przebywanie czyni kogoś popularnym, z pierwszych stron gazet. 


Domyślam się, że uleganie modzie też jest wadą, choć może ona promować dobre zachowania?


Moda jest moralnie obojętna. Swobodnie poddaje się manipulacji. Łatwo promować za jej pomocą wady lub cnoty. Moda może się stać straganem próżności i lenistwa oraz zachętą do wzrastania w cnocie. Ważne są intencje tych, którzy nakręcają nowe trendy. Moda posiada jednak w sobie siłę mitu, jak wiele bajek. Obiecuje tym, którzy pozwolą jej się uwieść, władzę, potęgę, bogactwo, wieczną młodość, zdrowie, powodzenie, bycie na topie.


Jak zatem żyć w świecie tak potężnych mitów, mediów, w świecie kreacji, konsumizmu, wad ubierających się w cnotę? Jak żyć i nie zwariować? Jak zwalczać wady i pielęgnować cnoty? 


Wiara i myślenie nie pozwalają czuć się „złapanymi” w sieć. Myślenie pokazuje nowe perspektywy i uczy, że jesteśmy w stanie je zdobyć, czemu siłę daje wiara. Potwierdza to życie świętych. Pozornie możemy niewiele w starciu z tym, co wydaje się nad nami górować, w istocie kiedy człowiek myśli i wierzy – stać go na bardzo wiele. Nie ma łatwych dróg do cnoty i uwolnienia się z wad. Potrzeba jasnych pragnień, wytrwałości w ich realizacji, gotowości do ascezy, mądrego wymagania od siebie. Wiara uczy, że jest to możliwe.

TAGI: