Rekolekcje z pędzlem

Malarz ikon to nie artysta, a teolog, który maluje duszę. O tym, jak się  tego nauczyć, z ks. Dariuszem Klejnowskim-Różyckim ze Śląskiej Szkoły Ikonograficznej rozmawia Stefan Sękowski.

Reklama

Na audiobooku „Przemienienie” opowiada Ksiądz o tym, że ikonografowie powinni być pobłogosławieni w Kościele w obecności wiernych. Dlaczego nigdy czegoś takiego nie widziałem?

Takie założenie wynika z dokumentów Kościoła, ale na tyle dawnych, że nie przywiązujemy do tego wagi. Prawosławie przechowało ikonę i tradycja malarstwa oraz kultu ikony jest tam cały czas żywa. Z kolei na Zachodzie niewierzący mogą być architektami pięknych kościołów i twórcami wystroju świątyń, co na Wschodzie byłoby nie do pomyślenia. W wielu seminariach klerycy nie uczą się ikonopisarstwa, więc nie przechodzą ścieżki refleksji nad ikoną. A coraz więcej ludzi się nią interesuje i nauka pisania ikon to świetny sposób na formację chrześcijańską. Przez Śląską Szkołę Ikonograficzną przeszło już ok. 700 osób. One nie spotykają się tylko po to, by malować ikony, ale także by uczyć się teologii, czytać lektury. Dziś jest wielu ludzi, którzy chcą się twórczo rozwijać, powiązać to ze swoją religijnością, ale jako Kościół rzadko tworzymy im miejsca, w których mogliby to robić w odpowiedni sposób.

Kto przychodzi uczyć się ikonopisarstwa do Księdza szkoły?

Dawniej zdarzały się bogate sympatyczne panie, które pragną intelektualnej rozrywki i poszukują czegoś egzotycznego. Lubią bywać w środowisku pachnącym artystycznie. Takie panie najczęściej odpadają jako pierwsze, tracą zapał, gdy się okazuje, że jest to ścieżka rozwoju i trudu nauki. Muszę przyznać jednak, że z biegiem czasu takich osób zgłasza się do mojej szkoły coraz mniej. Zostaje grupa takich, którym się to podoba, są rozmiłowani w ikonie. Nie wszyscy mają talent, ale starają się, najlepiej jak potrafią. Jest też grupka pasjonatów, którzy najszybciej się łączą w grupy i pracują wspólnie. Chętnie czytają, dowiadują się i są w stanie zainwestować w swoje zamiłowanie czas i pieniądz – bo ikona to nie jest tania sprawa.

To rekolekcje z pędzlem w ręku?

One trwają kilka lat, ale coś w tym jest. Przy czym to wszystko jest bardzo szkolne – są wykłady, egzaminy. Niektórzy są zawiedzeni, bo chcieliby, żeby to miało specjalną atmosferę – oczekują jakichś świeczuszek, kadzidełek. Na wzniosłość też przychodzi czas. Takim momentem jest poświęcenie ikon, które odbywa się zawsze w kościele podczas Eucharystii, w obecności wiernych. Jest uroczyste, rozbudowane, z muzyką, kadzidłem. Ikonograf kłania się przed ikoną, którą namalował, całuje ją i przekazuje wiernym. To bardzo piękna liturgia, bazująca na rytuałach Kościołów wschodnich. Ale to jest uwieńczenie – żeby dojść do tego świętowania przy suto zastawionym wykwintnymi potrawami stole, trzeba je najpierw ugotować w kuchni.

Czy to „gotowanie” wpływa duchowo na uczniów?

Miałem takich, którzy w trakcie nauki w szkole zawarli małżeństwo, choć wcześniej żyli w konkubinacie. Inni z kolei przystąpili do bierzmowania, czy po latach wrócili do spowiedzi. Proces tworzenia ikony ma doprowadzić do „bogomyślności”, jak to określa Wschód. Chodzi o to, by myśli, wyobraźnię, uwagę skierować na kontemplację samej osoby Jezusa Chrystusa. Z biegiem czasu ikonograf nabiera dobrych przyzwyczajeń. Zastanawia się, jakby Jezus na to patrzył, stara się zaprząc swój umysł w relację z Jezusem Chrystusem.

To nie jest możliwe przy malowaniu innego obrazu o tematyce religijnej?

Do pewnego stopnia jest. Jednak ikona bardziej się do tego nadaje, bo za nią stoi cała Tradycja Kościoła. Ikona wypracowała swój język komunikacji. Przy innych obrazach to kwestia dużego indywidualizmu.

Ale przykładowo prawosławny malarz Jerzy Nowosielski potrafił połączyć malowanie ikon z indywidualnym wyrazem wiary. Jego prace ozdabiają dziś zarówno cerkwie, jak i kościoły katolickie

. To jest wyższa szkoła jazdy. Tym zajmujemy się na trzecim roku formacji – żeby tworzyć nowe sposoby wyrażania wiary Kościoła, które mieszczą się w kanonie ikonograficznym. To tak, jakby napisać własne wyznanie, które będzie kompatybilne z Credo nicejsko-konstantynopolitańskim. Jest to możliwe, mamy przecież wiele przykładów wyznań wiary, jak Credo Atanazego, czy Pawła VI, których nie odmawiamy podczas liturgii, a są ortodoksyjne. Jednak napisanie takiego Credo wymaga wyrobienia teologicznego.

A jaki wpływ ma malowanie ikon na Księdza?

To świetny sposób na ewangelizację. Mogę świadczyć o miłości do Pana Jezusa. Napisałem już wiele ikon, nawet teraz maluję trzy, które w lutym pojadą do Chin. Jednak najbardziej lubię ikony Pana Jezusa – coraz bardziej dojrzewam do świadomości, że malowanie czegoś innego jest trochę stratą czasu. Nawet malowanie świętych, którzy są Jego odbiciem – po co to robić, skoro można malować Jezusa? I tak nie można byłoby ich malować, gdybyśmy nie mogli malować Jego.

Ks. dr hab. Dariusz Klejnowski-Różycki – teolog dogmatyk, sinolog, ikonograf, wykładowca Uniwersytetu Opolskiego, Wyższego Seminarium Duchownego w Opolu i Instytutu Konfucjusza w Opolu. Od 2000 roku jest rektorem Śląskiej Szkoły Ikonograficznej w Zabrzu. Ostatnio wydał audiobook z konferencjami dla początkujących malarzy ikon pt. „Przemienienie” nakładem wydawnictwa Manhu.pl.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7