Rekolekcje z pędzlem

Foto Gość |

publikacja 10.03.2015 06:00

Malarz ikon to nie artysta, a teolog, który maluje duszę. O tym, jak się  tego nauczyć, z ks. Dariuszem Klejnowskim-Różyckim ze Śląskiej Szkoły Ikonograficznej rozmawia Stefan Sękowski.

Ikona jest świadectwem wcielenia Boga, który tak umiłował człowieka, że stał się człowiekiem – mówi ks. Dariusz Klejnowski-Różycki roman koszowski /foto gość Ikona jest świadectwem wcielenia Boga, który tak umiłował człowieka, że stał się człowiekiem – mówi ks. Dariusz Klejnowski-Różycki

Stefan Sękowski: Wyobraźmy sobie, że przychodzę do Księdza i mówię: – Proszę nauczyć mnie pisać ikony.

Ks. Dariusz Klejnowski-Różycki: Świetnie, bardzo się cieszę! (śmiech) Teraz ja pytam pana, czy jest pan chrześcijaninem, czy kocha pan Jezusa, czy przyjmuje sakramenty. Od tego zależy, co robimy dalej.

Osoba niewierząca nie może pisać ikon?

Bardzo istotnym elementem ikony jest sam ikonograf, czyli jej twórca. Ma malować to, czego najpierw doświadcza w swoim wnętrzu, przekazywać dalej wiarę, którą ma. Jeśli ktoś nie ma wiary, nie może jej przekazywać. Ikona jest pewnym rodzajem Credo. Mówimy je podczas Mszy św., ale możemy je też wyznawać za pomocą barw, kształtów i linii. Nośnik jest drugorzędny.

To się dobrze składa, bo mam pomysł na ukazanie mojej wiary w Chrystusa w formie ikony.

Może Pan namalować swój pomysł, nawet używając różnych technik ikonograficznych, ale to nie będzie ikona. To ikonograf maluje wiarę Kościoła, a nie Kościół dopasowuje się do jego wyobrażeń. Ikona służy do modlitwy – w domu lub w świątyni. Gdy wchodzimy do kościoła, powinniśmy móc zobaczyć to, w co wierzy Kościół, a nie wyraz rozedrganego serca twórcy, w czym nikt nie potrafi się odnaleźć. Dramatem współczesnej sztuki sakralnej Zachodu jest to, że często jest ona ekspresją pomysłów twórców, a nie przekazywanej Tradycji Kościoła. W ikonie nie możemy sobie pozwolić na zupełną dowolność, musimy trzymać się kanonu. W Credo nie ma miejsca na własne wstawki, recytujemy to, co ustaliliśmy na soborach, i przekazujemy z pokolenia na pokolenie. W pisaniu ikon nie ma takiej dowolności jak w sztuce zachodniej.

Dlaczego? Ikony są piękne, jednak nie mają perspektywy, światłocienia, fałdy ubrań postaci są nienaturalne…

Ikona to język własny teologii Kościołów Wschodu. Bizancjum wypracowało pewien rodzaj sztuki, do którego dopracowane zostały cała filozofia piękna i teologia. Ikonograf nie maluje ciała, on maluje duszę. Dlatego święci, którzy są odbiciem Jezusa Chrystusa, świecą Jego światłem. Stąd złote tło, symbolizujące wieczne światło, które nie jest światłem słońca, a Boga. Każdy element ma swoją symbolikę, każda kreska, pigment, jakiego używamy. To wybrzmiewa także w modlitwach, jakie odmawia ikonograf podczas każdego etapu tworzenia ikony: przykładowo deska, na której powstaje, symbolizuje m.in. rajskie drzewo i drzewo krzyża. To wszystko służy stworzeniu dzieła sztuki, które ma służyć do modlitwy i mówić o wierze Kościoła.

Także katolickiego? Ikona kojarzy się głównie z Cerkwią.

Nie zawsze tak było. Ona jest wspólną spuścizną chrześcijan wschodnich i zachodnich, mówił o niej ostatni wspólny Sobór Nicejski II. W renesansie historia sztuki sakralnej rozeszła się, ale to nie znaczy, że my, katolicy, nie możemy modlić się przed ikonami czy je tworzyć. Wręcz przeciwnie, są one także naszym bogactwem. Ich generalnym przesłaniem jest to, że Bóg, który był daleki, niewidzialny, stał się człowiekiem, składającym się z tych samych pierwiastków co trawa, gwiazdy, deska czy pigmenty. Dlatego był możliwy do opisania, stąd mówimy o pisaniu ikon. Ikona jest świadectwem wcielenia Boga, który tak umiłował człowieka, że stał się człowiekiem.

Ikon nie mogą pisać niewierzący, indywidualiści… Wynika z tego, że bardzo trudno jest w ogóle zacząć naukę!

Niekoniecznie. Ucząc przyszłych ikonografów, chcę wykształcić w nich zmysł, dzięki któremu można rozróżnić, co jest prawdziwą ikoną, a co nie. Zmysł ten nie musi być obecny od początku. Jesteśmy na Zachodzie, gdzie postrzeganie tych spraw jest inne niż we wschodnim chrześcijaństwie. Spotykając ikonografa, myślimy: ale ciekawy artysta! Ale ikonograf jest teologiem, który wyraża wiarę Kościoła przez sztukę liturgiczną, a nie artystą w pierwszym rzędzie.

Cieszę się, bo ja maluję jak pięciolatek.

Bez przesady, umiejętności artystyczne też trzeba doskonalić po to, by ikona była także dziełem sztuki. Przecież Biblię też możemy przepisać na strzępach bibułek – i to także będzie utrwalone słowo Boże. Jednak ma ono taką wartość, że należy je wydrukować estetycznie, na dobrym papierze, ładną czcionką. Niestety, dziś krzywdzi się ikony przez niedostatek teologii i przez krótkie, na przykład tygodniowe kursy, po których ludziom wydaje się, że są świetnymi ikonografami, bo udało im się namalować „jakiegoś” Pantokratora. Dobre w takich szybkich kursach jest to, że można na nich zasmakować atrakcyjności ikony, ale nie wystarczą, by uznawać się za ikonografa. Niegdyś Kościół przywiązywał bardzo dużą wagę do formacji ikonografów. Mieli ojców duchownych, formowali się w środowiska, najlepiej u boku mistrza. To biskupi powinni nad tym sprawować pieczę. Dziś niestety mamy dużo ośrodków ikonograficznych pozostawionych samym sobie – biskupi nie widzą potrzeby ujęcia tego w nurt formacyjny.

Na audiobooku „Przemienienie” opowiada Ksiądz o tym, że ikonografowie powinni być pobłogosławieni w Kościele w obecności wiernych. Dlaczego nigdy czegoś takiego nie widziałem?

Takie założenie wynika z dokumentów Kościoła, ale na tyle dawnych, że nie przywiązujemy do tego wagi. Prawosławie przechowało ikonę i tradycja malarstwa oraz kultu ikony jest tam cały czas żywa. Z kolei na Zachodzie niewierzący mogą być architektami pięknych kościołów i twórcami wystroju świątyń, co na Wschodzie byłoby nie do pomyślenia. W wielu seminariach klerycy nie uczą się ikonopisarstwa, więc nie przechodzą ścieżki refleksji nad ikoną. A coraz więcej ludzi się nią interesuje i nauka pisania ikon to świetny sposób na formację chrześcijańską. Przez Śląską Szkołę Ikonograficzną przeszło już ok. 700 osób. One nie spotykają się tylko po to, by malować ikony, ale także by uczyć się teologii, czytać lektury. Dziś jest wielu ludzi, którzy chcą się twórczo rozwijać, powiązać to ze swoją religijnością, ale jako Kościół rzadko tworzymy im miejsca, w których mogliby to robić w odpowiedni sposób.

Kto przychodzi uczyć się ikonopisarstwa do Księdza szkoły?

Dawniej zdarzały się bogate sympatyczne panie, które pragną intelektualnej rozrywki i poszukują czegoś egzotycznego. Lubią bywać w środowisku pachnącym artystycznie. Takie panie najczęściej odpadają jako pierwsze, tracą zapał, gdy się okazuje, że jest to ścieżka rozwoju i trudu nauki. Muszę przyznać jednak, że z biegiem czasu takich osób zgłasza się do mojej szkoły coraz mniej. Zostaje grupa takich, którym się to podoba, są rozmiłowani w ikonie. Nie wszyscy mają talent, ale starają się, najlepiej jak potrafią. Jest też grupka pasjonatów, którzy najszybciej się łączą w grupy i pracują wspólnie. Chętnie czytają, dowiadują się i są w stanie zainwestować w swoje zamiłowanie czas i pieniądz – bo ikona to nie jest tania sprawa.

To rekolekcje z pędzlem w ręku?

One trwają kilka lat, ale coś w tym jest. Przy czym to wszystko jest bardzo szkolne – są wykłady, egzaminy. Niektórzy są zawiedzeni, bo chcieliby, żeby to miało specjalną atmosferę – oczekują jakichś świeczuszek, kadzidełek. Na wzniosłość też przychodzi czas. Takim momentem jest poświęcenie ikon, które odbywa się zawsze w kościele podczas Eucharystii, w obecności wiernych. Jest uroczyste, rozbudowane, z muzyką, kadzidłem. Ikonograf kłania się przed ikoną, którą namalował, całuje ją i przekazuje wiernym. To bardzo piękna liturgia, bazująca na rytuałach Kościołów wschodnich. Ale to jest uwieńczenie – żeby dojść do tego świętowania przy suto zastawionym wykwintnymi potrawami stole, trzeba je najpierw ugotować w kuchni.

Czy to „gotowanie” wpływa duchowo na uczniów?

Miałem takich, którzy w trakcie nauki w szkole zawarli małżeństwo, choć wcześniej żyli w konkubinacie. Inni z kolei przystąpili do bierzmowania, czy po latach wrócili do spowiedzi. Proces tworzenia ikony ma doprowadzić do „bogomyślności”, jak to określa Wschód. Chodzi o to, by myśli, wyobraźnię, uwagę skierować na kontemplację samej osoby Jezusa Chrystusa. Z biegiem czasu ikonograf nabiera dobrych przyzwyczajeń. Zastanawia się, jakby Jezus na to patrzył, stara się zaprząc swój umysł w relację z Jezusem Chrystusem.

To nie jest możliwe przy malowaniu innego obrazu o tematyce religijnej?

Do pewnego stopnia jest. Jednak ikona bardziej się do tego nadaje, bo za nią stoi cała Tradycja Kościoła. Ikona wypracowała swój język komunikacji. Przy innych obrazach to kwestia dużego indywidualizmu.

Ale przykładowo prawosławny malarz Jerzy Nowosielski potrafił połączyć malowanie ikon z indywidualnym wyrazem wiary. Jego prace ozdabiają dziś zarówno cerkwie, jak i kościoły katolickie

. To jest wyższa szkoła jazdy. Tym zajmujemy się na trzecim roku formacji – żeby tworzyć nowe sposoby wyrażania wiary Kościoła, które mieszczą się w kanonie ikonograficznym. To tak, jakby napisać własne wyznanie, które będzie kompatybilne z Credo nicejsko-konstantynopolitańskim. Jest to możliwe, mamy przecież wiele przykładów wyznań wiary, jak Credo Atanazego, czy Pawła VI, których nie odmawiamy podczas liturgii, a są ortodoksyjne. Jednak napisanie takiego Credo wymaga wyrobienia teologicznego.

A jaki wpływ ma malowanie ikon na Księdza?

To świetny sposób na ewangelizację. Mogę świadczyć o miłości do Pana Jezusa. Napisałem już wiele ikon, nawet teraz maluję trzy, które w lutym pojadą do Chin. Jednak najbardziej lubię ikony Pana Jezusa – coraz bardziej dojrzewam do świadomości, że malowanie czegoś innego jest trochę stratą czasu. Nawet malowanie świętych, którzy są Jego odbiciem – po co to robić, skoro można malować Jezusa? I tak nie można byłoby ich malować, gdybyśmy nie mogli malować Jego.

Ks. dr hab. Dariusz Klejnowski-Różycki – teolog dogmatyk, sinolog, ikonograf, wykładowca Uniwersytetu Opolskiego, Wyższego Seminarium Duchownego w Opolu i Instytutu Konfucjusza w Opolu. Od 2000 roku jest rektorem Śląskiej Szkoły Ikonograficznej w Zabrzu. Ostatnio wydał audiobook z konferencjami dla początkujących malarzy ikon pt. „Przemienienie” nakładem wydawnictwa Manhu.pl.

TAGI: