Malarz ikon to nie artysta, a teolog, który maluje duszę. O tym, jak się tego nauczyć, z ks. Dariuszem Klejnowskim-Różyckim ze Śląskiej Szkoły Ikonograficznej rozmawia Stefan Sękowski.
Stefan Sękowski: Wyobraźmy sobie, że przychodzę do Księdza i mówię: – Proszę nauczyć mnie pisać ikony.
Ks. Dariusz Klejnowski-Różycki: Świetnie, bardzo się cieszę! (śmiech) Teraz ja pytam pana, czy jest pan chrześcijaninem, czy kocha pan Jezusa, czy przyjmuje sakramenty. Od tego zależy, co robimy dalej.
Osoba niewierząca nie może pisać ikon?
Bardzo istotnym elementem ikony jest sam ikonograf, czyli jej twórca. Ma malować to, czego najpierw doświadcza w swoim wnętrzu, przekazywać dalej wiarę, którą ma. Jeśli ktoś nie ma wiary, nie może jej przekazywać. Ikona jest pewnym rodzajem Credo. Mówimy je podczas Mszy św., ale możemy je też wyznawać za pomocą barw, kształtów i linii. Nośnik jest drugorzędny.
To się dobrze składa, bo mam pomysł na ukazanie mojej wiary w Chrystusa w formie ikony.
Może Pan namalować swój pomysł, nawet używając różnych technik ikonograficznych, ale to nie będzie ikona. To ikonograf maluje wiarę Kościoła, a nie Kościół dopasowuje się do jego wyobrażeń. Ikona służy do modlitwy – w domu lub w świątyni. Gdy wchodzimy do kościoła, powinniśmy móc zobaczyć to, w co wierzy Kościół, a nie wyraz rozedrganego serca twórcy, w czym nikt nie potrafi się odnaleźć. Dramatem współczesnej sztuki sakralnej Zachodu jest to, że często jest ona ekspresją pomysłów twórców, a nie przekazywanej Tradycji Kościoła. W ikonie nie możemy sobie pozwolić na zupełną dowolność, musimy trzymać się kanonu. W Credo nie ma miejsca na własne wstawki, recytujemy to, co ustaliliśmy na soborach, i przekazujemy z pokolenia na pokolenie. W pisaniu ikon nie ma takiej dowolności jak w sztuce zachodniej.
Dlaczego? Ikony są piękne, jednak nie mają perspektywy, światłocienia, fałdy ubrań postaci są nienaturalne…
Ikona to język własny teologii Kościołów Wschodu. Bizancjum wypracowało pewien rodzaj sztuki, do którego dopracowane zostały cała filozofia piękna i teologia. Ikonograf nie maluje ciała, on maluje duszę. Dlatego święci, którzy są odbiciem Jezusa Chrystusa, świecą Jego światłem. Stąd złote tło, symbolizujące wieczne światło, które nie jest światłem słońca, a Boga. Każdy element ma swoją symbolikę, każda kreska, pigment, jakiego używamy. To wybrzmiewa także w modlitwach, jakie odmawia ikonograf podczas każdego etapu tworzenia ikony: przykładowo deska, na której powstaje, symbolizuje m.in. rajskie drzewo i drzewo krzyża. To wszystko służy stworzeniu dzieła sztuki, które ma służyć do modlitwy i mówić o wierze Kościoła.
Także katolickiego? Ikona kojarzy się głównie z Cerkwią.
Nie zawsze tak było. Ona jest wspólną spuścizną chrześcijan wschodnich i zachodnich, mówił o niej ostatni wspólny Sobór Nicejski II. W renesansie historia sztuki sakralnej rozeszła się, ale to nie znaczy, że my, katolicy, nie możemy modlić się przed ikonami czy je tworzyć. Wręcz przeciwnie, są one także naszym bogactwem. Ich generalnym przesłaniem jest to, że Bóg, który był daleki, niewidzialny, stał się człowiekiem, składającym się z tych samych pierwiastków co trawa, gwiazdy, deska czy pigmenty. Dlatego był możliwy do opisania, stąd mówimy o pisaniu ikon. Ikona jest świadectwem wcielenia Boga, który tak umiłował człowieka, że stał się człowiekiem.
Ikon nie mogą pisać niewierzący, indywidualiści… Wynika z tego, że bardzo trudno jest w ogóle zacząć naukę!
Niekoniecznie. Ucząc przyszłych ikonografów, chcę wykształcić w nich zmysł, dzięki któremu można rozróżnić, co jest prawdziwą ikoną, a co nie. Zmysł ten nie musi być obecny od początku. Jesteśmy na Zachodzie, gdzie postrzeganie tych spraw jest inne niż we wschodnim chrześcijaństwie. Spotykając ikonografa, myślimy: ale ciekawy artysta! Ale ikonograf jest teologiem, który wyraża wiarę Kościoła przez sztukę liturgiczną, a nie artystą w pierwszym rzędzie.
Cieszę się, bo ja maluję jak pięciolatek.
Bez przesady, umiejętności artystyczne też trzeba doskonalić po to, by ikona była także dziełem sztuki. Przecież Biblię też możemy przepisać na strzępach bibułek – i to także będzie utrwalone słowo Boże. Jednak ma ono taką wartość, że należy je wydrukować estetycznie, na dobrym papierze, ładną czcionką. Niestety, dziś krzywdzi się ikony przez niedostatek teologii i przez krótkie, na przykład tygodniowe kursy, po których ludziom wydaje się, że są świetnymi ikonografami, bo udało im się namalować „jakiegoś” Pantokratora. Dobre w takich szybkich kursach jest to, że można na nich zasmakować atrakcyjności ikony, ale nie wystarczą, by uznawać się za ikonografa. Niegdyś Kościół przywiązywał bardzo dużą wagę do formacji ikonografów. Mieli ojców duchownych, formowali się w środowiska, najlepiej u boku mistrza. To biskupi powinni nad tym sprawować pieczę. Dziś niestety mamy dużo ośrodków ikonograficznych pozostawionych samym sobie – biskupi nie widzą potrzeby ujęcia tego w nurt formacyjny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).