„Lekarze bez Granic” wycofują się z tych regionów Sudanu, które objęte są konfliktem. Bez pomocy medycznej zostaną miliony ludzi.
Ta bolesna decyzja jest konsekwencją postawy władz, które nie tylko nie wspierały działań organizacji, ale wręcz je utrudniały, m.in. nie chcąc wydawać lekarzom wiz czy aresztując pod byle pretekstem wolontariuszy pracujących w Darfurze. Coraz częściej nie zgadzano się też na wizyty lekarzy w obozach dla uchodźców. „To była bardzo trudna decyzja, ale w obecnej sytuacji nie jesteśmy w stanie dalej pracować w rejonie konfliktów” – mówi Stefano Zannini, odpowiedzialny za koordynowanie pomocy w Sudanie. Wskazuje zarazem, że postawa władz w Chartumie jest nie tylko irytująca, ale przede wszystkim nieodpowiedzialna wobec obywateli.
„Sytuacja w Południowym Kordofanie jest bardzo trudna. Region w znacznej części kontrolowany jest przez rebeliantów. Jest tam ponad 225 tys. uchodźców. Niestety 20 stycznia samolot sudańskich sił zbrojnych zrzucił tam 13 bomb. Dwie z nich spadły na teren należący do szpitala, a reszta tuż obok – mówi Zannini. - Jest to bardzo nieodpowiedzialne, świadome działanie, ponieważ władze doskonale wiedzą, gdzie leży nasz szpital. Takie postępowanie naraża życie pacjentów, służby medycznej, wolontariuszy, a przecież tysiące ludzi może liczyć na jakąkolwiek pomocy medyczną wyłącznie w naszym szpitalu. Sytuacja w Sudanie jest naprawdę dramatyczna”.
Tylko w Darfurze ponad 400 tys. uchodźców potrzebuje pomocy. W całym kraju jest ich 2 mln 3 tys. Szacuje się, że w sumie pilnej pomocy humanitarnej potrzebuje prawie 7 mln Sudańczyków.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.