„Nigeria jest w bardzo trudnym i niebezpiecznym dla siebie momencie. Grozi nam, że jeszcze przed wyborami prezydenckimi islamiści przejmą kontrolę nad całą północno-wchodnią częścią tego afrykańskiego kraju”.
W ten sposób bp Oliver Dashe Doeme odniósł się do kilkudniowej ofensywy podjętej przez rebeliantów z Boko Haram, którzy próbują zdobyć Maiduguri. Podbicie tego liczącego ponad milion mieszkańców miasta, będącego stolicą stanu Borno, byłoby dla islamistów ważną zdobyczą w ich staraniach o utworzenie w Nigerii własnego, rządzącego się prawem szariatu muzułmańskiego państwa.
„Sytuacja nie zapowiada niczego dobrego. Islamiści święcą sukcesy, ponieważ zabijają każdego, kto wejdzie im w drogę” – podkreśla z kolei przewodniczący nigeryjskiego episkopatu. Abp Ignatius Kaigama zauważa, że z ludźmi, którzy zabijają i niszczą w imię Boga, dialog jest praktycznie niemożliwy. Hierarcha apeluje zarazem do wspólnoty międzynarodowej, by nie przyglądała się bezczynnie dokonywanym przez islamistów zbrodniom, tylko wsparła Nigerię w walce z rebeliantami. Jednocześnie tamtejsza Caritas bije na alarm, że bez pomocy z zewnątrz kraj nie udźwignie problemu niesienia pomocy ponad milionowi uchodźców, którzy zbiegli przed islamistami.
14 lutego w Nigerii mają odbyć się wybory prezydenckie. Obserwatorzy podkreślają, iż ofensywa islamistów ma pokazać, że nie zamierzają oni oddać władzy na zagarniętych przez siebie terenach niezależnie od tego, kto te wybory wygra. Od 2009 r. w Nigerii z rąk Boko Haram zginęło co najmniej 3 tys. niewinnych ludzi, głównie chrześcijan. Rebelianci sprawują władzę praktycznie w trzech północnonigeryjskich stanach: Borno, Adamawa i Yobe. Ostatnio zdobyli bazę wojskową w Badze nad jeziorem Czad, co ułatwia im ataki na terenie Kamerunu i Czadu.
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.