Przed synodem w 2015 r.

Dyskusja na synodzie w 2014 r. pokazała, że większość biskupów opowiada się za klasycznym nauczaniem Kościoła o małżeństwie. Ujawniła się siła Kościoła w Afryce. Przed synodem w 2015 r. czeka nas sporo pracy, o którą prosi papież.

Reklama

Przed synodem w teologicznym kwartalniku „Nova et Vetera” i zbiorze esejów „Remaining in the Truth of Christ. Marriage and Communion in Catholic Church” (wśród którego autorów było pięciu uczonych kardynałów) mocno skrytykowano propozycję kard. Kaspera, by pozwolić rozwiedzionym katolikom, którzy żyją w cywilnych związkach, na pełne uczestnictwo w sakramentach Kościoła. Obie publikacje były napisane w tonie szacunku i naukowej powagi. Jednak kard. Kasper odpowiadając na tę krytykę (głównie w wywiadach prasowych), nie zdołał utrzymać dyskusji na poziomie, na jaki zasługiwała. Tych, którzy mieli do jego postulatów poważne zarzuty natury biblijnej, patrystycznej, teologicznej, kanonicznej i duszpasterskiej, wyzwał od doktrynalnych i biblijnych fundamentalistów.

Podczas synodu kard. Kasper wygłosił w Wiedniu wykład, w którym wyjaśnił swoje stanowisko na temat małżeństwa i rodziny w świetle własnej interpretacji Vaticanum II. Jego zdaniem sobór rozpoczął nową erę katolicyzmu, gdzie wszystkie stare prawdy podlegają teraz ponownemu zbadaniu, być może nawet zrewidowaniu. Nie sposób się w tym miejscu nie zastanowić, jakież to informacje docierały do Niemiec w ostatnich dekadach... W rozwiniętym świecie żywotne obszary katolicyzmu to te, które kierowały się dynamiczną ortodoksją widoczną w nauczaniu Jana Pawła II i Benedykta XVI. Wykruszające się obszary europejskiego katolicyzmu – tj. w zasadzie większość katolicyzmu zachodnioeuropejskiego – to te, które poddały się naporowi ducha czasu i zaczęły naginać doktrynalne oraz moralne normy Kościoła, wyobrażając sobie, że to jest właśnie „duch Soboru Watykańskiego II”. Ale oto kard. Kasper, w porozumieniu z sekretarzem generalnym synodu kard. Baldisserim, propagował dalsze naginanie norm. I to w taki sposób, który wydał się większości ojców synodalnych (bez względu na medialne zamieszanie) całkowicie sprzeczny z nauczaniem samego Pana.

13 lat temu kard. Joachim Meisner (wówczas arcybiskup Kolonii) powiedział mi, że największą szansą na odbudowę katolicyzmu niemieckiego w XXI w. jest świadectwo jego XX-wiecznych męczenników. W miesiącach poprzedzających synod w 2015 r. niemieccy teologowie, biskupi i ich sprzymierzeńcy mogliby się pogłowić nad mocą duchową, jaka bierze się z uzasadnionego oporu. Kiedy w połowie XX w. Kościół rozprawiał się z systemami totalitarnymi w Niemczech i Włoszech oraz ich sojusznikami we Francji, zbyt wielu europejskich katolików przyjęło niepokojącą postawę, która polegała najpierw na przyzwoleniu, potem na złożeniu broni i wreszcie na kolaboracji. Męczennicy wybrali odmienną drogę. W zaproponowanym przez nich kierunku na pewno warto udać się teraz, gdy katolicyzm stara się wprowadzić w życie wizję papieża Franciszka o „Kościele w nieustannej misji” i stawić czoła agresywnemu sekularyzmowi oraz rozkładowi małżeństwa i rodziny.

Pięć minut Afryki

Trudno się dziwić, że propozycje forsowane przez Niemców i ich sprzymierzeńców na tegorocznym synodzie w mainstreamowych mediach były przedstawiane jako śmiałe, nieszablonowe i nowatorskie. W rzeczywistości były to dość przebrzmiałe i zleżałe pozostałości wizji tzw. postępowego katolicyzmu, które – według wszelkich kryteriów ewangelicznych – poniosły sromotną klęskę w Europie i poza nią. To, co było nowością podczas synodu – i co uczyniło go „nadzwyczajnym” w pospolitym znaczeniu tego słowa – to objawienie się katolicyzmu afrykańskiego jako zasadniczego czynnika w kształtowaniu przyszłości katolicyzmu powszechnego. Ojcowie synodalni z Afryki znaleźli się w czołówce osób, które przeciwstawiły się propozycjom kard. Kaspera. Mocno podkreślali, że przyjęcie chrześcijańskiego modelu małżeństwa przez ich kultury miało moc wyzwoleńczą, zwłaszcza dla kobiet. Między wierszami zasugerowali także, żeby biskupi reprezentujący umierające Kościoły lokalne powstrzymali się od eksportowania zachodniego fermentu do krajów globalnego Południa, bo tam katolicyzm rozwija się prężnie dzięki głoszeniu prawd Ewangelii w duchu miłosierdzia, ale bez kompromisów.

Trzeba było odwagi, żeby zająć takie stanowisko. I to nie tylko dlatego, że Afrykanie narazili się w ten sposób na zarzuty o kulturalne zacofanie (czy, jak to bezceremonialnie ujął kard. Kasper, „zniewolenie przez tabu”). Trzeba było odwagi także dlatego, że Kościół w Afryce jest w dużej części opłacany przez katolickie agencje rozwoju w Niemczech, które są nadzwyczaj dobrze sytuowane i całkiem hojne dzięki Kirchensteuer. Jednak widocznie dla osób takich jak kard. Wilfrid Fox Napier, franciszkański arcybiskup Durbanu, który długo był uważany za sympatyka katolickiej lewicy, synodalna dyskusja o małżeństwie i duszpasterskiej trosce o osoby ze skłonnościami homoseksualnymi przybrała zbyt niepokojący obrót. I dlatego razem z innymi w samą porę postanowił on uderzyć na alarm. I kard. Napier zrobił to, odważnie i zdecydowanie potępiając relację z półmetka synodu (i jej przeciek do prasy). To było zielone światło dla innych, by powiedzieli, co naprawdę myślą o manipulacjach, które wyszły na jaw w tym raporcie.

Przebieg synodu Niepokoje, że zgromadzenie było sterowane przez kard. Baldisseriego w porozumieniu z abp. Brunonem Forte, włoskim teologiem i sekretarzem specjalnym tegorocznego synodu, były permanentnie zbywane jako teorie spiskowe konserwatystów, i to nawet przez zazwyczaj rozsądnych dyplomatów watykańskich (a jest ich kilku). Nie były to jednak żadne bajki, tylko dowody na sfrustrowanie ojców synodalnych przebiegiem synodu. I to sfrustrowanie znalazło ujście 16 października, co z kolei doprowadziło do wypuszczenia raportów z dyskusji w grupach językowych, które ujawniły, z jak różnym odbiorem spotkała się przygotowana przez abp. Forte relacja z pierwszego tygodnia obrad.

Co było nie tak z przebiegiem synodu? Wiele rzeczy. Papież słusznie zaapelował o otwartą i swobodną dyskusję, co nie do końca zgadzało się ze zwyczajowym katolickim postrzeganiem synodu od powołania tej instytucji podczas Soboru Watykańskiego II. Mimo to sekretariat odmówił upublicznienia treści interwencji ojców synodalnych z pierwszego tygodnia obrad, kiedy ojcowie, audytorzy świeccy i obserwatorzy przemawiali przed całym zgromadzeniem. Streszczenia dyskusji wypuszczone przez serwis informacyjny Stolicy Apostolskiej (prawdopodobnie pod kierownictwem sekretariatu synodu) i duża część synodalnych konferencji prasowych zostało skrytykowanych za powierzchowne potraktowanie tematów poruszonych na sali obrad. Jeśli ktoś zasugerował, że przydało by się rzetelniejsze sprawozdanie, dostawał po nosie. Stąd sporo ojców synodalnych uznało, że – jak to ujęto – manipulacja obradami była „jawna i nieudolna”. Czyli nie tyle oczywista, co wręcz niedorzecznie oczywista.

Ale o przepełnieniu szali goryczy zadecydowała relacja z półmetka przygotowana przez abp. Forte. Dokument ten miał być szybkim przeglądem głównych tematów poruszonych podczas pierwszego tygodnia obrad, które należało rozwinąć podczas dyskusji w grupach językowych w tygodniu drugim. Ale abp. Forte sporządził go jak roboczą wersję relacji końcowej z synodu, naświetlając kwestie, które powinny się cieszyć największym zainteresowaniem międzynarodowych mediów, niecierpliwie oczekujących Wielkiej Katolickiej Zapaści w czeluść rewolucji seksualnej. To sprawiło, że podczas konferencji prasowej, na której prezentowano relację z półmetka, kard. Péter Erdő, relator generalny synodu (oficjalnie odpowiedzialny za podsumowanie) praktycznie wyparł się i jego, i tegoż dokumentu.

Gdy rozpoczęły się dyskusje w grupach językowych, jedni pytali drugich: „Słyszałeś coś z tego w zeszłym tygodniu?”, mając na myśli wyrażenia z relacji użyte przez abp. Forte na temat duszpasterskiego podejścia do osób o skłonnościach homoseksualnych. Każdy odpowiadał przecząco. Ze sporą krytyką spotkało się także przejęcie przez półmetkowy dokument buntowniczego języka środowisk LGBT. Ojcowie synodalni podkreślali, że Kościół katolicki nie opisuje ludzi podług ich pragnień, jakie by one nie były. Uznali, że taka praktyka przeczy temu, co o człowieku mówi bogata antropologia katolicka – wspomniana choćby przez Jana Pawła II w jego inauguracyjnej encyklice Redemptor hominis i jego katechezach o teologii ciała.

To sprowokowało kolejne pytanie co do przebiegu synodu: dlaczego nie zaproszono na niego w charakterze audytorów bądź obserwatorów członków Papieskiego Instytutu Jana Pawła II dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną? Jest on częścią Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego, ma wydziały na całym świecie. Stanisław Grygiel, współzałożyciel instytutu, i jego żona Ludmiła wygłosili doskonałe referaty o chrześcijańskim pojmowaniu małżeństwa podczas europejskiej konferencji o rodzinie, która odbyła się na krótko przed synodem. Ale ani Gryglów, ani ks. prof. Livia Meliny, wybitnego teologa moralnego i rektora papieskiego instytutu, nie było wśród zaproszonych na synod. Biorąc pod uwagę zwyczaje Watykanu, to nie mogło być przypadkowe pominięcie. Wydaje się o wiele bardziej prawdopodobne, że była to umyślna decyzja sekretarza generalnego synodu kard. Baldisseriego, któremu pewnie nie pasowało, by magisterium Jana Pawła II kwestionowało podejście kard. Kaspera i jego propozycje. Nawet jeśli wiadomo, że to magisterium przed ostatnie dwie dekady było najskuteczniejszą odpowiedzią Kościoła na rewolucję seksualną i poważne szkody, jakie wyrządziła ona małżeństwu i rodzinie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama