– Raz, gdy byłem w gościnie u muzułmanów, i usłyszeliśmy dzwon z kościoła, jeden z nich powiedział: – Zbieraj motor i jedź do domu. Masz modlitwę.
– Jesteś tam, gdzie Pan Bóg cię posyła. Misje to nie moje widzimisię. Swój staż misyjny odbywał w diecezji Dori na północy kraju, przy granicy z Mali i Nigrem. 99 proc. mieszkańców obszaru stanowili muzułmanie. – Doświadczenie spotkania z muzułmanami pozwoliło mi inaczej popatrzeć na inne religie. Ci ludzie byli bardzo serdeczni, choć dziś słyszymy często o grupach radykalnych. Nam dobrze się współpracowało. Dla Marcina Zaguły zaskoczeniem były cechujące muzułmanów oddanie i wierność modlitwie. – Raz, gdy byłem u nich w gościnie, i usłyszeliśmy dzwon z kościoła, jeden z nich powiedział: zbieraj motor i jedź do domu. Masz modlitwę! Gdy w 2006 roku doszło do zamachów na kościół w sąsiedniej Nigerii, muzułmanie z wioski, gdzie pracował Marcin, przyszli do tamtejszych chrześcijan. – Było im przykro. Chcieli, abyśmy się wspólnie, w tym samym czasie, modlili o pokój. Po stażu w Burkina Faso wyjechał na studia teologiczne do Abidżanu na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Było ich tam 34 kleryków z 17 krajów.
W 2010 został wyświęcony na kapłana w rodzinnej parafii w Dąbrowie Górniczej. Jako kapłan wrócił do Burkina Faso, gdzie oprócz pracy pastoralnej zaczął wraz z mieszkańcami budować studnie dla tamtejszych wiosek.
I co ty z tego masz?
– Ludzie często pytają, co mi te misje dały – mówi o. Franciszek. – A ja myślę, że na misje jedzie się przede wszystkim po to, by samemu dawać. I to najwięcej uczy. Przede wszystkim, że Kościół to wspólnota wszystkich. Afryka pokazała mi, jak wielką rolę mają do spełnienia świeccy. Tam, gdzie Msza w wiosce ma miejsce raz na sześć tygodni, na świeckich spoczywa o wiele większa odpowiedzialność niż u nas. W Afryce świeccy przygotowują do małżeństwa, do chrztów, prowadzą katechezy i niedzielne nabożeństwa słowa. Ojciec Franciszek przyznaje, że współpraca ze świeckimi to dla niego najcenniejsze doświadczenie z misji. – To dar, jaki ofiarowuje nam Afryka za to, że posyłamy tam swoich misjonarzy. U ojca Marcina z kolei na terenie diecezji liczącej 36 tys. km kwadratowych było tylko 18 księży i 13 sióstr zakonnych. Jego wspólnota miała pod opieką 19 stacji misyjnych. – Było nas 3 kapłanów – dwóch 75-latków i ja. Żyliśmy 100 km od Sahary. Największą troską był dostęp do wody.
Ojciec Marcin przyznaje, że dotychczasowe 10 lat formacji w Afryce to „czas poznawania siebie i nowych doświadczeń”, których nie miałby, gdyby został w Europie. Obaj misjonarze mówią, że w Afryce czują się u siebie. – Misje są ciągle aktualne. Nam się może wydaje, że się kończą, ale one są wciąż potrzebne. Nie tylko jako wolontariat, ale przede wszystkim jako całkowite oddanie siebie. Niech młodzi nie boją się pójść za głosem misyjnego powołania. Misje to nie tylko ofiara. To otrzymywanie i korzystanie z bogactwa Kościoła, do którego jestem posłany – zachęca ojciec Franciszek. – To uniwersalizm Kościoła. Dajesz i czerpiesz z tego. Misjonarz jest jak USB – dodaje o. Marcin. I zaczyna nucić oazową piosenkę: „Bo nikt nie ma z nas tego, co mamy razem, każdy wnosi ze sobą to, co ma najlepszego...”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.