O głodzie wiary odeskich i moskiewskich katolików oraz o tym, jak to jest być watykańskim szczurem, z s. Renatą Polak, salezjanką z Piły, byłą misjonarką na Ukrainie i w Rosji, rozmawia ks. Wojciech Parfianowicz.
Ks. Wojciech Parfianowicz: Od kilku miesięcy o Ukrainie i Rosji mówi się raczej w kontekście toczącego się konfliktu politycznego i zbrojnego. Jednak na chwilę zostawmy politykę. Siostra poznała te dwa narody z zupełnie innej strony. Czy jest coś, co je łączy?
S. Renata Polak: Między innymi przeszłość w Związku Radzieckim, gdzie w myśl wojującego komunizmu przez całe lata promowano ateizm. W konsekwencji wielu ludzi nie było w ogóle ochrzczonych albo zostali ochrzczeni przez rodziców po kryjomu, ale wcale nie praktykowali swojej wiary. Dlatego jako misjonarka m.in. w Odessie i Moskwie przez lata zajmowałam się przygotowywaniem młodzieży i dorosłych do sakramentów. W przeciwieństwie do Cerkwi prawosławnej wymagaliśmy sporo. Przygotowanie do chrztu trwało u nas rok. W Moskwie takich osób miałam powyżej 120 rocznie. Ludzie traktowali to bardzo poważnie, dlatego miło to wspominam. Podobnie było z tymi, którzy byli kiedyś ochrzczeni, a teraz chcieli przystąpić do I Komunii św. albo zawrzeć sakramentalne małżeństwo. To byli ludzie głodni Boga. Interesowało ich wszystko, od Biblii, przez liturgię, po prawo kanoniczne. Trzeba było bardzo dobrze się przygotowywać. Byłam świadkiem ich poszukiwania Pana Boga i bardzo poważnego traktowania wiary. Po powrocie do Polski mogłam porównać, jak nieraz u nas młodzież traktuje katechezę, a jak to wygląda tam, w Moskwie czy Odessie. Różnica wynika oczywiście z tego, że tam spotkanie z Bogiem było przez lata mocno utrudnione, co u wielu wzbudziło ogromny głód wiary. Muszę przyznać, że brakuje mi tej pracy na Wchodzie.
Z pewnością jednak odbudowa tego, co spustoszyła komunistyczna ateizacja, nie jest łatwe. Czy zetknęła się Siostra z ciągle aktywną „ciemną stroną mocy”?
To było w Moskwie. Jechałam metrem na Łubiankę. Kilkaset metrów od budynków KGB znajduje się kościół katolicki pw. św. Ludwika. Wyjeżdżałam schodami ruchomymi ze stacji metra. Mijali mnie jadący w przeciwnym kierunku pracownicy KGB – panowie w eleganckich garniturach z teczkami w rękach. Pamiętam, że jeden z nich syknął w moją stronę „krisa watikana”, czyli po naszemu: „watykański szczur”.
Aluzja do Watykanu wskazywała chyba na to, że nie podobało im się nie tylko to, że Siostra była wierząca, ale również to, że była Siostra katoliczką. Jeśli chodzi o konflikt rosyjsko-ukraiński widać, że przynależność do określonego Kościoła też ma znaczenie. Jakie są Siostry doświadczenia chrześcijańskiej różnorodności na wschód od naszych granic?
Pracowałam w katedrze katolickiej w Odessie. Podczas jednego nabożeństwa z biskupem zaplanowane było uroczyste wniesienie Biblii. Okazało się, że nie mamy ładnej, dużej księgi, odpowiedniej na taką okazję. Wiedzieliśmy jednak, że prawosławni z pobliskiego monasteru mają piękne księgi w bogato zdobionych oprawach. Poszliśmy do nich, aby jedną pożyczyć. Rozmawialiśmy z dwoma zwykłymi mnichami, którzy od razu wyrazili zgodę. Gdy jednak poszli do przełożonego, ten im zabronił. Jednak oni potem tę Biblię dla nas „wykradli” na dwie godziny i udało nam się nasze uroczystości odpowiednio przeprowadzić. Bardzo często z prawosławnymi było tak, że im wyżej w hierarchii, tym gorzej. Niestety, tam jest tak, że ci, którzy siedzą wysoko, muszą dbać poprawność polityczną.
Czyli jednak od polityki nie da się uciec. Śledząc doniesienia zza naszej wschodniej granicy, po której Siostra jest stronie?
Po żadnej. Jestem rozdarta. Z jednej strony, dowiedziałam się, że Alosza, mój dawny uczeń z Odessy, skończył studia i dostał powołanie do armii. Wysłali go na front na wschód Ukrainy. Boimy się o niego. Z drugiej strony mam przyjaciół w Moskwie, gdzie też pracowałam przez dwa lata.
Ale przecież sprawa wydaje się jasna. Rosja anektowała Krym i wspiera tzw. separatystów na wschodzie Ukrainy.
To prawda i nie akceptuję tego, ale martwi mnie to, że my, Polacy, czasami zapominamy, że naszymi sąsiadami są i Ukraińcy, i Rosjanie. Bardzo mi szkoda i jednych, i drugich. Tak naprawdę zwykli ludzie po jednej i po drugiej stronie stają się często kartą przetargową w wielkiej polityce.
Co, według Siostry, jest najbardziej potrzebne, żeby ta wojna się zakończyła?
Nawrócenie!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.