Wysiedlone „rewizjonistki”

To miał być początek końca zakonów w Polsce. W ciągu jednego dnia władze PRL wysiedliły z klasztorów 1300 zakonnic, oskarżając je o sprzyjanie niemieckim rewizjonistom.

Reklama

Od tego wydarzenia minęło w tym roku 60 lat. 3 sierpnia 1954 roku. o godz. 6 rano do 318 klasztorów w trzech województwach – wrocławskim, opolskim i katowickim (wówczas stalinogrodzkim) – wkroczyły tzw. komisje likwidacyjne w asyście funkcjonariuszy UB i milicji. W ten sposób rozpoczęła się przygotowywana od miesięcy akcja o kryptonimie X-2. Komisje informowały zakonnice o likwidacji klasztoru i natychmiastowym przesiedleniu ich do nowych ośrodków. Siostry, zdezorientowane i wystraszone, pamiętające represje okresu wojny, były przekonane, że zostaną wywiezione na Syberię, na pewną śmierć. Pakowaniem dobytku zajęły się specjalnie dobrane i sprowadzone grupy robotników, które meble, sprzęt, inwentarz ładowały do pociągów, a rzeczy osobiste na samochody. Ale przecież nie wszystko udało się zabrać: zostawał węgiel, płody rolne, pasze dla inwentarza, urządzenia gospodarcze. Wiele rzeczy zginęło, wiele rozkradziono. Były wypadki niszczenia przedmiotów kultu religijnego, zdarzało się pobicie zakonnic. Komisje likwidacyjne zabierały siostrom dowody osobiste, które zwracano po sporządzeniu adnotacji o wymeldowaniu. W ten sposób tylko jednego dnia 1300 sióstr (według innych źródeł 1294) zostało wysiedlonych ze swych domów zakonnych.

Perfidia oskarżeń
To miały być, jak mówił wicedyrektor Urzędu do spraw Wyznań, Józef Siemek, „zakonnice Niemki, które nie przyznają się do Polski, mówią po niemiecku i pragną Adenauera”. W istocie to były ofiary polityki wyznaniowej okresu stalinowskiego, której kulminacyjnym momentem stało się aresztowanie 25 września 1953 r. prymasa Wyszyńskiego. I chociaż, jak pisze dr Bartłomiej Noszczak, stan badań nie pozwała całkowicie wykluczyć, że zdarzały się „niekiedy uzasadnione” przypadki sprzyjania rewizjonistom przez autochtoniczne duchowieństwo diecezjalne czy zakonne, to przecież nie można tego powiedzieć o wysiedlonych siostrach, wśród których Niemki stanowiły znikomą mniejszość. Z dwóch różnych źródeł kościelnych wynika, że Niemek było do 5 proc. według jednego źródła lub 2,5 proc. – według innego; autochtonek było odpowiednio 28 lub 70 proc., Polek – 70 lub 27 proc.

Perfidia polskich władz polegała na tym, że dla uzasadnienia wysiedlenia sióstr wykorzystano kwestie rewizjonizmu niemieckiego, mocno podnoszonego w peerelowskiej propagandzie. Oskarżenia te pozwoliły państwu „maskować rzeczywisty, represyjny i bezprawny charakter działań wymierzonych w duchowieństwo” oraz bezpodstawnie oskarżać cały Kościół o tolerowanie i sprzyjanie niemieckim rewizjonistom. Było to zupełnie bezzasadne, ponieważ w umowie z kwietnia 1950 r. episkopat zobowiązywał się do przeciwstawiania się „antypolskim i rewizjonistycznym wystąpieniom części kleru niemieckiego”.

Bismarck, Hitler, Bierut
Perfidia aparatu władzy polegała przede wszystkim na tym, pisze dr Noszczak, że przesiedleniami objęto żeńskie zgromadzenia zakonne „zdominowane – wbrew propagandzie – przez zakonnice polskiego pochodzenia”. Szczególnie boleśnie zarzut o sprzyjanie niemieckiemu rewizjonizmowi odczuwały służebniczki, wśród których były autochtonki, córki powstańców śląskich i repatriantki ze Lwowa – gdyż, jak pisała przełożona generalna s. Demetria Cebula, zgromadzenie to powstało w celu m.in. „utrzymania ducha polskiego na Śląsku niemieckim”. To z tego powodu zostały wywiezione najpierw w okresie kulturkampfu ze swego domu macierzystego w Porębie. Jedynym zarzutem, jaki podnoszono podczas wysiedlania zakonnic w 1942 r., była „polskość sióstr i ich uparte używanie języka polskiego”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7