Potomek jednego z najsłynniejszych rodów książęcych, wykształcony architekt, wstąpił do dominikanów. Wybuch powstania zastał go na ulicach Warszawy. Został kapelanem pierwszego oddziału, który spotkał. Ojciec Michał Czartoryski jest jednym ze 108 błogosławionych męczenników II wojny światowej.
Jan Czartoryski uczył się w prywatnej szkole „Ognisko”, którą w Starej Wsi pod Warszawą prowadził ks. Jan Gralewski. Maturę zdał w Krakowie, a we Lwowie ukończył studia. Zdobył tytuł inżyniera architekta. Brał udział w walce o to miasto w czasie ofensywy bolszewickiej na Polskę w 1920 r. Za męstwo na polu bitwy został odznaczony Krzyżem Walecznych. Kiedy rok później we Lwowie tworzyło się katolickie stowarzyszenie młodzieży „Odrodzenie”, Jan Czartoryski należał do grona jego założycieli. Od tego momentu był także stałym uczestnikiem rekolekcji zamkniętych organizowanych przez związek. W 1924 r. odbył indywidualne rekolekcje w klasztorze redemptorystów w Krakowie. Rozpoznając swoje powołanie, wstąpił najpierw do seminarium duchownego obrządku łacińskiego we Lwowie. Nie zagrzał tam jednak miejsca. Rok później, 18 września 1927 roku, przyjął w Krakowie w kaplicy św. Jacka habit dominikański i rozpoczął nowicjat. Minął kolejny rok i brat Michał Czartoryski złożył śluby zakonne.
Już przed wstąpieniem do dominikanów napisał, że celem życia zakonnego jest zupełne oddanie się na służbę Bogu. – Zupełne, całkowite, bezapelacyjne, począwszy od codziennych najdrobniejszych obowiązków, rozumianych przez najczulsze sumienie, przez strapienia, bóle, krzyże, oschłości, aż do męczeństwa. To zupełne oddanie się Bogu na służbę oznacza jeden wyraz: miłość… ona wszystko może – opisywał.
Jego przyjaciel, m.in. z „Odrodzenia”, słynny filozof Stefan Swieżawski, wspominał po latach, że wstąpienie Jana Czartoryskiego do zakonu to było jakieś wypełnienie. – To była widzialna realizacja czegoś, co było zawsze w tym człowieku w zalążku lub w procesie dojrzewania. Byłem przekonany, że wstępując do dominikanów, zajmuje przewidziane dla niego miejsce – mówił Swieżawski. W nowicjacie Czartoryski był na jednym roku z dominikańskimi legendami: logikiem o. Innocentym Bocheńskim i etykiem Jackiem Woronieckim. W 1931 r. przyjął święcenia kapłańskie. Rok później, po ukończeniu studiów teologicznych, został wychowawcą, najpierw braci nowicjuszy, a potem studentów. – W jego pismach wyraźnie widać, że chciał, aby ci, których wychowuje, byli dominikanami z prawdziwego zdarzenia, żeby ich życie zakonne nie rozłaziło się. To słowo często pojawia się w zapiskach, przestroga przed rozłażeniem – mówił o. Bruno Mazur, wicepostulator procesu beatyfikacyjnego Michała Czartoryskiego. – Nabrałem przekonania co do świętości o. Michała, kiedy przeczytałem jego pisma duchowe. Z ich lektury wyraźnie wynika, że wybór, aby dać się zabić z rannymi chłopcami, nie był tylko gestem wynikającym z porywu chwili, ale owocem drogi duchowej – tłumaczył.
Później przez jakiś czas o. Czartoryski odpowiadał za budowę nowego klasztoru na warszawskim Służewie. Próbował gromadzić wokół siebie inteligencję, zajmował się III Zakonem św. Dominika i głosił rekolekcje.
Asceta i męczennik
Grzegorczyk zauważa, że „kto wie, czy gdyby Jan Paweł II nie poprosił, by zbierać świadectwa o męczennikach II wojny światowej, ktokolwiek z młodszego pokolenia dominikanów usłyszałby o istnieniu Michała Czartoryskiego”. Z relacji dominikańskich współbraci, które pisarz mozolnie zbierał, wynika, że doceniali oni wewnętrzną prawość, którą potomek książęcego rodu miał i którą podobno wyniósł z domu. Przez niektórych jednak była ona odbierana jako nadmierna surowość czy też zbytni radykalizm. Jeden z jego wychowanków, o. Albert Krąpiec, wspominał, że o. Michał ich karał, ale kara zawsze wpisywała się w system wychowawczy. – Wiedziało się, że nigdy nie będzie niesprawiedliwy – mówił znany filozof.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.