Z ks. Witoldem Lesnerem o przygotowaniu do wyjazdu, nauce języka i praktyce w Hiszpanii rozmawia Krzysztof Król.
Krzysztof Król: Nie tęskni Ksiądz za diecezją?
Ks. Witold Lesner: Dla mnie miejsca tworzą przede wszystkim ludzie. Wyjeżdżając do Warszawy do Centrum Formacji Misyjnej, zostawiłem wiele osób i spraw z nimi związanych. I tego mi brak. Przeprowadzka zawsze jest pewną stratą, ale też wyzwaniem, które z sobą niesie. Jest więc i smutek związany z opuszczeniem, ale i radość połączona z nadzieją odnośnie tego, co przede mną.
Jak zrodziło się misyjne powołanie Księdza?
Nie wiem, czy mogę mówić o „rodzeniu się” powołania misyjnego. Traktuję moje życie z Jezusem Chrystusem jako pewnego rodzaju konsekwentną drogę. W szkole średniej byłem w oazie, gdzie bliżej poznałem Boga, więc gdy On zaproponował mi kapłaństwo, był to krok w Jego stronę. Podobnie traktuję propozycję Pana Boga złożoną mi, bym wyjechał na Kubę. O takiej możliwości po raz pierwszy przeczytałem w marcu ubiegłego roku w diecezjalnym „Piśmie Okólnym”. Była to prośba o pomoc w pracy duszpasterskiej w diecezji Bayamo-Manzanillo na Kubie. Tam właśnie mam jechać.
Gdzie dokładnie Ksiądz jedzie?
Jeszcze nie znam konkretnej miejscowości, w której będę, ale możliwości są bardzo duże, ponieważ diecezja Bayamo-Manzanillo pw. Najświętszego Zbawiciela jest tylko trochę mniejsza od naszej, a pracuje tam obecnie 14 księży, w tym tylko trzech Kubańczyków. Na jednego księdza statystycznie przypada 58 tys. osób. Ta diecezja, położona na przeciwległym do Hawany krańcu wyspy, jest jedną z najuboższych nawet jak na tamtejsze standardy. Nie ma tam przemysłu czy rozwiniętego rolnictwa, nie jest też centrum turystycznym. Również pod względem religijnym diecezja Bayamo-Manzanillo jest najsłabsza na Kubie. Cieszę się, że pracuje tam już dwóch księży z Polski. Wierzę jednak, że to Pan Bóg mnie tam posyła i że On da to, co potrzeba. Postawi na mojej drodze właściwych ludzi i stworzy okoliczności, abym mógł na Kubie służyć jako kapłan najlepiej jak tylko potrafię. Wierzę w to mocno.
Jak wyglądało dotychczasowe przygotowanie do wyjazdu?
Przygotowanie w Centrum Formacji Misyjnej rozpocząłem we wrześniu ubiegłego roku. Czas podzielony jest między formację duchową, misyjną i naukę języka. Od stycznia mamy już Msze św. z kazaniami w językach, w moim przypadku po hiszpańsku. Omawiamy również przykazania, sakramenty i prawdy wiary też oczywiście po hiszpańsku. Bardzo ważne są częste spotkania z misjonarzami. Dzielą się z nami praktycznymi informacjami o życiu na misjach. Przez te miesiące miałem również okazję pogłębienia życia modlitwy. Jest na to każdego dnia kilka godzin. Kilka ostatnich miesięcy to był bardzo ważny dla mnie czas.
W Gnieźnie 4 maja otrzymał Ksiądz krzyż misyjny. Co to oznacza?
To symboliczna uroczystość wieńcząca nasze przygotowanie i wyrażająca na zewnątrz, że w imieniu Kościoła jesteśmy wybrani, by Krzyż Chrystusa i Jego Ewangelię zanieść ludziom, do których jesteśmy posyłani. Później w czerwcu na trzy miesiące pojadę do Hiszpanii, by tam na jednej z parafii dalej uczyć się języka i wejść w regularną praktykę duszpasterską już w języku hiszpańskim. Będzie to spore wyzwanie, ponieważ na tej parafii będę sam. 28 września w zielonogórskim kościele Podwyższenia Krzyża Świętego bp Stefan Regmunt przewodniczyć będzie tzw. Mszy św. Posłania. Jako biskup diecezjalny pośle mnie do pracy misyjnej na Kubie. Jak wszystko dobrze się ułoży, to na początku października wylecę na Perłę Karaibów, jak na Kubę mówią podróżnicy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).