Tą drogą

Niedziela Palmowa. Czy oprócz zwyczajowego święcenia palm jest tu coś wartego zauważenia?

Reklama

Myślę o Ewangelii tej niedzieli. Długiej opowieści o męce Chrystusa. No, zawsze można wybrać krótszą wersję. Tylko po co ją spłaszczać przypomnieniem tylko kilku faktów? Wszak niesie ze sobą tyle ważnych treści. I gdyby nad nimi więcej rozmyślać, a nie koncentrować się na długości palmy...

No bo jak czytać Ewangelię, to przybycie Jezusa do Jerozolimy poprzedza jego pobyt w Jerychu. I jest tam taka piękna scena. Wymowna zwłaszcza w wersji Ewangelisty Marka. Jezus uzdrawia w Jerychu niewidomego Bartymeusza. A Ewangelista pisze, że potem ten uzdrowiony „szedł za  nim drogą”. Rozumiem, że akurat Marek często podaje tego typu mało istotne szczegóły. Ale jeśli – jak chcą niektórzy bibliści  – ta Ewangelia była Ewangelią przygotowujących się do chrztu katechumenów, to może to „pójście drogą za Jezusem” oznacza coś więcej?  Może chodzi o przypomnienie co to znaczy iść za Jezusem? Jeśli tak jest w istocie, to aż ciarki przechodzą po plecach. Przecież to ostatnia scena przed wydarzeniami męki i śmierci Jezusa. A jeśli tak, to powinniśmy ostro zrewidować naszą wizję bycia chrześcijaninem.

No bo proszę pomyśleć. Męka Jezusa zaczyna się w Ogrójcu. „Nie moja, ale Twoja wolna niech się stanie” – modli się Jezus do Ojca.  My chętnie ostatnio mówimy, że trzeba z niewierzącymi się ścierać. A Jezus inaczej: zdaje się na ich łaskę. I choć wie, że Ojciec mógłby wystawić w Jego obronie oddział Aniołów, godzi się stać się ofiarą ludzi podłych. Coś mi się zdaje, że my byśmy tak sprawy nie postawili.

Jak czytać tę ewangeliczną opowieść o drodze Jezusa, to pójść za Nim znaczy w pokorze przyjąć obojętność, niezrozumienie przez bliskich, zdradę różnych Judaszów. Nie no. Kogo jak kogo, ale różnych mniejszego kalibru zdrajców to my raczej byśmy napiętnowali. A to przecież nie koniec: iść za Jezusem to znaczy przyjmować różne złośliwości, kłamstwa i szyderstw oprawców. To przyjmować poszturchiwania, policzkowania i bicia. No i plucia też. My dziś za cnotę uważamy raczej odpowiedzenie pięknym za nadobne, prawda? Ci którzy tak robią stają się naszymi gwiazdami. „O, dobrze im powiedział!”

Dalej? Iść za Jezusem znaczy wziąć krzyż na siebie, a nie bić nim po głowie innych. Znaczy przyjąć niechętną pomoc różnych Szymonów, znaczy dać się na pośmiewisko rozebrać, dać się przybić... Ale nie przestać kochać, nie przestać oddawać za zło dobrem. Tylko w ten sposób stawia się złu tamę. A my?

Iść za Chrystusem to w końcu na tym krzyżu umrzeć.  Umrzeć, nie zwyciężyć. Piękna perspektywa. Gdyby nie pewność przyszłego zmartwychwstania...

W swojej redakcyjnej pracy z powodzi wielu doniesień wyłuskuję i zbieram informacje z Kościoła prześladowanego. I tak sobie myślę, że oni dużo lepiej zdają egzamin ze swojego chrześcijaństwa. Mimo że ich wyrzucają z domów,  okradają, a nawet zabijają, potrafią kochać i przebaczać. My, tutaj, w Polsce jakoś tacy strasznie butni się zrobiliśmy. Trzeba się bronić? Może i tak, ale chyba taktykę obieramy niezbyt szczęśliwą. No bo Jezus wskazał swoim uczniom jednak inną drogę...

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama