Dzień przed napadem na nasze misje ludzie zaczęli znosić do nas swoje cenniejsze rzeczy... - relacjonuje z Republiki Środkowafrykańskiej, świecka misjonarka, Ewelina Krasnowska. W końcu przyszli Seleka. "Z przewodnikiem, który mówił w sango i dokładnie wiedział gdzie wszystko się znajduje. Oni natomiast mówili po arabsku" - opisuje s. Barbara Samborska SMBP
Bałam się że nas wywiozą… - s. Barbara Samborska SMBP
Pracuje na misjach od 4 lat, w Ngaoundaye od września 2013 roku. Po raz pierwszy w taki sposób – face en face miałam spotkanie z Seleką. Byłyśmy w trakcie ewakuowania się do braci kapucynów, kiedy usłyszeliśmy strzały, wiedziałyśmy że już nie możemy uciec, więc wyszłyśmy z podniesionymi rękoma. Jak wychodziłyśmy strzelali w powietrze. Chcieli nas chyba przestraszyć.
Kazali nam otworzyć bramę, grzecznie się z nami przywitali, podając dłoń. Pytali nas czy jest u nas anti-balaka, po czym przeszli do konkretów, i od tej pory nie odstępowali nas na krok. Pieniądze, telefony, komputery, samochód – oto ich oczekiwania. Przyszli z przewodnikiem, który mówił w sango i dokładnie wiedział gdzie wszystko się znajduje. Oni natomiast mówili po arabsku.
Dałam im pieniądze 110 000 CFA (jakieś 200 euro), później chodzili od pokoju do pokoju żądając pieniędzy. Po tym rabunku kazali nam wyjść na zewnątrz. Bałam się że gdzieś nas wywiozą. Znałam ich twarze, no właśnie ich szef też wiedział że jestem dyrektorką szkoły, którą prowadzimy. Kazał mi wsiąść na motor i pokazać gdzie jest samochód. Ja nie wsiadłam, to później chcieli mi zabrać moje dokumenty, żeby mnie szantażować, trzeci coś wspominał o sznurkach, nie wiem czy chcieli nas bić czy związać – i po chwili cześć z nich odjechała w w stronę kapucynów. Dwóch zostało aby nas pilnować , abyśmy czasem nie wezwały pomocy.
Jeden z nich wziął Ewelinę (świecka wolontariuszka) i zaprowadził do jednego z pokoi, później kolej na nas, brał nas za rękę i wprowadzał do domu, po czym rzucił propozycje aby ściągnąć ubranie, jak powiedziałem że nie to przyłożył broń. Po kilku minutach – zrezygnował, widząc nasz upór. Krzyczeli pieniądze, komórki, wszędzie gdzie były drzwi, musieliśmy je otwierać.
Nie bałam się o życie, bałam się że nas wywiozą, zwiążą sznurami i nas zgwałcą. Tego się najbardziej bałam. Miałam w sobie wewnętrzny spokój…
Chyba 5 minut przed ich przyjazdem, zdążyłyśmy spożyć Pana Jezusa z naszej kaplicy, aby seleka nie sprofanowała najświętszego Sakramentu, zabrałem także do mojej osobistej torebki Relikwie bł. Honorata Koźmińskiego, kapucyna, i przez cały czas chodzę z nimi – aż do tej pory.
Nie wiem kto stoi za tą rebelią, wiem jednak że seleka to tylko pionki, które są kierowane przez kogoś. Ktoś pozwala tym bandytą wracać do kraju, którzy: zabijali, gwałcili, kradli, palili domy i co tylko sobie można wyobrazić – a teraz wracają z wielkimi łupami jako prawdziwi bohaterzy. Myślę, że za jakiś czas znów wrócą – jak tylko trochę sytuacja się polepszy.
Podczas tych wydarzeń, nie chciałam opuszczać misji, ale był u mnie taki krytyczny moment aby gdzieś uciec, ale był to tylko moment. Ani nie można się modlić, ani pracować, tylko myśleć jak i gdzie uciekać i kiedy przyjadą. To młodzi chłopcy, 17, 18 lat, często po spożyciu narkotyków są zdolni do wszystkiego.
Mam nadzieję, że przełożeni obrony tego kraju, Francja – wyślę w stronę granicy, kilku żołnierzy aby nas strzegli, jeżeli zaś nie (a to już prawie tydzień) jesteśmy zdani sami na siebie. Będziemy uciekać i chronić się tak jak mieszkańcy tego miasta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.