Zaczęło się całkiem zwyczajnie jak na dzisiejsze czasy – przez wirtualny kontakt na Facebooku. Jednak to, co powstaje, jest już jak najbardziej realną pomocą.
To były święta Bożego Narodzenia wśród kwiatów, kurzu i pięknego słoneczka, bo jest pora sucha – zaczyna s. Tadeusza ze Zgromadzenia Sióstr św. Dominika, czyli popularnych dominikanek. – Tu jest całkowicie inaczej niż u nas. Ludzie w Afryce nie świętują w rodzinach takich świąt. Nie ma wigilii, opłatka i życzeń. W Nowy Rok bywają sztuczne ognie, choć także karnawał podobny do tego z Europy nie jest znany.
Inny świat
Siostra Tadeusza (Helena Frąckiewicz) do zgromadzenia wstąpiła 36 lat temu. Od 15 lat pracuje w Kamerunie. To, co tutaj zobaczyła, nie przystawało do jej wyobrażeń o misjach.
– Tak naprawdę, wszystko, co czytamy, co słyszymy, co oglądamy o Afryce, nie oddaje w pełni tego, co zastajemy – wyjaśnia. – Nawet ja, mimo tylu przygotowań i opowieści o Czarnym Lądzie, nie zrozumiałam prawie nic. Więc pakując się, wzięłam ze sobą wszystko, nawet zapałki..., a walizki mają ograniczoną pojemność i problem mój był wielki, co ostatecznie zabrać, a co zostawić. Jadąc na misje, każda z nas jest gotowa na wszystko, na spanie w ubogich chatach, na brak wielu rzeczy, szczególnie tych z „cywilizowanego” świata, na wszystko! I jakież było zdziwienie, gdy dotarłam wreszcie po kilku dniach na moją misję w Garoua Boulai, że jest dom murowany, prysznic w domu, prąd, kuchnia europejska i mogę jeść kapustę, marchewkę i ziemniaki. Fakt, że potem zaczęłam odkrywać inną prawdę: biedę ludzi, ich naprawdę ubogie domy, prawie baraki, brak nadziei na polepszenie losu, na pracę godną dyplomu, jeśli nawet udało się zdobyć jakieś wykształcenie... To się odkrywa w miarę czasu i spotkań z ludźmi, a ja dosyć szybko ruszyłam do ludzi.
Tak nas mało…
W Polsce s. Tadeusza była katechetką, więc w Kamerunie także zajęła się pracą katechetyczną i pastoralną. Jej parafia była ogromna – jak niejedna diecezja w Polsce. Na jej terenie działały 22 wspólnoty, czyli jakby nasze 22 parafie. W nich kaplice i katechiści, grupy apostolskie i dzieci na katechezie. Codzienne trzeba było pokonywać po kilkadziesiąt kilometrów. Wszędzie trzeba było doglądnąć prawie wszystkiego, a do pracy duszpasterskiej na tym terenie był tylko jeden ksiądz i s. Tadeusza. Druga siostra jest lekarką i prowadziła dużą przychodnię zdrowia, a potem dobudowała porodówkę. Trzecia zajmowała się szkołą podstawową i przedszkolem, czwarta katechizowała na miejscu, przygotowywała dzieci do sakramentów i uczyła dziewczęta i kobiety różnych prac ręcznych.
– Potrzeby są olbrzymie, a nas tak mało! – konstatuje s. Tadeusza. – Jak wracam do Polski na urlop i pokazują mi parafię czy miasto, a tam niezliczone szeregi duchowieństwa i jeszcze marudzą, że jest ich mało, to ja sobie myślę: o mój Boże, wy nie wiecie, co mówicie! Ja jestem sama do takiej samej pracy, co was 75! Ciągle mam ochotę rozesłać przynajmniej połowę sióstr, zakonników i księży z Polski na wszystkie krańce świata! Idźcie w świat, tam zobaczycie wielkie potrzeby ludzi zostawionych samym sobie! Nie jest łatwo głosić Jezusa na tak wielkim terytorium i we wspólnotach oddalonych od siebie! Cokolwiek się chciało zrobić, zorganizować, to łączyło się to z transportem ludzi z wioski do wioski. Bez tego ani rusz aż do dzisiaj, sprawa dróg to osobny, prawie legendarny rozdział życia!
Ubodzy i radośni
– Kocham tę ziemię i tych ludzi wpatrzonych we mnie i oczekujących pomocy – wyznaje siostra. – Podoba mi się ich radość życia. I chyba to mnie pociąga najbardziej! Niewiele mają, żyją ubogo, a jednak są radośni. W miarę czasu zmieniły się trochę nasze warunki pracy w Kamerunie. Do odpowiedzialności za różne grupy parafialne doszły nowe obowiązki, jak adopcja dzieci, młodzieży czy studentów zrzeszonych w stowarzyszeniu, odpowiedzialność za katechistów i katechetów. Mam wrażenie, że jestem ciągle na nowo i na nowo potrzebna tutaj. Ale niestety nie można pomóc we właściwy sposób, jeśli nie ma tego drugiego frontu w Polsce, czyli ludzi wspomagających nasze działania. W jaki sposób mogę pomóc na przykład w wykształceniu 65 studentów i wielu, wielu dzieci? W jaki sposób mogę zorganizować pielgrzymkę Legionu Maryi z całego naszego terenu, jeśli nie będę miała samochodu i ropy w baku na transport? Nasze tak zwane „urlopy” w Polsce to ciągłe zdobywanie pieniędzy, a ile ich można zdobyć w ciągu 3 miesięcy, skoro wyjeżdżamy raz na dwa lata?
Wybrał szopę
S. Tadeusza kilka miesięcy temu do grona kilku tysięcy znajomych na portalu społecznościowym przyjęła m.in. braci Dembińskich z okolic Wałbrzycha. – Okazało się że s. Tadeusza jest niesamowita. Choć w Afryce ma ogrom pracy, stara się pomagać również na odległość – opowiada Dariusz Dembiński. – Opowiedzieliśmy jej o swoich problemach, ona nam o swoich. – Jej słowa bardzo nam wtedy pomogły – dodaje Marcin Dembiński.
– Postanowiliśmy się zrewanżować. Wykonali i wysłali do Afryki kilkadziesiąt koszulek, których s. Tadeusza potrzebowała na organizowany przez siostry turniej piłkarski. Ale narodził się też pomysł, by zrobić coś więcej. – Rozmawiałem ostatnio z kilkoma osobami z terenu naszej diecezji i okazało się, że jest w nas wszystkich wielkie pragnienie niesienia pomocy – mówi Dariusz Dembiński. – Chcemy wydrukować ulotki z informacją, jak pomóc misjom w Kamerunie. Chcemy zainteresować tą ideą jak najwięcej osób. Już mamy odzew z Wałbrzycha, Świdnicy, Dzierżoniowa i Kotliny Kłodzkiej. Myślę, że wkrótce pomoc zacznie się konkretyzować. – Miłość Jezusa do ludzi, jego przyjście na świat w tak lichej szopie – zrozumiałam to dopiero tutaj, gdy sama zobaczyłam, w jak lichych szopach mieszkają ludzie – dodaje siostra. – Jezus nie wybrał domów porządnie budowanych, z pięknymi ogródkami pełnymi kwiatów, jak w Polsce, ale taką właśnie lichą szopę jak domy moich ludzi w wioskach…
Kontakt z s. Tadeuszą na: www. facebook.com/siostratadeusza.frackiewicz lub: Zgromadzenie Sióstr św. Dominika, al. Kasztanowa 36, 30–227 Kraków.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).