Jak przeżywać wigilijny czas czekania na Boga, tłumaczy i wspomina biskup nominat Roman Pindel .
Alina Świeży-Sobel: Gdzie w tym roku przeżyje Ksiądz Biskup Wigilię?
Bp Roman Pindel: To bardzo ważny dzień: oczekiwanie na nadejście Bożego Narodzenia i nie ma na to lepszego miejsca niż dom rodzinny, w którym jest modlitwa, wspólne spożywanie posiłku, składanie sobie dobrych życzeń i oczekiwanie na Pasterkę. Zawsze starałem się w Wigilię być w domu rodzinnym i będę chciał ułożyć moje nowe obowiązki w Bielsku-Białej tak, by i tym razem usiąść do wieczerzy z mamą, z siostrą, szwagrem i siostrzeńcem, a także podzielić się opłatkiem z bratem i jego rodziną.
Jak zapamiętał Ksiądz Biskup ten dzień z czasów dzieciństwa?
– W moim rodzinnym domu przeżywanie Wigilii było bardzo tradycyjne. Oczywiście wiązało się z tym, co wynieśli ze swoich domów rodzice. Mama pochodzi z Barwałdu Średniego, a tata z Bugaja – przysiółka położonego w sąsiedztwie klasztoru w Kalwarii Zebrzydowskiej. Tato był mocno związany z klasztorem kalwaryjskim i tam, w kaplicy cudownego obrazu Matki Bożej, rodzice brali ślub. Potem mieszkali w Wadowicach, niedaleko klasztoru karmelitów bosych, ze mną, moim bratem i siostrą. Wigilię przeżywaliśmy, zachowując post, a wieczerzę zaczynaliśmy od modlitwy za żyjących i zmarłych krewnych. Czytaliśmy fragment o Bożym Narodzeniu z Pisma Świętego i modlitwy, zazwyczaj z dołączonych tekstów w kościelnych gazetach. Najczęściej ja czytałem – jako najstarszy z rodzeństwa i ministrant. Teraz czyta siostrzeniec. Modlitwa była najważniejsza. Potem były życzenia: bardzo różne, bo uwzględniały to, co w danym czasie każdy przeżywał w swoim życiu.
A co z wigilijną kolacją?
Oczywiście jedliśmy, ale nie zwracało się nigdy uwagi na to, żeby była jakaś konkretna liczba potraw. I nie pamiętam, żeby było ich jakoś specjalnie dużo: barszcz z uszkami, ryba, kompot z suszonych owoców. Niezbyt wiele uwagi zajmowało też, czy i co znajdowało się pod choinką. Zwykle były to drobiazgi, które nie przesłaniały tego właściwego sensu wigilijnego wieczoru. Za to piękno Pasterki pamiętam od dzieciństwa. Obowiązkowo byli na niej wszyscy ministranci i nikt nawet nie myślał o spaniu tej nocy. To było oczywiste, że po wieczerzy można pośpiewać kolędy, a potem trzeba koniecznie iść na Pasterkę. Mocno wryła mi się w pamięć Wigilia w połowie lat 90., kiedy tata był ciężko chory. Zasiadaliśmy do tej wieczerzy zasmuceni, a 3 stycznia tata zmarł…
Czy zostały też w pamięci wieczerze w seminarium?
Zawsze w grudniu bp Tadeusz Rakoczy przyjeżdżał do seminarium na obrzęd admissio – kiedy uroczyście dopuszcza się kleryków piątego roku do bezpośredniego przygotowania do diakonatu. Po uroczystej Eucharystii kolacja miała charakter wigilijny: z opłatkiem i życzeniami. Było to bardzo piękne, bo wspólnie do stołu zasiadali klerycy i biskupi z obu diecezji. Seminarium to też rodzaj rodziny i od zawsze w gronie rocznikowym odbywają się takie wieczerze na miarę rodzinnej, domowej.
Co to znaczy: dobrze przeżyć Wigilię?
Trzeba w tym zwyczajnym przedświątecznym zabieganiu, które absorbuje czas i uwagę, nie zagubić i nie przegapić nadejścia Tego, który jest najważniejszy: żeby to w naszym sercu Jezus mógł się narodzić. Ma się narodzić w taki sposób, jaki w danym momencie jest nam potrzebny. Inaczej rodzi się w sercu dziecka, które ma swoje strapienia i lęki, inaczej w sercu człowieka, który stracił niedawno kogoś bliskiego i teraz pewnie odnajdzie w swoim sercu nadzieję i nową relację z tym, kto odszedł. Na pewno spłyceniem wyjątkowości Wigilii grozi zastępowanie jej rodzajem spotkania integracyjnego w zakładzie pracy czy w domu wczasowym. To coraz poważniejszy problem. Niedawno dyrektorka jednego z ekskluzywnych przedszkoli poprosiła księdza o rozmowę z dziećmi na temat sensu Wigilii, bo co trzecie dziecko nie przeżywa religijnego wymiaru świąt w domu. Wyjeżdżają z rodzicami na wypoczynek, gdzie może będzie kolacja tzw. wigilijna, ale najczęściej nie będzie oczekiwania na Pana Jezusa…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.