Czy i na ile człowieka ma prawo narzucać innym swoje widzenie świata?
Górską turystykę można zasadniczo uprawiać na dwa sposoby. Można w wygodnym miejscu założyć jakąś bazę i z niej urządzać krótkie wypady. Można też wziąć plecak i wędrować. Pierwsza pozwala całkiem dużo zobaczyć. Druga, choć najczęściej bardziej uciążliwa (nie tylko z powodu cięższego plecaka) pozwala doświadczyć mistyki drogi. A jednym z jej elementów jest ciągłe przenoszenie się między różnymi światami. Między ciszą Łopienki, pełnym kuracjuszy Rymanowem a zabieganym Nowym Targiem. Każdy z tych światów, choć przecież tak bliski kulturowo, ma swoje sprawy i swoje priorytety. Który styl jest ciekawszy? Który bardziej przyjazny?
Po co w ogóle próbować to porównywać czy oceniać? Gdy jest się w tych światach tylko gościem łatwiej przyjąć je jakimi są. Bez ambicji by je poukładać wedle własnych wyobrażeń. I to jest właśnie w tych wędrówkach piękne: można przyjmować inność taką, jaką jest.
Z Iranu nadeszła smutna wiadomość. Tamtejszy sąd skazał na karę chłosty członków jednej z protestanckich wspólnot za spożywanie wina podczas sprawowania liturgii. Islam – wiadomo – alkoholu zabrania. Czy to jednak musi oznaczać, że należy karać innowierców, którzy w swoich religijnych obrzędach go używają?
A to tylko jedno z wielu pytań, jakie rodzą się w wielokulturowych społecznościach, gdzie ścierają się nie tylko różne religie (przez wielki współżycia zasadniczo wypracowały już jakiś modus vivendi) ale i nowe, często mające charakter pseudoreligijny ideologie.
Ot, choćby głośna ostatnia sprawa rytualnego uboju. Dla żydów i muzułmanów rzecz święta. Dla ideologów obrony zwierząt – niesłychana zbrodnia. Albo kwestia obrzezania w judaizmie traktowana jako krzywdzenie chłopców. Czy też kwestia noszenia takich czy innych nakryć głowy (sikhowie) czy strojów zakrywających twarz (muzułmanie). Wszystkie te kwestie wzbudzają emocje. I nieraz gwałtowne reakcje przedstawicieli tych nurtów myślowych, dla których istnieje tylko jedna jedyna możliwość dobrego uporządkowania otaczającego ich świata.
Tymczasem trudno nie zauważyć, że problemy jakie rodzą się za styku owych różnych sposobów myślenia czasem dotykają spraw fundamentalnych, a czasem spraw mało istotnych. Nie wyobrażam sobie, by społeczeństwa mogły się dziś godzić na praktyki polegające na składaniu ofiar z ludzi. Także jeśli są składane na ołtarzu „bogini wolności wyboru” (sprawa aborcji i eutanazji). Rozumiem, że trudno zgodzić się na usprawiedliwianie względami kulturowymi kradzieży, choć akurat współczesne ideologie jakoś tego problemu nie zauważają: prawica łatwo godzi się na wyzysk przez możnych, lewica na łupienie obywateli. Nie rozumiem jednak dlaczego nie zgodzić się na inność, gdy chodzi o sprawy nie tak istotne.
Ot, ubój rytualny. Niestety, miałem w swoim życiu epizod, w którym musiałem uczestniczyć w zabijaniu zwierząt hodowlanych. I wiem, że to, czy zwierzę umiera ogłuszone czy nie jest niczym wobec świadomości, że zwierzęta wyczuwają zbliżającą się śmierć. Naprawdę. Dlaczego w imię niby bardziej humanitarnego zabijania zwierząt godzić w religijna tradycję?
Albo sprawa zakrywania twarzy. Ostatnie rewelacje dotyczące podsłuchiwania przez Amerykanów niemiecka panią kanclerz pokazują, że służby mają na punkcie rzekomego zagrożenia fioła i najchętniej profilaktycznie każdemu z nas kazałyby wszczepić chipa rejestrującego nie tylko nasze słowa i gesty, ale i myśli. Czy naprawdę tak trudno zaakceptować owo zakrywanie twarzy, jeśli te kobiety naprawdę tak chcą?
Znam nawet kryterium jakim powinniśmy się kierować w odróżnieniu spraw fundamentalnych i peryferyjnych. Dwa tysiące lat temu przedstawił jej już Jezus z Nazaretu. „Wszystko co byście chcieli, żeby ludzie wam czynili i wy im czyńcie”. Albo po naszemu: „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Wtedy inność staje się nie zagrożeniem, a bogactwem, które poszerza horyzonty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.