Czy z towarzyszeniem wierzącemu w drodze na szczyt, z rozbudzaniem pasji, osiąganiem dojrzałości, nieuchronnie wiąże się konflikt?
Z informacji dnia wczorajszego dwie zwróciły moją uwagę. Siedmiolatek zdobył z rodzicami szczyt Tikanadze w Gruzji i premiera filmu „Mój biegun”. Wydawać się może – jak na księdza – mało kościelne tematy. Tematy owszem, ale refleksje do jakich prowokują takimi być mogą.
Zatrzymajmy się na moment przy Mikołaju. Na zdjęciach i filmie widzimy jak dziecko, pod czujną opieką rodziców wspina się na skały, asekurowane liną pokonuje niebezpieczne kuluary, ale i wchodzi w dialog z mieszkańcami, wybiera miejsce na namiot czy pomaga w przygotowaniu posiłków. Innymi słowy zdobywa nowe umiejętności, uczy się jak pokonać samego siebie, wreszcie ma marzenia. Rodzice w tym wszystkim pełnią rolę inspirującą, dają poczucie bezpieczeństwa, a przede wszystkim – tak przypuszczam – mają niesamowitą satysfakcję patrząc na rozwój ich pociechy.
Wypisz wymaluj, jak drzewiej mawiano, zadanie Kościoła. Towarzyszyć wierzącemu w drodze na szczyt. Motywować, dawać poczucie bezpieczeństwa, stawiać na coraz większą samodzielność. Sprawiać, że kroczenie za Jezusem będzie pasją a nie nudnym i ciężkim obowiązkiem. Dlatego ma być ojcowski, ale nie tatusiowaty. Ma być matką, ale nie niańką.
W perspektywę przekraczania samego siebie, odkrywania nowych możliwości, wzrostu i życiowych pasji, wpisuje się poświęcony rodzinie Jaśka Meli film. Napisałem rodzinie, bo tytuł może trochę wprowadzać w błąd. Bynajmniej nie chodzi o sam biegun. Jest to film o relacjach. O konflikcie ojca z synem. Jak ktoś napisał – dramat psychologiczny. Dramat z całym twórczym bagażem tego słowa. Bo ten dramat i ten konflikt zaprowadził bohatera na biegun, ale i ukształtował – jak wyznał Jasiek na kilka godzin przed premierą – rodzinę przez duże „R”.
Czy to znaczy, że z towarzyszeniem wierzącemu w drodze na szczyt, z rozbudzaniem pasji, osiąganiem dojrzałości ( w tym również dojrzałości w wierze), nieuchronnie wiąże się konflikt? W pewnym sensie tak. Jeżeli Kościół, co podkreślał w czasie dwóch audiencji papież Franciszek, jest rodziną, to musi liczyć się ze zjawiskiem w rodzinie poniekąd naturalnym. Czyli z konfliktem pokoleń. Więcej. Musi w ten konflikt wejść w sposób twórczy.
Twórczy to znaczy nie ograniczający się do wydawania poleceń i sprawdzania kontrolek. Twórczy to znaczy idący „z”, czasem opasujący liną, zaangażowany w rehabilitację, pokazujący nowe możliwości. A przede wszystkim towarzyszący człowiekowi w zdobyciu pierwszego bieguna – w przekroczeniu samego siebie. Bez tego pierwszego sukcesu nie będzie pójścia na krańce świata, na peryferie. Czuły tatuś nigdy nie stanie się ojcem a niańka prawdziwą matką.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.