Nowożeńcy ubrani jak zwykle: ona w białej sukni z welonem, on w garniturze. Jednak szaty kapłana przypominają, że to ślub, jakiego nie było od kilkudziesięciu lat.
Niektórzy mówili że wydziwiamy, ale dla nas to naturalne. Ten ryt jest nam po prostu bliski – mówi Marian Kamykowski, który wraz ze swoją żoną Asią zdecydowali się na ślub „po trydencku”.
Trochę inaczej, trochę podobnie
– Właściwie w samym obrzędzie małżeństwa nie ma wiele różnic. Poszczególne elementy są trochę poprzestawiane, ale prawie wszystko odbywa się w języku polskim. Oczywiście kapłan ubrany jest w rzymski ornat, ale sam ślub odbywa się przed Mszą św. To po to, żeby jeszcze bardziej podkreślić, że w Eucharystii w samym centrum jest Jezus Chrystus – tłumaczy ks. Paweł Kowalski, który błogosławił małżeństwo Mariana i Asi w koszalińskim kościele pw. św. Józefa Oblubieńca. Po przysiędze małżeńskiej Msza św. jest już nieco inna, bo sprawowana w tzw. rycie nadzwyczajnym, czyli po łacinie, z kapłanem odwróconym tyłem do wiernych i z nieco innymi obrzędami.
– Zastanawialiśmy się, czy goście nie będą się źle czuli. Ale przecież łaska Boża działa na każdej Mszy św. Chcieliśmy pokazać naszym bliskim, czym żyjemy – mówi Marian. – Trochę trudno mi to przyszło, bo co prawda jeszcze pamiętam taką Mszę św., ale już się odzwyczaiłem. Miałem obiekcje, ale w sumie nieźle to wyszło – dzieli się Zygmunt Piotrowski, tata panny młodej. – Pierwszy raz byłam na takiej Mszy św. Ciekawe przeżycie. Było zupełnie inaczej niż na „zwykłej” Mszy. Widać nastawienie raczej na własną modlitwę – mówi Aleksandra. Poza uroczystością w kościele Asia i Marian przeżyli zwyczajną przedweselną bieganinę: wyszukiwanie sukni, fryzjer, kwiaty, załatwianie sali i zespołu. – Myślę, że nie odbiegamy tu od zwykłej średniej ślubnej – kwituje z uśmiechem pan młody.
Tradycjonaliści, nie lefebryści
Jak przyznają sami miłośnicy Mszy trydenckiej, są tacy, którzy w odkrywaniu tradycji potrafią się nieco zagalopować. Podobnie, jak niektórym poszukiwaczom katolickich nowości bliżej jest nieraz do protestantów, tak i niektórzy tradycjonaliści stoją czasami jedną nogą w schizmatyckim bractwie św. Piusa X. Istnieje jednak coś takiego, jak zdrowe zainteresowanie tradycją. – Już Benedykt XVI przestrzegał, że nie chodzi tu o wchodzenie do jakiegoś muzeum, z którego mamy teraz powyciągać stare, zakurzone księgi i szaty. Nie chcemy się odwoływać do tego, co było, ale do tego, co jest, bo nadzwyczajny wyraz rytu rzymskiego nigdy nie został odwołany, tylko trochę zapomniany. Warto go odkrywać, bo i dzisiaj może on być źródłem inspiracji – tłumaczy ks. Paweł Kowalski.
– Ta Msza św. sprawia, że wchodzę w kompletnie coś innego od tego, z czym się stykam w życiu codziennym. Wszędzie, gdzie jestem, ktoś do mnie coś mówi, są jakieś spotkania, kontakty, jakiś ogólny zgiełk, bodźce. A tu nagle wchodzę w obszar, który jest jak nie z tego świata. Ma na to także wpływ zmiana języka. Łacina wymaga ode mnie jakiejś pokory, że nie wszystko rozumiem i muszę zawierzyć, że tam dzieje się coś, co jest dla mnie dobre. To jak rozmowa z lekarzem, który tłumaczy mi naturę zabiegu, który mam przejść, a ja i tak do końca tego nie rozumiem, ale oddaję się w jego ręce. Wchodząc do kościoła, odkładam trochę na bok mój aparat intelektualny. Nie muszę wszystkiego ogarnąć rozumem – tłumaczy Andrzej Fronc, który chodzi na Mszę trydencką w Koszalinie.
– Moje uczestnictwo we Mszy trydenckiej przełożyło się na uczestnictwo we Mszy św. w rycie zwyczajnym. Jestem bardziej skupiony, lepiej się przygotowuję. Kiedyś wpadałem do kościoła w ostatniej chwili, teraz przychodzę wcześniej. Wiem, że potrzebuję wyciszenia i zostawienia tych emocji, które przez cały dzień się nazbierają. Przywiązuję wagę do gestów podczas liturgii. Te gesty, te szczegóły są ważne. To jest tak, jak z osobą, którą się kocha i tę miłość wyraża się także gestem. Przecież kiedy mówię żonie, że ją kocham, a nie idą za tym gesty, także te drobne, to te słowa niewiele znaczą – mówi Rafał Semołonik z Koszalina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.