Tam, gdzie świat się kończy

W Papui-Nowej Gwinei istnieje kilkaset języków, wybuchają wulkany i zdarzają się trzęsienia ziemi. Można spotkać domy duchów i religie animistyczne. Toczą się wojny o kobiety, ziemię i świnie. Cywilizację przynieśli Papuasom misjonarze. Dziś pracuje tu ks. Adam Woch.

Reklama

Papua-Nowa Gwinea położona jest we wschodniej części Nowej Gwinei oraz na sąsiednich archipelagach, które liczą kilka tysięcy wysp. Jest krajem górzystym. Najwyższy szczyt sięga wysokości 4509 m n.p.m. Pośród 6 mln mieszkańców rozróżnia się około 826 języków; główne z nich to angielski, pisin i motu. Kraj deklaruje się jako chrześcijański, większość stanowią tu protestanci. Stolicą kraju jest Port Moresby, z którego nie ma dróg dojazdowych. Jedyny sposób, by dostać się z wybrzeża w głąb wyspy, to droga powietrzna.

To nie moja misja

W Papui-Nowej Gwinei pracuje dwóch księży z archidiecezji lubelskiej: ks. Adam Woch i ks. Marek Konrad. Ksiądz Adam Woch został wyświęcony na kapłana przez abp. Józefa Życińskiego w 2000 r. Po dwóch latach pracy w parafii zgłosił się do pracy misyjnej. Po rocznym przygotowaniu w centrum misyjnym wyjechał do Papui-Nowej Gwinei w lutym 2004 r. Obecnie pracuje w rejonie Kagua w parafii Sugu w diecezji Mendi. – To nie jest moja misja, to misja Kościoła katolickiego – mówi.

Papuas w telewizji

Programy w telewizji są wykreowane. Przychodzi „white man” do takiej „dzikiej” wioski i nagle przed kamerą zaczynają biegać krzyczące kobiety, które podnoszą alarm. Za chwilę wyskakują uzbrojeni wojownicy gotowi zastrzelić z łuku całą ekipę telewizyjną. Jak się okazuje, Papuasi, żeby wyglądać tak jak w programach telewizyjnych, muszą się przygotowywać dwa dni. – Już prawie nikt w Papui-Nowej Gwinei nie mieszka na drzewach. Nikt nie chodzi na co dzień z umalowaną twarzą ani w pióropuszu z piór rajskiego ptaka. Robią to tylko na potrzeby komercji – mówi ks. Woch.

W ciągu 60 lat za sprawą urzędników australijskich i Kościoła katolickiego mieszkańcy przeskoczyli z epoki kamienia łupanego do nowoczesności. Problemem nie jest jednak ich wygląd, lecz mentalność. Cywilizacja dotarła do prowincji Kagua. Tylko że ludzie nie wiedzieli, jak używać elektryczności, więc pościnali słupy i porobili sobie z nich ogrodzenie. Drut został zwinięty i wykorzystany w inny sposób. Anteny telewizyjne i solary pozdejmowano. Bez elektryczności funkcjonować na wyspie jest bardzo trudno. Prądu potrzebuje każda szkoła i szpital. Czerpanie go z generatora jest bardzo kosztowne.

Kazuar i chińska zupka

Ksiądz Adam zazwyczaj sprawuje Mszę św. o godzinie 7 rano. Do kościoła w Sugu przychodzi codziennie kilkanaście, czasem kilkadziesiąt osób. Później kapłan je śniadanie. Ma 14 wspólnot kościelnych pod swoją opieką i nie jest w stanie odwiedzić ich wszystkich w niedzielę. Jedzie więc do nich w ciągu tygodnia. – A jeśli nie jadę do kolejnej stacji misyjnej, to idę do pracy razem z mieszkańcami w Sugu – mówi misjonarz. – Staram się wszystko robić razem z nimi. – Jeżeli robimy coś pożytecznego, to nie tylko dla wierzących, ale dla wszystkich. Nie możemy jako misjonarze odrzucać ludzi spoza wspólnoty. Mój dom jest otwarty dla liderów, dla „big manów”. Gdy jestem w wioskach, które ewangelizuję, jem to, co mieszkańcy, chcę uszanować ich zwyczaje i gościnność. Mają swoje lokalne potrawy, ale jemy też chińskie zupki – śmieje się. – Oczywiście jadłem również kazuary i larwy – dodaje.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ, MISJE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama