W Papui-Nowej Gwinei istnieje kilkaset języków, wybuchają wulkany i zdarzają się trzęsienia ziemi. Można spotkać domy duchów i religie animistyczne. Toczą się wojny o kobiety, ziemię i świnie. Cywilizację przynieśli Papuasom misjonarze. Dziś pracuje tu ks. Adam Woch.
Świnia to skarb
Primary school, czyli szkołę z klasami od III do VIII ks. Adam założył pięć lat temu. Nie dostał numeru rejestracji, nie miał też pieniędzy na pensje dla nauczycieli. Pierwszy budynek był z bali i pod strzechą. Szkoły rządowe w Papui są fikcją. Istnieją jedynie na papierze. Założył w związku z tym elementary school, gdyż dzieci, które przyszły z tzw. szkół rządowych, nie potrafiły nawet czytać. – Mamy duży problem z młodymi dziewczętami – podkreśla. Według statystyk tylko 6 proc. dziewcząt ukończyło tu edukację na poziomie pierwszych klas szkoły podstawowej. Dlatego razem z siostrami zakonnymi ks. Woch stworzył program edukacyjny dla dziewcząt, aby je wykształcić i poszerzyć ich horyzonty. – Problem jest z rodzicami, którzy nie chcą posyłać córek do szkoły. Dlatego, że dziewczyna poza miejscem zamieszkania zachodzi zazwyczaj w ciążę, rodzi dziecko i jej cena spada. Atakuje się Kościół katolicki za naukę w kwestii etyki seksualnej, ale tu doświadczamy, jak ona jest prawdziwa – podkreśla misjonarz.
Chrześcijaństwo może stać się lekarstwem dla miejscowej ludności. Ważne jest jednak, aby była ciągłość ewangelizacji, aby nie zabrakło misjonarzy na tym terenie. W Papui nadal występuje politeizm. Im więcej żon, tym wyższa pozycja społeczna mężczyzny. Z kolei im więcej świń, tym więcej żon można kupić. Za świnię kupuje się tu wszystko. Oczywiście pod wpływem misjonarzy niektórzy pozostają już przy jednej żonie, chcą też mieć sakramentalny związek.
Judasz czy Jezus?
Praca misjonarza nie jest prosta. – Spotkałem misjonarzy, którzy przepracowali tu 40 lat i mówili, że nic nie udało się im zmienić. W pracy misyjnej często nie widać sukcesów – mówi ks. Woch. Miejscowa ludność ceni sobie polskich misjonarzy. Mimo braku zasobów pieniężnych Polacy potrafią stworzyć atmosferę gościnnego domu. Papuasi doceniają powoli możliwość korzystania z sakramentów, w tym z Eucharystii. Mają zupełnie inną mentalność, której my, Europejczycy, nie jesteśmy w stanie zrozumieć. – Często wybraliby Judasza, a nie Jezusa, gdyż w ich tradycji Judasz to idealny bohater zdrady – mówi ks. Adam.
– Tutaj ludzie wchodzą w relacje przyjaźni niekiedy tylko po to, by później zniszczyć i zdradzić człowieka. Czasami biorę udział w ugodach po jakiejś walce czy wojnie. W trakcie rozmów w języku lokalnym słychać ciągle podniesione głosy: „Janda! janda!” – czyli wojna. Natomiast słowo pokój Papuasi wymawiają w języku pisin, a nie w języku lokalnym. Oni nawet nie mają pokoju na ustach, a co dopiero w sercu – dodaje.
Ludzie w Papui-Nowej Gwinei potrzebują księży. Powoli Ewangelia staje się dla nich coraz bardziej istotna. Nie należy liczyć jednak, że z dnia na dzień pozbędą się mentalności, która kształtowała ich przez pokolenia. Misjonarze posługują im niekiedy w wyjątkowo trudnych warunkach. Aby zbudować szkołę czy szpital, muszą mieć dostęp do zaplecza finansowego. Wsparcie dla naszych lubelskich misjonarzy organizują osoby świeckie i duchowni. Coraz częściej rozumiemy, że nawet przebywając w swoim domu, można wspierać misje.
Dodatkowe informacje o pracy ks. Adama Wocha na stronie www.sugu.rozeslanie.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).