Ostatnimi czasy pojawiła się tendencja, aby szukać katolickich celebrytów. I od razu stwierdzę, że mi się to nie podoba.
Kiedyś sam zastanawiałem się, kto pasuje do wizerunku choćby „Szlachetnej Paczki”. I przez długi czas wychodziło na to, że nikt nie jest dość dobry. Szukałem wśród znanych osób postaci kryształowo czystych. Powiedzmy szczerze: takich osób nie ma. Przynajmniej ja nie spotkałem.
Tzw. celebryci to ludzie podobni do nas, tyle tylko, że znani. Jasne, są wyjątkowi, osiągają cele dla innych niemożliwe. Ale oprócz tego walczą o przetrwanie, jak każdy z nas. Mają swoje życie osobiste, swoje problemy, sukcesy i porażki. Według mnie tworzenie kategorii katolickiego celebryty nakłada na tych ludzi ciężary, których nie chcą nieść. Przecież nikogo nie należy kanonizować za życia.
Fałszywe nastawienie powoduje dwie chore reakcje: jeśli okazuje się, że ktoś ma „wpadkę”, często pojawia się postawa „niedowierzania”, czyli udawania, że tak naprawdę nic się nie stało. Albo rozczarowanie: myślałem, że jesteś dobry, a ty jesteś zły. Powiem po prostu: po co to komu?!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).