Póki co Światowym Dniom Młodzieży towarzyszą strugi deszczu. Może to po to, by trochę przygasić gorące temperamenty ich uczestników?
Nie tylko samych młodych. Papieżowi też nie brakuje energii. Żywo gestykuluje, z każdym by się przywitał, każdego wyściskał i – co pewnie jeży włos na głowie ochroniarzom – nie odmawia kiedy częstują go yerbamatą. Nie wiadomo, czy gdyby nie deszcz nie przyszłaby by mu ochota, by z radości zatańczyć ;) Nie, nie ma się co gorszyć. Wielki wojownik i król Dawid nie miał oporów by tańczyć przed Arką Przymierza. A przecież w tych wszystkich zgromadzeniach też jest Bóg. Wszak gdzie dwóch albo trzech…
Oprócz gestów i atmosfery, o której siedząc przed telewizorem trudno na serio się wypowiadać, jest jednak też coś więcej. Są słowa Franciszka. Ważne, choć papież nie mówi nic nadzwyczajnego. Nie sposób jednak ich nie zauważyć.
Ot, podczas wczorajszej porannej Mszy w prywatnej kaplicy arcybiskupa Rio de Janeiro, w której uczestniczyli klerycy i ich rodziny. „Kościół wiele wycierpiał i nadal cierpi, ilekroć ten, kto został powołany do przyjęcia skarbu w glinianym naczyniu, gromadzi skarb, troszczy się o zmianę swej glinianej natury i wierzy, że jest kimś lepszym, że nie jest już ulepiony z gliny”. Jasne, można na swoje usprawiedliwienie mówić o ważnej roli społecznej czy nawet o godności wynikającej z sakramentu kapłaństwa. Tyle że godność dziecka Bożego rodzi się ze chrztu, a napełnienie Duchem Świętym z bierzmowania.
Albo gdy podczas spotkania z argentyńska młodzieżą Franciszek mówił: „Chcę, żebyście wyszli na ulice. Chcę, żeby Kościół szedł ulicami. Chcę, byśmy bronili tego, czym jesteśmy. Przyzwyczajenie jest zamknięciem się w samych sobie. Parafie powinny wyjść na ulice. Jeśli nie, skończą jako organizacje pozarządowe. A Kościół nie może być organizacją pozarządową” – wołał papież. Oczywiście można zamknąć się w kościołach (budynkach) i skoncentrować się na ich upiększaniu a przy tym narzekać, że wielu nie chce przyjść na spotkanie. Ale można też inaczej. Czego sporo przykładów mamy też w Polsce.
Wydaje mi się, że najciekawsze słowa padły jednak wczoraj wieczorem na Copacabanie. Zacytuję, przepraszam, że będzie to długi cytat.
„Dziś chciałbym, abyśmy wszyscy szczerze zapytali samych siebie: w kim pokładamy ufność? W nas samych, w rzeczach czy w Jezusie? Mamy pokusę, aby stawiać siebie w centrum, aby sądzić, że my sami budujemy swoje życie lub że będzie ono szczęśliwe, jeśli będziemy posiadali rzeczy, mieli pieniądze czy władzę. Ale tak nie jest! Oczywiście posiadanie, pieniądze, władza mogą dać chwilę upojenia, złudzenie, że jest się szczęśliwym, ale w ostateczności to one nas posiadają, pobudzają nas do tego, aby posiadać coraz więcej, by nigdy nie być zaspokojonymi. „Dodaj Chrystusa” do swojego życia, w Nim złóż swoją ufność, a nigdy się nie zawiedziesz! Widzicie, drodzy przyjaciele, wiara w naszym życiu dokonuje rewolucji, którą moglibyśmy nazwać kopernikańską, ponieważ usuwa nas z centrum i oddaje to centralne miejsce Bogu. Wiara zanurza nas w Jego miłości, która daje nam bezpieczeństwo, siłę i nadzieję. Pozornie niczego nie zmienia, ale w najgłębszej istocie nas samych zmienia wszystko. W naszym sercu panuje pokój, łagodność, czułość, odwaga, pogoda ducha i radość, które są owocami Ducha Świętego (por. Ga 5, 22), a nasze życie się przemienia, odnawia się nasz sposób myślenia i działania, staje się sposobem myślenia i działania Jezusa, Boga (….)”.
Nic nadzwyczajnego, prawda? O tym, że aby stać się naprawdę chrześcijaninem trzeba zrzucić z piedestału samego siebie, a postawić na nim Chrystusa pisał już święty Paweł. A przecież to ciągle główny grzech wielu chrześcijan. Zbyt dosłownie jedynie „dodają” Jezusa do swojego życia i nie pozwalają mu tym swoim życiem kierować.
Żeby tylko jeszcze te wszystkie mądre słowa wprowadzić w życie…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.