Paryż przygotowuje się do kolejnej manifestacji przeciw legalizacji tzw. homomałżeństw. W poprzedniej liczbę uczestników szacowano nawet na milion osób.
Jutro po południu może ich być jeszcze więcej. Coraz wyraźniejsza jest bowiem arogancja władz względem przeciwników redefinicji małżeństwa. Parlamentarzyści toczą wielogodzinne debaty nad sprawą dotyczącą niepokaźnej mniejszości. W miejscu stoją natomiast reformy gospodarcze, których Francja dziś pilnie potrzebuje. „Chcemy pracy, a nie homomałżeństw” – to jedno z haseł, które będą towarzyszyć jutrzejszej demonstracji. Policja odmówiła manifestantom wstępu na Pola Elizejskie, tłumacząc, że nie jest to miejsce dla tego typu akcji.
Choć będzie to Niedziela Palmowa udział w manifestacji zapowiedzieli też biskupi, w tym przewodniczący episkopatu kard. André Vingt-Trois. Z Lyonu natomiast przyjedzie kard. Philippe Barbarin. Tak uzasadniał dziś swą decyzję na antenie Radia RCF:
„Myślę, że trzeba dać jasny sygnał, powiedzieć: uwaga, grozi nam głęboka destabilizacja życia społecznego. Ostatnio czytałem list 170 profesorów prawa, którzy napisali do senatorów, ostrzegając przed konsekwencjami redefinicji małżeństwa. Niektórzy kręcą nosem, mówią, że i tak to nic nie pomoże, bo parlament i tak to przegłosuje. A ja mówię: nie ponoszę odpowiedzialności za wynik głosowania, ale byłbym tchórzem, gdybym jasno nie powiedział, że nie służy się krajowi, kiedy wprowadza się takie modyfikacje”.
W wywiadzie dla RCF kard. Barbarin zaznaczył, że mobilizacja przeciw „homomałżeństwom” ma charakter powszechny. Protestują nie tylko wszystkie religie, ale również pedagodzy, psycholodzy czy urzędnicy – najróżniejsze środowiska.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.