O spotkaniu z żywym Jezusem, ekspresowym uzdrowieniu i ciszy, która otwiera na służbę, z Markiem Cabanem, mężem, ojcem czworga dzieci i członkiem grupy Odnowy w Duchu Świętym „Miłosierdzie”, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Agnieszka Napiórkowska: Często uczestniczysz w Eucharystii, zawsze znajdujesz czas na modlitwę. Jaka była Twoja droga odkrywania Boga?
Marek Caban: – Wychowałem się w tradycyjnej rodzinie katolickiej. Wiarę zaszczepiła mi babcia, która miała żywą relację z Jezusem. Była bardzo ciepłą kobietą, która okazywała mi dużo miłości. Ona nauczyła mnie modlitwy, kiedy byłem małym dzieckiem. Moje praktykowanie polegało na tym, że chodziłem do kościoła w czasie świąt, na śluby i pogrzeby. Byłem wierzącym niepraktykującym. Sięgałem po rzeczy, które ofiarował świat. Pod koniec szkoły średniej i w pierwszych latach studiów nadużywałem alkoholu. Poznałem, co to pornografia. Miałem problemy z seksualnością. Uważałem, że seks przed ślubem jest czymś naturalnym, że daje szanse ludziom na poznanie się. Byłem też zwolennikiem antykoncepcji. Do tego przeklinałem jak szewc i byłem uzależniony od telewizji. Powoli łamałem wszystkie granice, które sobie stawiałem. Ponieważ byłem osobą tłumiącą emocje i zamkniętą w sobie, zacząłem trenować wschodnie sztuki walki. Dzięki nim chciałem poczuć się pewnie. Ale takich owoców nie było.
Co w takim razie Cię zatrzymało i spowodowało, że zawróciłeś z równi pochyłej? Czy był to jeden moment, czy jakiś proces?
– Kiedy byłem na trzecim roku studiów, moja mama zachorowała na raka. Dowiadując się o tym, ukląkłem w pokoju i zacząłem się modlić. Prosiłem Boga, żeby ona żyła. Byłem z nią bardzo związany emocjonalnie. Była mi bardzo bliska. Prosiłem Boga o życie dla mamy. Jednak zaufałem Mu, że Jego wybór będzie dla niej najlepszy. Złożyłem wtedy też obietnicę, że zacznę chodzić do kościoła w każdą niedzielę. Po trzech i pół roku przerwy przystąpiłem też do sakramentu pokuty. Była to szczera spowiedź. Zacząłem czytać Pismo Święte. Czytałem Ewangelię. Patrzyłem na życie Jezusa. Widząc, jak jest wspaniały, byłem wściekły na kapłanów, bo wśród tych, z którymi się spotykałem, nie było świadków wiary. Czytanie antyklerykalnych pism jeszcze ten stan pogłębiało. Pół roku po wiadomości o chorobie mamy, czytając Ewangelię na wakacjach, spojrzałem na swoje dotychczasowe życie z perspektywy życia Jezusa. Zacząłem płakać. Zawsze chciałem być dobrym człowiekiem, a tak naprawdę łamałem wszystkie zasady. Wtedy zapragnąłem w sercu upodabniać się do Chrystusa.
Pojechałem rowerem do kaplicy, w której w każdą niedzielę ksiądz odprawiał Mszę świętą. Wchodząc do kościoła, zobaczyłem duży obraz przedstawiający Jezusa. Patrząc na Niego, zastanawiałem się, czemu namalowano Go takiego smutnego. Podczas Eucharystii twarz Jezusa nagle ożyła i usłyszałem w sercu słowa: „Cieszę się, że do mnie wróciłeś”. Powtórzyło się to dwa razy. Doświadczyłem też miłości żywego Chrystusa. Rozpłakałem się i długo nie mogłem powstrzymać łez. W tym momencie, o czym na początku nie wiedziałem, została całkowicie uzdrowiona moja chora seksualność. Żaden ksiądz nie musiał mi tłumaczyć, że seks przed ślubem jest grzechem, że środki antykoncepcyjne są czymś złym. W tamtym momencie Bóg dał mi nowe sumienie.
A inne uzależnienia, o których mówiłeś, czy one też zostały Ci odebrane?
– Tak. Zostałem całkowicie uwolniony od nałogowego oglądania telewizji, nadmiernego spożywania alkoholu, wręcz upijania się. Pan Bóg zabrał mi też nienawiść do Kościoła, który kojarzyłem z hierarchią. W to miejsce wlał miłość do niego i do kapłanów. Pozostało mi jedynie „rzucanie łaciną”. Kiedy wróciłem do domu, powiedziałem: „Panie Boże, jeszcze bluźnię, proszę, zrób coś i z tym, bo ja sobie sam nie dam rady”. Wówczas zabrał i to.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).