Bóg dał mi 
nowe sumienie


GN 11/2013 Łowicz

publikacja 25.03.2013 09:30

O spotkaniu z żywym Jezusem, ekspresowym uzdrowieniu i ciszy, która otwiera na służbę, z Markiem Cabanem, mężem, ojcem czworga dzieci i członkiem grupy Odnowy w Duchu Świętym „Miłosierdzie”, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.


Pan Marek każdego dnia razem z żoną 
rozważa słowo Boże Pan Marek każdego dnia razem z żoną 
rozważa słowo Boże
Agnieszka Napiórkowska

Agnieszka Napiórkowska: Często uczestniczysz w Eucharystii, zawsze znajdujesz czas na modlitwę. Jaka była Twoja droga odkrywania Boga?


Marek Caban: – Wychowałem się w tradycyjnej rodzinie katolickiej. Wiarę zaszczepiła mi babcia, która miała żywą relację z Jezusem. Była bardzo ciepłą kobietą, która okazywała mi dużo miłości. Ona nauczyła mnie modlitwy, kiedy byłem małym dzieckiem. Moje praktykowanie polegało na tym, że chodziłem do kościoła w czasie świąt, na śluby i pogrzeby. Byłem wierzącym niepraktykującym. Sięgałem po rzeczy, które ofiarował świat. Pod koniec szkoły średniej i w pierwszych latach studiów nadużywałem alkoholu. Poznałem, co to pornografia. Miałem problemy z seksualnością. Uważałem, że seks przed ślubem jest czymś naturalnym, że daje szanse ludziom na poznanie się. Byłem też zwolennikiem antykoncepcji. Do tego przeklinałem jak szewc i byłem uzależniony od telewizji. Powoli łamałem wszystkie granice, które sobie stawiałem. Ponieważ byłem osobą tłumiącą emocje i zamkniętą w sobie, zacząłem trenować wschodnie sztuki walki. Dzięki nim chciałem poczuć się pewnie. Ale takich owoców nie było.

Co w takim razie Cię zatrzymało i spowodowało, że zawróciłeś z równi pochyłej? Czy był to jeden moment, czy jakiś proces?


– Kiedy byłem na trzecim roku studiów, moja mama zachorowała na raka. Dowiadując się o tym, ukląkłem w pokoju i zacząłem się modlić. Prosiłem Boga, żeby ona żyła. Byłem z nią bardzo związany emocjonalnie. Była mi bardzo bliska. Prosiłem Boga o życie dla mamy. Jednak zaufałem Mu, że Jego wybór będzie dla niej najlepszy. Złożyłem wtedy też obietnicę, że zacznę chodzić do kościoła w każdą niedzielę. Po trzech i pół roku przerwy przystąpiłem też do sakramentu pokuty. Była to szczera spowiedź. Zacząłem czytać Pismo Święte. Czytałem Ewangelię. Patrzyłem na życie Jezusa. Widząc, jak jest wspaniały, byłem wściekły na kapłanów, bo wśród tych, z którymi się spotykałem, nie było świadków wiary. Czytanie antyklerykalnych pism jeszcze ten stan pogłębiało. Pół roku po wiadomości o chorobie mamy, czytając Ewangelię na wakacjach, spojrzałem na swoje dotychczasowe życie z perspektywy życia Jezusa. Zacząłem płakać. Zawsze chciałem być dobrym człowiekiem, a tak naprawdę łamałem wszystkie zasady. Wtedy zapragnąłem w sercu upodabniać się do Chrystusa.

Pojechałem rowerem do kaplicy, w której w każdą niedzielę ksiądz odprawiał Mszę świętą. Wchodząc do kościoła, zobaczyłem duży obraz przedstawiający Jezusa. Patrząc na Niego, zastanawiałem się, czemu namalowano Go takiego smutnego. Podczas Eucharystii twarz Jezusa nagle ożyła i usłyszałem w sercu słowa: „Cieszę się, że do mnie wróciłeś”. Powtórzyło się to dwa razy. Doświadczyłem też miłości żywego Chrystusa. Rozpłakałem się i długo nie mogłem powstrzymać łez. W tym momencie, o czym na początku nie wiedziałem, została całkowicie uzdrowiona moja chora seksualność. Żaden ksiądz nie musiał mi tłumaczyć, że seks przed ślubem jest grzechem, że środki antykoncepcyjne są czymś złym. W tamtym momencie Bóg dał mi nowe sumienie.


A inne uzależnienia, o których mówiłeś, czy one też zostały Ci odebrane? 


– Tak. Zostałem całkowicie uwolniony od nałogowego oglądania telewizji, nadmiernego spożywania alkoholu, wręcz upijania się. Pan Bóg zabrał mi też nienawiść do Kościoła, który kojarzyłem z hierarchią. W to miejsce wlał miłość do niego i do kapłanów. Pozostało mi jedynie „rzucanie łaciną”. Kiedy wróciłem do domu, powiedziałem: „Panie Boże, jeszcze bluźnię, proszę, zrób coś i z tym, bo ja sobie sam nie dam rady”. Wówczas zabrał i to.


Twoje środowisko, koledzy spokojnie przyjęli Twoją duchową rewolucję? Nie próbowali naciskać, żebyś pozostał taki, jakim Cię znali?


– Kiedy wróciłem do domu, opowiedziałem kumplom o swojej przemianie, o tym, że idę na pielgrzymkę. Pomyśleli, że zwariowałem. Postawili butelkę wódki. Nie miałem już ochoty z nimi pić. Szybko trafiłem do grupy Odnowy w Duchu Świętym „Miłosierdzie”. Tam przeszedłem Rekolekcje Ewangelizacyjne Odnowy, których celem jest otwarcie się na doświadczenie miłości Boga. We wspólnocie poznałem bliżej późniejszą żonę. Nawiązała się między nami przyjaźń. Dużo rozmawialiśmy ze sobą. Zobaczyliśmy, że mamy podobne wartości i pragnienia. Zaczęliśmy się spotykać i po krótkim czasie zaręczyliśmy się. Przez cały ten czas Pan Bóg dbał o mnie. Odczuwałem Jego błogosławieństwo na studiach, które skończyłem z wyróżnieniem, a następnie w poszukiwaniu pracy, którą zaraz potem dostałem bez znajomości.


Ważnym momentem w Twoim życiu był ślub z Agnieszką?


– Jednym z najważniejszych. Szybko podjęliśmy decyzję o dziecku. Z każdym kolejnym byliśmy otwarci na życie. Przy pomocy ks. Mirka Romanowskiego stworzyliśmy grupę małżeńską, która trwa do dziś. To było i jest nasze miejsce wzrostu nie tylko. Pomaga nam ona budować relacje z sobą, ale i z Bogiem.


Jeździcie na rekolekcje, modlicie się razem z dziećmi, posługujecie...


– Tak, to prawda. Wspólnie odkryliśmy siłę słowa Bożego. Ono do nas mówi i konkretnie działa. Każdego wieczoru robimy refleksję nad minionym dniem i patrzymy, jak Bóg nas prowadził. Bardzo zbliża nas nie tylko czytanie słowa Bożego, ale także dzielenie się nim. Mamy głód spotykania się z Jezusem, dlatego przynajmniej raz w tygodniu uczestniczymy w adoracji Najświętszego Sakramentu w ciszy. Jest to szczególnie ważne w czasie, gdy jesteśmy bombardowani tak wieloma informacjami, kiedy świat przeszkadza we wsłuchaniu się w samego siebie, a co dopiero w Boga. Staramy się też w różnych miejscach posługiwać i świadczyć. Mam przekonanie, że Pan Bóg chce, by każdy człowiek doświadczył Jego miłości, tak jak doświadczyliśmy tego ja i moja żona. Dlatego dzielimy się z innymi prawdą, którą odkryliśmy, że bez ciszy nie ma słuchania, bez słuchania nie ma modlitwy, bez modlitwy nie ma miłości, a bez miłości nie ma służby.