Bóg który stał się człowiekiem? Bóg widzialny? Bóg w ciele? Nic dziwnego, że byli zbulwersowani. Nic dziwnego, że pytali. Nic dziwnego, że się wahali.
Kimże on jest, że nawet grzechy odpuszcza?[1] - zastanawiali się w popłochu. Tylko Bóg może odpuszczać grzechy! Na dowód niedowiarkom – jako potwierdzenie swoich słów o odpuszczeniu grzechów - Jezus dokonał uzdrowienia ciała. Paralityk, przyniesiony przez przyjaciół, spuszczony przez dach razem z łożem, wstał, wziął łoże na plecy i chodził. Czy pomogło?
Wiedzieli, że Bóg jest miłosierny. Wierzyli, że przebacza skruszonym w sercu. Wiedzieli, że wielokrotnie wysyłał proroków właśnie do tych, którzy odchodzili od Niego, by zawrócili z drogi śmierci. Wiedzieli, że gniew Jego trwa tylko chwilę, a miłosierdzie wieczność. Czemu dziwiło ich i bulwersowało, gdy przyszedł go grzeszników? Gdy przebaczał? Gdy zapowiadał, że celnicy i jawnogrzesznice wejdą do Królestwa (już nie mówiąc o tym, że wejdą przed nimi)?
Dlaczego nie pamiętali, gdy mówił, że ten, który odwróci się od zła i podejmie dobre czyny, żyć będzie, ale jeśli sprawiedliwy zejdzie na złą drogę, zginie pośród grzeszników?
Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom[2] – mówił Jezus. Wierzcie, byście mieli życie. Moje dzieła są dowodem. One świadczą o Mnie i o Ojcu, który Mnie posłał. Potraficie odróżnić dobro od zła? Jeśli tak, czemu nie wierzycie?
Tysiące pytań, brak odpowiedzi. A może trzeba szukać odpowiedzi we własnym sercu? Dziś też wiemy...
Jedynie Boska tożsamość Osoby Jezusa może usprawiedliwić także Jego absolutne wymaganie: Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie (Mt 12,30), a także Jego słowa, że w Nim jest "coś więcej, niż Jonasz... coś więcej niż Salomon.." (Mt 12, 41-42), "coś większego niż Świątynia" (Mt 12, 6); gdy przypomina w odniesieniu do siebie, że Dawid nazwał Mesjasza swoim Panem (Mk 12, 36-37) i gdy stwierdza "Zanim Abraham się stał, Ja jestem" (J 8, 58), a nawet „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30) – przypomina Katechizm[3].
Jezus mówił jak prawodawca, stawiał uczniom oczekiwania, których nie miałby prawa postawić żaden człowiek, w końcu mówił o sobie rzeczy, które przerastały pojęcie współczesnych Mu ludzi. Bóg który stał się człowiekiem? Bóg widzialny? Bóg w ciele? Nic dziwnego, że byli zbulwersowani. Nic dziwnego, że pytali. Nic dziwnego, że się wahali. Jezus nie odmawiał rozmowy. Odpowiadał na pytania. Można było do Niego przyjść. W nocy, potajemnie i za dnia.
Ale przede wszystkim czynił dobro. Nikomu nie uczynił nic złego. Nie było w Nim fałszu i podstępu. Jego mowa była tak-tak, nie-nie. Nie mieli Go o co oskarżyć, choć wielokrotnie się przymierzali.
Problemem nie był błąd. Nie tylko błąd. Błądził Szaweł. Tragicznie. Ale gdy poznał prawdę, zawrócił z błędnej drogi. Problemem były koncepcje i plany. Czekali na Mesjasza politycznego. Nie na tego, który przyszedł. Nie na tego, którego zapowiadały Pisma. A może już w głębi serca nie czekali, przyjmując zasadę, że lepsze jest wrogiem dobrego?
Znali Pisma. O Nim mówiły i Prawo i Prorocy. A jednak Go nie poznali. Nie uwierzyli. Ich wybór zablokował ich serca przed Bogiem. Przed łaską wiary. Przynajmniej w tamtej godzinie.
Ale On umarł za cały lud. I cały lud pojednał z Ojcem. Także tych, którzy Go zdradzili, skazali, ukrzyżowali. Także oni – jeśli się odwrócą od zła – żyć będą. A sprawiedliwi, jeśli zejdą z dobrej drogi, mogą zginąć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).